Выбрать главу

Siniak powstaje na skutek przesączenia się krwi przez tkankę pod skórą, z reguły – lecz nie zawsze – w wyniku uderzenia lub stłuczenia.

Wspomniałam już, że upłynęło całe pięć lat?

W drzwiach pokoju ukazuje się głowa Anny.

– Tata kazał powiedzieć, że przyjechali już pierwsi goście i że jemu jest wszystko jedno, w czym Kate zejdzie na dół, może być nawet włosiennica. Co to jest włosiennica?

Kate wciągnęła już sukienkę z powrotem przez głowę. Podciąga spódniczkę i rozciera siniak.

– No dobra – prycha.

Na dole czeka już dwadzieścioro dwoje jej rówieśników z drugiej klasy, tort w kształcie jednorożca, a w charakterze atrakcji – student z sąsiedztwa, który wiąże z kolorowych balonów miecze, misie i korony na głowę. Kate rozpakowuje prezenty: są tam naszyjniki ze świecących koralików, modele do sklejania, ubranka i różne gadżety dla Barbie. Największe pudełko, prezent ode mnie i od Briana, zostawia na koniec. W pudełku jest kulisty słój, a w nim złota rybka.

Kate zawsze chciała mieć własne zwierzątko. Nie możemy trzymać kota, bo Brian ma alergię na kocią sierść. Pies z kolei wymaga zbyt wiele troski jak na naszą sytuację. Zdecydowaliśmy się więc na rybkę. Kate szaleje z radości. Do końca przyjęcia wszędzie nosi ją ze sobą. Rybka dostaje imię Herkules.

Po skończonej zabawie, kiedy sprzątamy dom, przyłapuję się na tym, że wpatruję się w słój, gdzie lśniąca jak dukat rybka pływa w kółko, zadowolona z tego, że nigdzie się nie wybiera.

Trzydzieści sekund wystarczy, żeby do świadomości dotarło, iż wszystkie plany właśnie wzięły w łeb, że trzeba wykreślić z kalendarza każdą rzecz, którą miało się odwagę w nim zapisać, kpiąc przy tym z losu. Następne trzydzieści sekund przynosi pogodzenie z faktem, że nie mamy zwyczajnego życia, choćbyśmy nawet uwierzyli tym, którzy starali nam się to wmówić.

Rutynowe badanie szpiku kostnego, którego termin wyznaczono na długo przed pojawieniem się tego siniaka, wykazało obecność nieprawidłowych promielocytów. Przeprowadzony później test metodą łańcuchowej reakcji polimerazowej, czyli analiza DNA, ujawnił u naszej Kate translokację w chromosomie 15 i 17.

To wszystko oznacza, że nastąpił nawrót na poziomie komórkowym, a co za tym idzie, tylko patrzeć, jak pojawią się objawy kliniczne. Być może jeszcze przez cały miesiąc badania nie wykażą obecności blastów. Może przez cały rok Kate nie będzie miała krwiomoczu ani krwistych stolców. W końcu jednak to nastąpi. Nie da się tego uniknąć.

Nawrót. W ich ustach to słowo brzmi tak zwyczajnie jak „urodziny” albo „termin zapłaty podatku”. To część ich pracy, nieodłącznie wpisana w rozkład zajęć.

Doktor Chance wyjaśnił nam, że to właśnie jest temat jednej z wielkich debat toczonych obecnie przez specjalistów onkologów: czy lepiej naprawiać sprawne koło, czy czekać, aż cały wóz się przewróci? Doradza nam, żebyśmy zdecydowali się na leczenie kwasem all – trans – retinowym, czyli tretinoiną. Podaje się go w tabletkach wielkości połowy mojego kciuka. Jego formułę zawdzięczamy – lepiej chyba powiedzieć: ukradliśmy – starożytnym chińskim lekarzom, którzy stosowali ten środek przez długie lata. W odróżnieniu od leczenia chemioterapią, która zabija wszystko, co stanie jej na drodze, tretinoiną kieruje się wprost do chromosomu 17, a ponieważ to właśnie translokacja w chromosomie 15 i 17 uniemożliwia właściwe dojrzewanie promielocytów, tretinoiną pomaga rozwinąć poplątane geny… i powstrzymać dalsze mutacje.

Doktor Chance mówi, że dzięki tretinoinie być może uda się doprowadzić do ponownej remisji.

Kate jednak może uodpornić się na ten środek.

– Mamo… – Do salonu wchodzi Jesse, zastając mnie siedzącą na kanapie. Tkwię tutaj już od kilku godzin. Nie mogę się zmusić, żeby wstać i zabrać się do domowych obowiązków. Bo przecież to wszystko nie ma sensu. Po co robić dzieciom kanapki do szkoły, obszywać im spodnie, po co nawet płacić rachunki za ogrzewanie?

– Mamo – powtarza Jesse. – Chyba nie zapomniałaś, co?

Patrzę na niego i nie rozumiem. Zupełnie jakby mówi! po chińsku.

– O czym?

– Powiedziałaś, że jak pójdziemy do ortodonty, to potem kupisz mi nowe korki. Obiecałaś.

Obiecałam. Obiecałam, bo za dwa dni zaczynają się mecze, a Jesse wyrósł już ze swoich starych korków. Ale w tej chwili nie wiem, czy znajdę w sobie tyle siły, żeby zwlec się z kanapy i pojechać z nim do przychodni, gdzie recepcjonistka jak zwykle uśmiechnie się do Kate, a mnie powie, że mam śliczne dzieciaki. A już wyprawa do sklepu sportowego wydaje mi się po prostu grubą nieprzyzwoitością.

– Odwołam wizytę u ortodonty – mówię.

– Fajnie! – Jesse błyska srebrem na zębach. – To od razu pojedziemy po korki?

– To nie jest najlepszy moment.

– Ale…

– Jesse. Daj… mi… spokój.

– Nie mogę grać, jak nie będę miał nowych butów. A ty i tak nic nie robisz, tylko siedzisz.

– Twoja siostra – mówię opanowanym tonem – jest bardzo ciężko chora. Przykro mi, jeśli to koliduje z twoją wizytą u dentysty i z zakupem nowej pary korków. Te sprawy w żadnym razie nie są w tej chwili na pierwszym planie. Poza tym wydaje mi się, że skoro masz już dziesięć lat, to mógłbyś wreszcie dorosnąć na tyle, żeby móc zrozumieć, że cały świat nie kręci się wokół ciebie.

Jesse rzuca spojrzenie za okno, przez które widać Kate siedzącą okrakiem na gałęzi dębu. Na trawie stoi Anna, słuchając wskazówek starszej siostry; dziś jest lekcja chodzenia po drzewach.

– Właśnie widać, jaka ona chora – mówi Jesse z przekąsem. – A może to ty byś w końcu dorosła, co? Może to ty nie możesz zrozumieć, że cały świat nie kręci się dookoła niej?

Po raz pierwszy w życiu zaczynam rozumieć, jak można uderzyć dziecko. Bo patrzę w oczy mojego syna i widzę w nich samą siebie, odbicie, którego wcale nie chcę oglądać. Jesse biegnie na górę do swojego pokoju i zatrzaskuje za sobą drzwi.

Zamykam oczy i robię kilka głębokich wdechów. I nagle uderza mnie myśclass="underline" nie wszyscy umierają ze starości. Ludzie giną pod kołami samochodów, w katastrofach lotniczych, można się udławić fistaszkiem. Na tym świecie nie ma nic pewnego, a już najmniej pewna jest przyszłość.

Z ciężkim westchnieniem wchodzę po schodach, pukam do drzwi pokoju syna. Jesse niedawno odkrył muzykę; dźwięki sączą się przez jasną szparę wzdłuż progu. Słysząc pukanie, przycisza piosenkę.

– Czego chcesz?

– Porozmawiać. Chciałam cię przeprosić.

Ze środka dobiega rumor, a po chwili Jesse szeroko otwiera drzwi. Na jego wargach widnieją plamy krwi, upiorna wampirza szminka; z ust sterczą kawałki drutu, jak szpilki w ustach krawcowej. W ręce trzyma widelec, którym porozrywał aparat korekcyjny.

– Teraz już nigdzie nie musisz ze mną jeździć – mówi krótko.

Kate już od dwóch tygodni bierze tabletki z tretinoiną. Siedzimy wszyscy przy stole; Kate o tej porze dostaje lekarstwo.

– Wiecie, co wyczytałem? – mówi Jesse. – Żółwie olbrzymie żyją sto siedemdziesiąt siedem lat. – Właśnie odkrył książkę z serii „Czy wiecie, że…”. Zwariował na jej punkcie. – A małże arktyczne żyją dwieście dwadzieścia lat.

– Co to są małże arktyczne? – pyta Anna.

– Nieważne – mówi Jesse. – Papugi żyją osiemdziesiąt lat. Koty trzydzieści.

– A Herkules? – pyta Kate.