Выбрать главу

Tuż przed świtem, kiedy kawałek nieba w kształcie latawca robił się coraz jaśniejszy, drzwi Joela otworzyły się i weszła Anna. Miała na sobie białą koszulę nocną. Bez zaproszenia i bez słowa uniosła koszulę do pokrytych grubą warstwą tłuszczu bioder, po czym usiadła na Joelu całym ciężarem swojego rubensowskiego ciała.

W lutym następnego roku Barney był już właścicielem całej kopalni Kimberley z wyjątkiem garstki działek w kształcie litery L, które należały do firmy francuskiej. W zasadzie zaczynał być z siebie zadowolony. Odczuwał także potrzebę odpoczynku oraz kontaktów towarzyskich. Tak ciężko pracował nad modernizacją maszyn górniczych i tak był zajęty kupowaniem działek od swoich konkurentów, że od wielu miesięcy nie wydał żadnego obiadu w Vogel Vlei. Przez rok zaniedbywał też swoje wizyty w Klipdrift. Pięter zmienił się na pewno nie do poznania.

Przyjaźń Barneya z Haroldem stawała się coraz większą fikcją, lecz za taki stan rzeczy nie można było winić tylko Barneya. Haroldowi tak bardzo ostatnio dokuczało serce, że z wysiłkiem wchodził po schodach do swojego biura, często szedł też do domu wcześniej niż zwykle. Skończyły się nocne rozmowy o interesach oraz wczesne spotkania rozpoczynające się o piątej rano. Wszystko załatwiali pośpiesznie w biurze Harolda. Przestali się naw^t ze sobą przekomarzać, chcąc jak najszybciej uporać się z robotą. Negocjacje, podpisy, płace i trzeba było się zbierać.

Barney widywał od czasu do czasu Agnes, raz z mężem, raz w towarzystwie muskularnego młodego Australijczyka, i myślał o niej nieustannie, aż w głowie huczało mu od tych wszystkich myśli jak w bębnie. Agnes miała w sobie coś, co wyzwalało w nim emocje, które pozostawały jakby uśpione, kiedy był z Mooi Klip; niewytłumaczalne pragnienie cierpienia seksualnego oraz prawdziwego bólu. Zastanawiał się, czy nie ma w sobie ukrytej potrzeby bycia ukaranym za swoją arogancję, lecz podniecenie, które odczuwał, kiedy przypomniał sobie, jak Agnes wbiła swoje ostre paznokcie w jego pośladki, zdawało się temu przeczyć. Sprawiało mu też dziką przyjemność zadawanie bólu Agnes. Im więcej się nad tym zastanawiał, tym większy był jego niepokój, więc starał się myśleć o czymś innym.

Prawie nie przestawał też myśleć o Gwieździe Natalii. Zamykał oczy i wyraźnie ją widział, jej łagodny, magiczny kolor, jej wspaniały blask. Była symbolem jego najgłębszych uczuć i Joel zabrał mu ją tak samo, jak zabrał mu Natalię.

Stracić Gwiazdę Natalię, to trochę tak jak zgubić drogę w lesie. Nie umiałby tego nikomu wytłumaczyć, ale tak właśnie czuł.

Powierzył Edwardowi Norkowi kontrolę nad kopalnią i pewnego marcowego dnia, w czwartek wcześnie rano, wyruszył w drogę do Klipdrift na swoim koniu Jupiterze. Był słoneczny dzień i tylko kilka chmur tuliło się do siebie na dalekim horyzoncie. Barney był w nadzwyczajnym humorze. Prawie rok już upłynął od śmierci Sary i kończył się okres oficjalnej żałoby. Zaprowadził porządek w Wielkiej Dziurze, a jego działki przynosiły ponad siedemdziesiąt pięć tysięcy funtów tygodniowo. Wreszcie kończyły się długie lata pracy, kłótni i rozgoryczeń. Mógł teraz cieszyć się podróżami, przyjęciami i rozrywkami. Vogel Vlei był prawie wykończony, mimo że przy wykańczaniu sypialni zabrakło dobrego smaku Sary, a Edward Nork mawiał, że salon wygląda jak „przedpokój w domu Lukrecji Borgii".

Barney przyjechał do Klipdrift po czwartej i kiedy dotarł wreszcie na miejsce, był spocony i zmęczony. Zsiadł z konia przy frontowej bramie domu Mooi Klip i ze zdziwieniem zobaczył, że stoi przy drzwiach w letnim płaszczu i czepku przystrojonym kwiatami, z parasolką w ręku. Obok niej, czarnooki i poważny, stał Pięter. Wydatny nos oraz klinowate czoło upodabniały go do Barneya. Wokół nich leżały kufry, skrzynie, wszystkie pozamykane i oznaczone.

– Natalio! – zawołał Barney, przywiązując Jupitera do słupka.

Spojrzała na niego i jej twarz zaróżowiała w świetle popołudniowego słońca, które padało na parasolkę.

– Barney… dlaczego przyjechałeś?

Otworzył bramę i przeszedł przez podwórze. Kiedy był już przy niej, powiedział:

– Jak to dlaczego przyjechałem? Przyjechałem, żeby zobaczyć się z Pieterem, no i oczywiście z tobą.

Mooi Klip wyglądała na wpół sparaliżowaną, stała nieruchomo i mówiła z trudem.

– Ale dzisiaj? – wyjąkała. – Musiałeś przyjechać akurat dzisiaj?

– O co ci chodzi? – zapytał Barney. – Wyjeżdżasz z Klipdrift? Wyprowadzasz się?

– Wysłałam do ciebie list – powiedziała.

– Nie dostałem żadnego listu.

– Wysłałam go dzisiaj.

Podszedł do niej bliżej i rzucił okiem na leżące wokół kufry.

– Tak po prostu wyjeżdżasz, nic mi o tym wcześniej nie mówiąc?

Opuściła nieco parasolkę.

– Myślisz, że miałabym siłę załatwić to inaczej? Barney dotknął jej dłoni w białej rękawiczce.

– Czy tak mówi Natalia Marneweck? – zapytał. – Odważna Natalia Marneweck?

Podniosła oczy. Były ciemne jak oczy sowy.

– Nie – odparła. – Tak mówi Natalia Ransome. Nastąpiła bardzo długa cisza. Barney puścił jej dłoń.

Złożył ręce i dotknął swoich ust jak pasterze Bantu, kiedy gwizdali przez trzcinę. Pięter na wszelki wypadek chwycił Natalię za rękaw, chcąc się w ten sposób upewnić, czy wszystko w porządku. Mooi Klip dotknęła uspokajająco jego rączki.

– A więc wyszłaś za niego – powiedział Barney.

Mooi Klip kiwnęła głową.

– Jest bardzo dobry – powiedziała drżącym głosem.

– Tak – uśmiechnął się Barney. – Tak sobie pomyślałem, kiedy przyjechał złożyć mi wizytę.

Słońce chowało się powoli za wierzchołki drzew po drugiej stronie rzeki Vaal. Na przeciwległym brzegu Barney zauważył poszukiwacza diamentów, który stał pochylony w płytkiej, złocistej wodzie i wkładał do wiadra żółtą ziemię. Wiele lat temu spacerował wzdłuż rzeki Oranjerivier i patrzył na kopaczy przesiewających ziemię przez sita – te czasy wydawały mu się teraz tak odległe.

Ukucnął i wyciągnął ręce do Pietera.

– Jak tam mój ukochany syn? – zapytał. – Dawno się nie widzieliśmy, prawda?

Mooi Klip popchnęła go lekko w stronę Barneya.

– Wiele rzeczy wydarzyło się tymczasem – powiedziała. – Jedziemy teraz do Anglii.

Barney trzymał Pietera za rękę. Chłopak był tak delikatny i poważny jak Barney, kiedy był mały. Podniósł wzrok na Mooi Klip i zapytał:

– Do Anglii? Na jak długo?

Zacisnęła usta i zrozumiał, że wyjeżdża na zawsze.

– Pewnie przełożeni go tam przenieśli? – zapytał, a Mooi Klip skinęła głową.

Barney wstał i oparł rękę na ramieniu Pietera. Chłopiec miał najwyraźniej ochotę wrócić do matki, lecz w spojrzeniu Mooi Klip było coś, co kazało mu pozostać przy ojcu.

– Przeczytałam w gazecie o twojej żonie – powiedziała Mooi Klip. – Było mi ciebie żal, ale wiedziałam, że nie mogę pojechać do Kimberley. To ty musiałeś zdecydować. Czasami myślałam, że może przyjedziesz. Ułożyłam sobie nawet w głowie, co mogłabym wtedy powiedzieć Hughowi. Ale nie przyjechałeś, a ja musiałam dotrzymać obietnicy i pomyśleć też o Pieterze, nie tylko o sobie; więc wyszłam za Hugha w Hopetown, a teraz jedziemy do Anglii.

Barney dotknął włosów Pietera, jego chudej, dziecięcej szyi, policzków i pozwolił mu wreszcie wrócić do matki.

– Więc przyjechałem za późno – powiedział z żalem. Był bardziej rozczarowany, niż myślał.

Mooi Klip nie mogła oderwać od niego oczu, tak jak on nie mógł oderwać oczu od Gwiazdy Natalii. Łzy popłynęły jej po policzkach i musiała przyłożyć rękę do ust, żeby nie wybuchnąć głośnym płaczem. Barney był bezsilny, mógł jedynie patrzeć w te piwne, łagodne oczy i myśleć o przeszłości, o wszystkich tych dniach przepełnionych miłością oraz samotnością. Miał wrażenie, jakby tych dziesięć lat życia minęło jak jeden dzień, jedna kartka kalendarza goniła drugą, coraz szybciej i szybciej, aż wreszcie teraz, w ten marcowy wiosenny wieczór, nie zostało mu już nic prócz goryczy i żalu.