Выбрать главу

Film się skończył, rozbłysły światła i Lister ogłosił krótką przerwę na lunch. W foyer obok salki kinowej urządzono bufet z kanapkami. Russ Claven natychmiast pomknął w jego kierunku.

Rozglądałem się za A. J. Simes, kiedy ona sama podeszła do nas od tyłu.

– Witam was. Dzięki za przybycie.

Wstaliśmy. Lauren i A. J. pochyliły się nad oparciami foteli i uścisnęły serdecznie, a potem A. J. podała mi rękę i powiedziała:

– Pewnie wciąż się zastanawiasz, dlaczego się tu znalazłeś. Starałem się nie patrzeć na laskę, którą się podpierała.

– Masz rację – odparłem, machając ręką w stronę ekranu. – Nie wydaje mi się, żeby było tu coś dla takiego gościa jak ja.

– Czy pamiętacie to podwójne morderstwo? Mieszkaliście już wtedy w Kolorado, prawda?

– Pamiętam, ale bardzo niewyraźnie – odpowiedziałem. – W tamtych czasach nie pisano o takich zbrodniach tyle co dziś. Przypominam sobie zamieszanie, kiedy dziewczęta zaginęły, i sensację, kiedy znaleziono ich ciała. Potem wszystko ucichło, bo okazało się, że nie ma nawet podejrzanych.

– Mnie tam nie było, nie śledziłam więc sprawy z bliska, ale nie znajduję nic zaskakującego w jej podsumowaniu – rzekła A. J. – Możemy usiąść?

– Ależ oczywiście – powiedziała Lauren.

A. J. obeszła rząd foteli i usiadła na miejscu, które zajmował Russ Claven.

– Zaproszenie was było moim pomysłem. Zależało mi na tym, byście oboje włączyli się do sprawy. Twoja rola, Lauren, jest łatwiejsza do zdefiniowania. To dla nas normalne, że szukamy konsultanta w miejscowych kręgach prokuratorskich. Kogoś, kto świetnie się orientuje w lokalnych przepisach i procedurach. – Lauren kiwnęła w odpowiedzi głową. – Twoje zadanie, Alan, jest trudniejsze do określenia. Zasugerowałam ciebie z dwóch powodów. Po pierwsze, wszyscy członkowie komitetu, który wybiera nowe dochodzenia, mają świadomość, że wiemy za mało o życiu obu dziewczynek w okresie poprzedzającym morderstwo. Miejscowa policja nastawiła się na poszukiwanie seryjnego albo przypadkowego mordercy, na przykład jakiegoś włóczęgi. W ogóle nie wzięli pod uwagę, że mógł istnieć powód tego, że dziewczęta weszły w konflikt z mordercą czy mordercami. Przeczuwam, że jeśli nie znajdziemy takiego powodu, nie da się rozwikłać tej zagadki. Chodziłoby o sporządzenie czegoś w rodzaju portretów psychologicznych. Zwykle przygotowanie takich portretów było moim zadaniem. Aleja ostatnio… nie jestem w najlepszej formie i nie mogę sobie pozwolić na podróże, które są konieczne do nakreślenia w miarę kompletnych portretów. Biorąc pod uwagę naszą współpracę w zeszłym roku, dochodzę do wniosku, że ty, Alanie, masz wszelkie dane, żeby mi w tym pomóc.

Uświadomiłem sobie, że wciągam powoli powietrze do płuc. Nie wiedziałem, dlaczego to robię. Milczałem.

Ale jest jeszcze drugi powód tego, że chciałam cię mieć w zespole – ciągnęła A. J. – Dowiedzieliśmy się, że jedna z dziewczynek, Mariko, chodziła na psychoterapię do psychologa, który w tamtym okresie praktykował w Steamboat Springs. Zamierzamy zwrócić się do jej rodziny o pozwolenie na wgląd do karty choroby z tego leczenia. Ktoś będzie też musiał porozmawiać z tym psychologiem. Może powie nam coś ważnego o dziewczynie.

– I wolałabyś, żeby zrobił to ktoś miejscowy? – zapytała Lauren.

– Tak.

Kiedy A. J. przebywała u nas w zeszłym roku, starając się ochronić mnie przed anonimowym zabójcą, rozmawiałem z nią kilka razy o obowiązku zachowania w tajemnicy zapisków z leczenia. Przypomniałem jej o tym.

– Czy masz powody przypuszczać, że rodzice odmówią nam wglądu do historii choroby ich córki? – spytałem.

– Właściwie nie. Locard został poproszony o pomoc przez nowego szefa policji Steamboat Springs i przez rodzinę Tami Franklin. Państwo Hamamoto nie mieszkają już tam, nie przebywają nawet w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście, oczekujemy z ich strony współpracy, ale musimy dopiero nawiązać z nimi kontakt.

Nadal nie byłem przekonany.

– Dlaczego zależy ci na tym, żeby w dochodzeniu brał udział miejscowy psycholog?

– Pewnie się zdziwicie, ale z powodów politycznych. – Powiodła wzrokiem po naszych twarzach, żeby zobaczyć, czy odgadliśmy, co ma na myśli. Nie doczekawszy się odpowiedzi, wyjaśniła: – Okazało się, że psychologiem, który udzielał porad Mariko Hamamoto, jest doktor Raymond Welle.

– Raymond Welle? Ten kongresman?

Zanim A. J. zdążyła odpowiedzieć, Lauren wydała krótki okrzyk zdumienia.

– Lauren zna Wellego wyjaśniłem.

Moja żona przełknęła ślinę, zrobiła głęboki wydech, wciągnęła powietrze i powiedziała:

– Byłam nawet jego kuzynką, czy raczej kimś w tym rodzaju. Ale krótko.

A. J. spojrzała najpierw na mnie, a potem zwróciła się do Lauren:

– Wiemy o twoim pierwszym małżeństwie. Wyskoczyło to, kiedy zbieraliśmy dane o was obojgu… Welle był twoim szwagrem, zgadza się?

– Tak – potwierdziła Lauren. Siostra mojego pierwszego męża była żoną Raymonda Welle.

– Znasz go więc bardzo dobrze? – spytała A. J.

– A czy można poznać kogoś bardzo dobrze? – odparła Lauren.

4.

Nie mogliśmy porozmawiać dłużej, bo A. J. wezwał Kimber Lister. Złapaliśmy kanapki i napoje i wróciliśmy na miejsca. Russ Claven nie usiadł koło nas. Zajął fotel po drugiej stronie sali w pobliżu sceny, a cała jego uwaga skupiona była na kobiecie z krótkimi brązowo-rudymi włosami i przetykaną złotą nicią przepaską na prawym oku. Żonglowała butelką mrożonej herbaty i talerzem wypełnionym górą kanapek i ziemniaczaną sałatką. Z podziwu godną zręcznością poradziła sobie z tym wszystkim. Claven powiedział coś, co ją rozbawiło, i uśmiechnęła się szeroko. Jej promienny uśmiech przypominał mi ten, który widziałem na migawkowym ujęciu Tami Franklin. Lauren spojrzała na nią.

– Elegancka przepaska, nie sądzisz? – powiedziała.

– Owszem – przytaknąłem. – Pewnie zrobiona na zamówienie. Nie kupi się niczego takiego u Walgreena.

– Wiesz, mam wrażenie, że stan A. J. się pogorszył – rzekła Lauren, nie patrząc na mnie.

– Masz na myśl laskę?

– Tak. Ma zaburzenia równowagi i idąc, przytrzymuje się krzeseł. Ale nie tylko to.

Zarówno Lauren, jak i A. J. cierpiały na stwardnienie rozsiane. Nigdy nie pytaliśmy o to A. J., ale podejrzewaliśmy, że odmiana choroby, z jaką walczyła, była bardziej złośliwa niż u Lauren.

– Nadal myślisz, że cierpi na odmianę postępującą? – zapytałem. Była to najbardziej jadowita postać tego schorzenia, prowadząca do szybkiego pogarszania się stanu zdrowia, bez żadnych widoków na cofnięcie się objawów albo wyzdrowienie.

Lauren pogładziła się po ramieniu, które zdrętwiało jej przed chwilą.

– Na litość boską, mam nadzieję, że nie. Ale straciła na wadze, nie sądzisz? – Nie czekając na moją odpowiedź, zapytała: – Co myślisz o sprawie, która nas tu ściągnęła?

Wzruszyłem ramionami.

– Jest ciekawa. Wyznaczone zadania wydają się interesujące. Ale wolałbym nie przeprowadzać rozmowy z Raymondem Welle. Czy ty i Jake spędziliście dużo czasu z nim i jego żoną?

– Nie odwiedzaliśmy ich zbyt często. Rodzina Jacoba nie utrzymywała z nimi bliskich kontaktów. Poza tym my mieszkaliśmy w Denver, a Raymond i Gloria w Steamboat. Ojciec Jacoba nie przepadał za Raymondem, więc on i Gloria starali się trzymać z dala od miasta. Wybraliśmy się kiedyś razem na narty, ale ja spędziłam więcej czasu w towarzystwie Glorii.

– Jakie zrobił na tobie wrażenie?

– Raymond? Kiedy go poznałam, wydał mi się powierzchowny. Bezustannie starał się nadrabiać miną, żeby osiągnąć jaką taką pozycję w rodzinie. A ponieważ rodzina Jake’a miała niemałe osiągnięcia, nie było to łatwe. Przebywanie w pobliżu Raymonda męczyło mnie. Gloria koncentrowała się na własnych sprawach, ale starała się robić wrażenie milszej, niż była w rzeczywistości… Wiesz, co mam na myśli? Zawsze podśmiewała się ze swego ojca. Myślę, że jej związek z Raymondem miał coś wspólnego z tą jej postawą.