Выбрать главу

Wyjął scyzoryk, otworzył i przytrzymał ostrze nad ogniem.

– Co robisz? – zapytał Fox.

– Sterylizuję nóż. To znaczy… czyszczę. – Scyzoryk tak się nagrzał, że chłopiec musiał go cofnąć i podmuchać na palce. – Gage mówił o rytuałach. Dziesięć lat to dekada. Znamy się prawie przez cały ten czas. Urodziliśmy się tego samego dnia. Dlatego jesteśmy… inni – powiedział, szukając słów. – Wyjątkowi. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Jesteśmy jak bracia.

Gage popatrzył na nóż, a potem na Cala.

– Bracia krwi. – Tak.

– Super. – Fox, już w pełni przekonany, wyciągnął rękę. – O północy – powiedział Cal. – Powinniśmy zrobić to o północy i coś wtedy powiedzieć.

– Złożymy przysięgę – zadecydował Gage. – Że mieszamy naszą krew… yyy… trzech za jednego? Coś w tym stylu. Jako znak lojalności.

– Dobre. Zapisz to, Cal. Cal wygrzebał z plecaka kartkę i ołówek.

– Zapiszemy słowa przysięgi i wypowiemy je razem, a potem zrobimy nacięcia i połączymy nadgarstki. Mam plaster, gdyby był potrzebny.

Cal zapisywał słowa przysięgi na papierze w niebieskie linie, przekreślając tekst, kiedy zmieniali zdanie.

Fox dołożył gałęzi do ogniska, tak że płomienie strzelały wysoko, gdy stanęli przy Kamieniu Pogan.

Stali tam kilka sekund przed północą; trzech chłopców z twarzami oświetlonymi przez płomienie i gwiazdy. Gage skinął głową i wszyscy razem zaczęli mówić poważnymi, młodzieńczymi głosami.

– Urodziliśmy się dziesięć lat temu tej samej nocy, w tym samym czasie, tego samego roku. Jesteśmy braćmi. Przy Kamieniu Pogan składamy przysięgę lojalności, prawdy i braterstwa. Łączymy naszą krew.

Cal wziął głęboki oddech, zebrał całą odwagę i przesunął ostrzem noża po nadgarstku.

– Uch.

– Łączymy naszą krew. – Fox zacisnął zęby, gdy Cal rozciął skórę na jego nadgarstku.

– Łączymy naszą krew. – Gage nawet nie mrugnął, kiedy ostrze przejechało po jego skórze.

– Trzech za jednego i jeden za trzech. Cal wyciągnął rękę, Fox i Gage przycisnęli rozcięte nadgarstki do jego skóry.

– Bracia w duszy i umyśle. Bracia krwi na wieki. Nagle chmury przykryły księżyc i zasnuły jasne gwiazdy.

Zmieszana krew chłopców skapnęła na spaloną ziemię.

Zerwał się wiatr, a jego wycie przypominało wściekły wrzask. Małe ognisko strzeliło wieżycą płomieni. Wszyscy trzej zostali uniesieni w górę, jak gdyby schwyciła ich – i cisnęła na ziemię – niewidzialna dłoń. Wokół nich eksplodowało światło.

Cal otworzył usta do krzyku i poczuł, że coś gorącego i silnego ściska mu płuca i miażdży serce, powodując niewyobrażalny ból.

Światło zgasło. W smolistej ciemności powiał lodowato zimny wiatr, który zmroził chłopcu skórę. Wicher wydawał teraz odgłosy przypominające ryk bestii, potworów, które żyły tylko w książkach Cala. Próbował odczołgać się na bok, ale ziemia drżała, utrudniając mu ruchy.

Coś się wyłoniło z lodowatej ciemności, z rozedrganej ziemi. Coś wielkiego i potwornego.

Miało czerwone jak krew oczy, pełne… głodu. Popatrzyło na Cala. A gdy się uśmiechnęło, potworne zęby zalśniły niczym srebrne sztylety.

Cal pomyślał, że umarł i że to coś go pożre jednym kłapnięciem szczęki.

Ale kiedy odzyskał czucie, usłyszał bicie własnego serca i krzyki przyjaciół.

Braci krwi.

– Jezu, Jezu, co to było? Widzieliście? – wołał Fox cieniutkim głosem. – Gage, Boże, z nosa leci ci krew.

– Tobie też. Coś… Cal. Boże, Cal. Cal leżał nieruchomo na plecach, czując na twarzy ciepłą krew.

Był zbyt oszołomiony, żeby się tym przestraszyć.

– Nic nie widzę – wychrypiał drżącym szeptem. – Nic nie widzę.

– Twoje okulary są zniszczone. – Fox podpełzł do niego z twarzą brudną od ziemi i krwi. – Zbiło się jedno ze szkieł. Koleś, mama cię zabije!

– Zbite. – Cal sięgnął drżącą ręką i zdjął okulary.

– Coś tu było. – Gage schwycił go za ramię. – Poczułem to, jak już wszystko tu oszalało, poczułem w sobie. Potem… widzieliście to? Widzieliście?

– Ja widziałem jego oczy – powiedział Fox i zaszczekał zębami. – Musimy stąd uciekać. Musimy się stąd wynosić.

– Dokąd? – zapytał Gage. Pomimo że wciąż oddychał z trudem, podniósł nóż Cala i mocno zacisnął go w dłoni. – Nie wiemy, dokąd to poszło. Czy to był niedźwiedź? Czy…

– To nie był niedźwiedź – mówił już spokojnie Cal. – To przyszło coś, co przebywało w tym miejscu kiedyś, dawno temu. Widzę… widzę to. Kiedyś, gdy chciało, wyglądało jak człowiek. Ale nie było człowiekiem.

– Chłopie, uderzyłeś się w głowę. Cal popatrzył na Foxa, źrenice miał niemal czarne.

– Widzę jego i tego drugiego. – Rozwarł dłoń ze zranionym nadgarstkiem i pokazał kawałek zielonego kamienia z czerwonymi plamkami. – To od niego.

Fox rozprostował palce, Gage tak samo. Każdy z nich zaciskał w dłoni trzecią część zielonego kamienia.

– Co to jest? – wyszeptał Gage. – Skąd my to, do cholery, mamy?

– Nie wiem, ale od teraz należy do nas. Uch, jeden za trzech, trzech za jednego. Chyba coś uwolniliśmy. Coś złego. Ja widzę!

Cal zamknął na chwilę oczy, po czym popatrzył na przyjaciół.

– Widzę, ale bez okularów. Widzę dobrze, nic nie jest zamazane. Widzę wyraźnie bez okularów!

– Poczekaj. – Gage z drżeniem zdjął koszulę i odwrócił się do nich plecami.

– Człowieku, twoje rany zniknęły. – Fox dotknął palcami idealnie gładkich pleców przyjaciela. – Wszystkie. I… – Wyciągnął rękę. Płytkie cięcie na nadgarstku już niemal się zagoiło. – Cholerka, to teraz jesteśmy jak super bohaterowie?

– To demon – powiedział Cal. – I my go wypuściliśmy.

– O w mordę. – Gage wbił wzrok w ciemny las. – Wszystkiego cholernie najlepszego z okazji urodzin.

ROZDZIAŁ 03

Hawkins Hollow

Luty 2008 roku

W Hawkins Hollow w stanie Maryland było zimniej niż na Alasce. Cal lubił wiedzieć takie rzeczy, mimo że on akurat znajdował się w Hollow, gdzie wilgotny, lodowaty wiatr dął jak szalony i mroził gałki oczne.

Bo tylko oczy miał odsłonięte, gdy przechodził przez Main Street z mochaccino w ręku, kierując się z Coffee Talk do kręgielni.

Trzy razy w tygodniu jadał śniadania w Spiżarni Ma kilka domów dalej i przynajmniej raz w tygodniu obiad u Gina.

Jego ojciec wierzył w ideę wspierania lokalnej społeczności, innych kupców. Teraz tata był już prawie na emeryturze i Cal doglądał większości interesów, starając się kontynuować tę tradycję.

Robił zakupy w lokalnym sklepie, pomimo że supermarket kilka kilometrów za miastem był o wiele tańszy. Jeśli chciał posłać kobiecie kwiaty, odpierał pokusę załatwienia tego za pomocą kilku kliknięć w internecie i szedł do miejscowej kwiaciarni.

Znał tutejszego hydraulika, elektryka, malarza, miejscowych rzemieślników. Zatrudniał ludzi z miasta, kiedy tylko mógł.

Przez całe życie mieszkał w Hollow, poza latami spędzonymi w college'u. Tu było jego miejsce.

Co siedem lat od dziesiątych urodzin przeżywał koszmar, który nawiedzał miasteczko. I co siedem lat pomagał usuwać jego skutki.

Otworzył drzwi do kręgielni i zamknął je za sobą na zamek. Jeśli ich nie zamykał, ludzie mieli zwyczaj wchodzić bez pukania bez względu na wywieszone godziny otwarcia.

Kiedyś nie zwracał na to uwagi, dopóki jednej nocy, gdy akurat grał z Alysą Kramer w rozbierane kręgle, nie weszło do środka trzech nastolatków w poszukiwaniu automatów do gry.