Выбрать главу

Udoskonalenie to okrzyknięto oczywiście niezwykłym osiągnięciem inżynierii pogarszającej. Goodman zaś stwierdził, że będzie w stanie umieścić swą sekcję trzeszcząco-zgrzytającą w systemie kontroli słaniania się na nogach. Marvin został wymieniony w czasopismach poświęconych inżynierii pogarszającej zaraz pod Dathem Hergo.

Gdy nowa seria robotów domowego użytku Abbaga pojawiła się na rynku, z miejsca zrobiła furorę.

W tym samym czasie Goodman postanowił wziąć urlop z pracy i objąć urząd Najwyższego Prezydenta Tranai. Czuł, że jest to winien ludziom. Jeśli jego ziemska pomysłowość i zaradność była w stanie doprowadzić do udoskonaleń w pogarszaniu, to tym bardziej będzie mogła udoskonalać w dziedzinie ulepszania. Tranai już było niemal utopią. Gdy on, Goodman, ujmie ster tej planety w swe ręce, Tranaiańczycy pokonają pod jego kierunkiem resztę drogi do ideału.

Wybrał się do Melitha, by przedyskutować z nim swoją decyzję.

— Sądzę, że zawsze znajdzie się jeszcze jakaś możliwość przeprowadzenia zmian — stwierdził z namysłem minister do spraw imigracji. Siedział właśnie przy oknie, leniwie obserwując przechodniów. — Oczywiście — kontynuował — nasz obecny system działał przez dość długi czas i można powiedzieć, że funkcjonował bardzo dobrze. Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, co mógłbyś w nim poprawić. Ot, na przykład, nie ma u nas przestępstw…

— Dlatego, że je zalegalizowaliście — oznajmił Goodman. — W ten sposób po prostu sprytnie obeszliście cały problem.

— Nie wydaje nam się, by tak było. Poza tym brak u nas nędzy…

— Bo wszyscy kradną. Nie macie też kłopotu ze starszymi ludźmi, ponieważ rząd czyni z nich żebraków. Doprawdy, jest tu dużo miejsca na zmiany i udoskonalenia.

— Cóż, być może… — zaczął Melith. — Myślę jednak, że… — nagle przerwał, pospieszył w stronę ściany i ściągnął z niej karabin.

— Oto jest! — wykrzyknął z satysfakcją.

Goodman wyjrzał przez okno. Przechodził właśnie pod nim mężczyzna, najwyraźniej nie różniący się niczym innym od przeciętnych przechodniów. Marvin usłyszał jakby stłumione mlaśnięcie i zobaczył jak przechodzień słania się, a potem pada na chodnik.

Melith zastrzelił go właśnie za pomocą swego karabinu z tłumikiem.

— Dlaczego to zrobiłeś? — wykrztusił niemal bez tchu Goodman.

— To był potencjalny morderca — odrzekł Melith.

— Co?!

— Oczywista sprawa. Tu, na Tranai, nie mamy przejawów otwartej działalności kryminalnej, ale, będąc w końcu ludźmi, musimy liczyć się z potencjalnymi zbrodniczymi skłonnościami.

— A co on takiego zrobił, że uznano go za potencjalnego mordercę?

— Zabił pięcioro ludzi — skonstatował Melith.

— Ale… do cholery, człowieku, przecież to nieuczciwe! Nie zaaresztowałeś go, nie postawiłeś przed sądem, nie pozwoliłeś skorzystać z usług obrońcy…

— W jaki sposób miałbym to zrobić? — spytał Melith, lekko zirytowany. — Nie mamy przecież policji, która mogłaby aresztować ludzi, ani też żadnego systemu prawnego. Dobry Boże, chyba nie chciałbyś, żebym po prostu pozwolił mu odejść, prawda?! Nasza definicja mordercy oznacza zabójcę dziesięciorga ludzi, a ten był na najlepszej drodze, by spełnić ten warunek. Nie mogłem po prostu siedzieć z założonymi rękami, kiedy on tędy przechodził. Ochrona ludzi przed takimi jak on jest moim obowiązkiem. Mogę cię zapewnić, że przedtem przeprowadziłem drobiazgowe śledztwo w tej sprawie.

— Ale to niesprawiedliwe! — wykrzyknął Goodman.

— A kto powiedział, że to ma być sprawiedliwe?! — odpowiedział krzykiem Melith. — Co sprawiedliwość może mieć wspólnego z utopią?

— Wszystko! — odpowiedział Goodman, uspokoiwszy się nadludzkim wysiłkiem. — Sprawiedliwość jest podstawą ludzkiej godności, ludzkich dążeń…

— To są tylko frazesy — stwierdził Melith ze swym zwykłym poczciwym uśmiechem na twarzy. — Spróbuj być realistą. Stworzyliśmy utopię dla istot ludzkich, a nie dla świętych, którzy żadnej utopii nie potrzebują. Musimy zaakceptować słabości ludzkiej natury, a nie próbować upierać się, że one nie istnieją. Uważamy, że aparat policyjno-sądowy ma tendencję do tworzenia kryminalnej atmosfery i, w konsekwencji, akceptacji przestępstwa. Wierz mi, że lepiej jest w ogóle nie akceptować samej możliwości popełniania przestępstw. Ogromna większość ludzi zgodziłaby się ze mną w tym względzie.

— Gdy jednak zdarza się przestępstwo, co, jak obaj wiemy, jest nieuniknione…

— Pojawia się jedynie możliwość popełnienia przestępstwa — zawzięcie upierał się Melith. — A nawet to ma miejsce znacznie rzadziej niż może ci się wydawać. Gdy już jednak mamy z tym do czynienia, radzimy sobie w sposób szybki i prosty.

— A nie przypuszczasz, że mogłeś dorwać niewłaściwego człowieka?

— To nieprawdopodobne. Nie ma najmniejszej możliwości, by tak było.

— Dlaczego nie?

— Ponieważ — odrzekł Melith — każdy, kto został wyeliminowany przez urzędnika rządowego jest, zgodnie z definicją i na mocy nie pisanego prawa, potencjalnym kryminalistą.

Marvin przez chwilę milczał. Potem stwierdził:

— Widzę, że rząd ma tu większą władzę niż początkowo przypuszczałem.

— Rzeczywiście ma — zgodził się Melith — ale nie aż taką, jak sobie w tej chwili wyobrażasz.

Goodman uśmiechnął się ironicznie.

— Czy wciąż mogę się ubiegać o Najwyższą Prezydenturę?

— Oczywiście. I nie ma w tym żadnych ukrytych kruczków. Chcesz objąć to stanowisko?

Goodman przez moment zastanowił się głęboko. Czy naprawdę tego chciał? Cóż, ktoś musiał rządzić Tranai, ktoś musiał wziąć odpowiedzialność za ochronę ludzi. Ktoś musiał przeprowadzić kilka niezbędnych reform w tym utopijnym domu wariatów.

— Tak, chcę — odpowiedział.

Drzwi pokoju otworzyły się z trzaskiem i do wnętrza wpadł Najwyższy Prezydent Borg.

— Wspaniale! Naprawdę wspaniale! — wykrzyknął. — Już dzisiaj możesz wprowadzić się do Pałacu Narodowego! Od tygodnia jestem spakowany i czekam, aż podejmiesz decyzję.

— Jednak muszą istnieć określone formalności, które należy przeprowadzić…

— Żadnych formalności — stwierdził Borg z twarzą lśniącą od potu. — Kompletnie żadnych. Wszystko, co musimy zrobić — to dokonać przekazania Prezydenckiego Medalionu; potem zejdę na dół, usunę swoje nazwisko z listy i wpiszę na nią twoje.

Goodman spojrzał na Melitha. Okrągła twarz ministra do spraw imigracji nie wyrażała żadnego uczucia.

— W porządku — zgodził się Marvin.

Borg sięgnął do Prezydenckiego Medalionu, zaczął zdejmować go z szyi…

Zupełnie nieoczekiwanie medalion eksplodował z wielką mocą.

Manrin stwierdził, że właśnie patrzy ze zgrozą na odrażające, krwawe resztki strzaskanej głowy Borga. Najwyższy Prezydent przez chwilę chwiał się na nogach, a potem runął na podłogę.

Melith zdjął kurtkę i narzucił ją na pozostałości głowy Borga. Goodman zrobił tyłem kilka kroków w stronę fotela i opadł nań bezsilnie. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nie zdołał wydobyć z siebie żadnego dźwięku.