Выбрать главу

Jeden z policjantów zameldował, że namierzył uciekiniera.

– On chce, żebyście go zastrzelili! – wrzasnąłem. Nie róbcie…

Policjant strzelił. Jego kolega nacisnął na spust niemal w tym samym momencie. Oba strzały zlały się niemal w jeden huk. Patrzyłem w przerażeniu, jak Raymond Welle przewraca się na krawędzi tarasu i spada na trawnik.

Tyle razy wyobrażałem sobie tę scenę, że czułem się, jakbym widział ją już wcześniej.

– Wstrzymać ogień! – rozkazał Percy Smith. – Wezwać pogotowie.

– Zrobiliście dokładnie to, czego on sobie życzył – powiedziałem.

– Myśli pan, żeśmy go zastrzelili? On wcale nie zginął. Strzelaliśmy nad jego głową. Przestraszyliśmy go tylko. Nie spuszczać go z oka – rzucił swoim ludziom.

Russ błyskawicznie zsunął się z dachu. Zjechał na taras po jednej z rynien w chwili, gdy Welle gramolił się na kolana, starając się wymacać w trawie pistolet. Russ skoczył na Raya i rozpłaszczył go na ziemi, zanim ten zdążył chwycić broń.

Flynn złapała mnie za rękę.

– Chodźmy. Trzeba rozejrzeć się za Kimberem – powiedziała. Pobiegłem za nią do drzwi domu.

43.

Kimber siedział w przedpokoju oparty o ścianę. Został trafiony w lewe ramię. Sądząc po plamach na podłodze, stracił sporo krwi. Przyklęknąłem obok niego.

– Powiedziałem panu, że czuję się, jakbym umierał – zażartował. Objawy panicznego strachu ustąpiły.

– Kimber, ty wcale nie umierasz – powiedziała Flynn i wzięła go za rękę. – Słyszysz, co mówię? Alan, niech pan zawoła tu Russa – dodała, nie odwracając się do mnie.

– Boże, dopomóż mi – wymamrotał Kimber z udawanym przerażeniem. – Ona woła tu specjalistę od sekcji zwłok. Może już umarłem?

Zachęcające było, że nie tracił dobrego samopoczucia.

– Kimber, ty naprawdę wcale nie umierasz – mruknęła Flynn. – Ciągle oddychasz. Zajmiemy się całą resztą.

Kimber otworzył usta, żeby jej odpowiedzieć, ale głowa opadła mu na piersi. Wąską dolinę wypełniło wycie karetki pogotowia.

– Prędzej! – popędziła mnie Flynn.

Wybiegłem na dwór, żeby wezwać Russa i pokazać drogę sanitariuszom.

Kiedy uporałem się z tym zadaniem, Percy Smith zabronił mi wracać do środka. Gdy wyjaśnił, dlaczego, moje podniecenie gdzieś się ulotniło. Kazał mi usiąść na tylnym siedzeniu samochodu. Oczekiwałem, że założy mi kajdanki, ale nie zrobił tego. Pewnie tylko na razie.

W czasie jazdy do Steamboat uciąłem sobie drzemkę na tylnym siedzeniu policyjnego samochodu Percy Smitha. Znalazłszy się w budynku komisariatu zasnąłem na dobre. Gdy spałem kompletowano zespół, który miał mnie przesłuchać.

W zespole znaleźli się detektywowi reprezentujący szeryfa okręgu Routt i komisariat policji w Steamboat Springs oraz agent FBI. Na wstępie zapytałem o stan Kimbera. Nie otrzymałem odpowiedzi. Spytałem, czy nie dostał ataku lękowego, ale odmówiono mi odpowiedzi i na to pytanie. Miny funkcjonariuszy wskazywały, że mogę mieć kłopoty w związku z samoobroną przeciwko Philowi Barrettowi na terenie wiatrołomu, poprosiłem więc o pozwolenie na odbycie rozmowy telefonicznej. Zgodzili się. Zadzwoniłem do Lauren. Wysłuchała mojej opowieści z godną uwagi cierpliwością i opanowaniem, dwa razy zapytała o moje samopoczucie i poleciła mi, żebym z nikim nie rozmawiał, dopóki nie znajdzie się koło mnie. Obiecała, że zjawi się w Steamboat najpóźniej za cztery godziny.

Policjanci nie byli zachwyceni, kiedy powiedziałem im, że za radą pewnego prokuratora zdecydowałem się nie odpowiadać na ich pytania, przynajmniej na razie. Wezwali Percy Smitha, żeby spróbował mnie udobruchać i namówić do współpracy. Nie zdawali sobie sprawy, że wybrali najgorszego emisariusza pod słońcem. Gdy odmówiłem poddania się przesłuchaniu, stało się jasne, że bardzo ich zmartwiła moja postawa. Mogłem ją wprawdzie zmienić, ale to zmartwiłoby moją żonę. Decyzja, żeby zachować milczenie, nie kosztowała mnie zbyt wiele. Nie zamierzałem nawiązywać porozumienia z żadnymi gliniarzami.

Zastanawiałem się, co się dzieje z Flynn, Russem i Dellem Franklinem, i czy także są przetrzymywani gdzieś w pobliżu. Nie wierzyłem, by policjanci udzielili mi informacji na ten temat, nie pytałem więc o nic. Zwinąłem się w kłębek na podłodze pokoju przesłuchań i spałem aż do przybycia mojej żony.

Lauren zajrzała do pokoju około drugiej po południu. Była trochę zdenerwowana, lecz uśmiechnęła słodko i potrząsnęła lekko głową, co zrozumiałem jako: „Wyglądasz żałośnie, ale mimo to cię kocham”. Przywiozła mi lunch, który przyjąłem z należytą wdzięcznością. Wyczuła jednak, że jestem nie w pełni usatysfakcjonowany. Pocałowała mnie bowiem i oświadczyła z kwaśną miną że powinna była mi przywieźć także szczoteczkę do zębów i maszynkę do golenia.

Ale najważniejszym prezentem, jaki mi przywiozła, była jej prawnicza bystrość.

Zapytałem, jak się czuje po długiej jeździe, a także o nasze przyszłe dziecko. Położyła rękę na brzuchu. W jej oczach wyczytałem, że wszystko dobrze. Wyjaśniła, że przywiózł ją Sam i że Satoshi również chce przyjechać. Świadomość, że Sam tu jest, była dla mnie pocieszająca. Chciałem też opowiedzieć Satoshi, jak zginęła jej siostra.

Gdy jadłem lunch, Lauren relacjonowała, czego zdążyła się dowiedzieć. Nie miała informacji na temat Kimbera. Podczas jazdy z Boulder usłyszała w radiowych wiadomościach, że przeżył i został umieszczony na oddziale chirurgicznym miejscowego szpitala.

Wielkim wydarzeniem okazało się aresztowanie Raymonda Wellego. Informowały o tym wszystkie krajowe agencje. Żadnej jednak nie udało się rozszyfrować zawiłości tej historii. Nie wspomniano dotąd ani słowem o dziewczętach zamordowanych w osiemdziesiątym ósmym roku na ranczu przy Silky Road, nie było też doniesień o wydarzeniach na terenie wiatrołomu w masywie Routt Divide ani o odkryciu zwłok Dorothy Levin. Lecz i tak informacja, że członek Kongresu Stanów Zjednoczonych próbował zabić byłego agenta FBI, była dużą sensacją. Zdaniem Lauren, w najbliższych godzinach należało się spodziewać nalotu dziennikarzy. Była też pewna, że prawicowi dziennikarze już szykują pilnie obronę Wellego.

Zapytałem ją jaką linię obrony mógłby przyjąć Welle w przypadku oskarżenia o zlecenie zabójstwa żony.

Uśmiechnęła się i odparła, że nie wyobraża sobie żadnej.

Lauren zupełnie się nie przejęła tym, że zawiozłem przeżywającego ciężki atak choroby Kimbera do domu Raymonda Wellego. Zaniepokoiła się natomiast, usłyszawszy, że rąbnąłem Barretta w głowę kolbą pistoletu. Jedyny świadek, który mógłby potwierdzić, iż działałem w samoobronie, był bowiem nieprzytomny, kiedy widziałem go po raz ostatni. Lauren zadała mi jeszcze kilka pytań, pocałowała mnie znowu i wyszła. Musiała załatwić parę spraw.

Wróciła po trzydziestu minutach.

Chciałabym, żebyś dobrze się zastanowił, zanim odpowiesz – rzekła, oparłszy się plecami o drzwi. – Czy powiedziałeś komukolwiek prócz mnie, że Welle jest odpowiedzialny za zamordowanie swojej żony?

– Nie. Nie miałem możliwości specjalnie się rozgadać, zanim zaczęli traktować mnie jak przestępcę.

I jesteś absolutnie pewien tego, co Welle ci powiedział?

– Tak, przyznał, że zorganizował zamordowanie Glorii. Zawarł z Brianem Sample układ, gwarantując mu, że jego rodzina otrzyma wypłatę z polisy. Przedstawił mi motywy i plan działania, wszystko.

– Złożysz zeznanie przeciwko niemu? Oczywiście.

Oczy Lauren pojaśniały.

– To dobrze. Policja zdaje się nic o tym nie wiedzieć. Zamierzam im zaproponować małą transakcję. Przypuszczam, że to wystarczy, żebyś stąd wyszedł.

– Wspaniale. Masz jakieś wieści o Kimberze?