Выбрать главу

Peter pokiwał głową.

– Jestem raczej przekonany, że tak.

– Ale przecież to jest diament – powiedział Samuel.

– Nie znajduje się diamentów takiej wielkości. Ten jest wielki jak Regent. Większy. Nie może być prawdziwy. Gdzie, na Boga, go znalazłeś?

– W pudełku na biżuterię mojej matki.

– Nawet nie w sejfie? Nie może być prawdziwy. Mój drogi przyjacielu, gdyby to był prawdziwy diament, byłby wart… milion funtów. Może nawet więcej. Takich diamentów nie trzyma się w pudełku na biżuterię. Trzyma się w sejfie, w Coutts.

– Może tak, a może nie. Czy złodziej mógłby podejrzewać żonę pastora, że w swoim pudełku na biżuterię trzyma diament wartości miliona funtów? Kilka pierścionków, to byłoby możliwe; wisiorek z tombaku. Ale nie diament za milion funtów.

Samuel podniósł diament i spojrzał na niego z niezadowoloną miną. Następnie wziął do ręki swoją jubilerską lupę z dziesięciokrotnie powiększającą soczewką i zaczął go dokładnie badać.

– Trudno cokolwiek powiedzieć przy gazowym oświetleniu – zaczął. – Ale jeżeli to prawdziwy diament, to jest wspaniały. Trzeba by mu dodać trochę różowawej barwy, rozumiesz? Niewiele, ale wtedy będzie naprawdę fantastyczny i podniesie to jego wartość od czterech do pięciu razy, jeżeli oczywiście znajdziesz kogoś, kto zapłaci takie pieniądze.

– A więc uważasz, że jest prawdziwy?

– Mój drogi przyjacielu, nie mogę powiedzieć na pewno. To właśnie cały urok „diamentowego" interesu. Nawet kupcy z reputacją nie są czasami w stanie stwierdzić, czy niektóre diamenty są prawdziwe, czy też nie. Na rynku znajduje się wiele fantastycznych falsyfikatów, a jeżeli są oprawione, to jeszcze trudniej je rozróżnić. Niektórzy fałszerze oprawiają gorszej jakości diamenty w doskonałej jakości złoto lub srebro, rozumiesz o co chodzi, a następnie malują spód diamentu na czarno, przez co odbija więcej światła. Tak było ze słynnym tęczowym naszyjnikiem Romanowów. George Kunz, amerykański znawca kamieni szlachetnych, a przy tym bardzo sceptyczny facet, zdrapał farbę paznokciem i okazało się, że diamenty były pośledniej wartości pomalowanymi kamieniami.

– Ale ten kamień nie jest oprawiony – powiedział Peter.

– Prawda – odparł Samuel. – Ale może okazać się, że to topaz albo szkło Strassera, zawierające dużą ilość ołowiu, a nawet kwarc; chociaż wątpię, żeby to był kwarc, ponieważ jest zbyt połyskliwy.

Peter nie odzywał się przez chwilę, obserwując przyjaciela badającego kamień przez lupę, a następnie powiedział:

– Muszę powiedzieć ci jedną rzecz, co być może zmieni twoje nastawienie do sprawy.

– A więc słucham – powiedział Samuel – bo jeżeli to jest prawdziwy diament, nie odczujesz braku pieniędzy do końca życia. Wcale nie żartuję.

– Wielebny Ransome nie był moim prawdziwym ojcem – zaczął Peter. – Nigdy o tym nie mówiłem, zwłaszcza wtedy gdy byłem w szkole, ponieważ czułem się tym faktem zakłopotany. Moim prawdziwym ojcem był Barney Blitz.

Samuel odłożył diament i ze zdziwieniem spojrzał na swojego szkolnego kolegę.

– No, teraz to mnie zupełnie rozłożyłeś. To taki kawał, prawda? Wrócisz do swoich kumpli z Kennington i powiesz im, jak to Samuel Kellogg uwierzył, że ten kawałek szkła z bożonarodzeniowego rogu obfitości jest wart miliony funtów.

– Samuelu, mówię ci prawdę. Przysięgam. Kiedy moja matka była w Afryce Południowej, przez wiele lat żyła z Barneyem Blitzem. On był moim prawdziwym ojcem.

– Rozłożyłeś mnie na łopatki – powiedział Samuel. Peter wskazał na diament.

– To dlatego jestem pewien, że diament jest prawdziwy. I dlatego musisz mi powiedzieć, gdzie mogę go sprzedać. Nie chcę zostać nabity w butelkę. Mój ojciec dał go mojej matce, żeby zabezpieczyć mnie na przyszłość. Nie chciałbym go zawieść, sprzedając diament pierwszemu lepszemu kupcowi i dostać za niego tylko jedną czwartą faktycznej wartości.

Samuel popatrzył na diament przez dłuższą chwilę.

– Musisz mi wybaczyć – powiedział. – Ale nigdy dotąd nie widziałem takiego diamentu, i z pewnością nigdy już nie zobaczę. Muszę zapamiętać ten moment dokładnie. A więc Barney Blitz był twoim ojcem, tak? Rozłożyłeś mnie na łopatki.

– Problem polega na tym, że nie bardzo wiem, dokąd pójść z takim diamentem – powiedział Peter.

Samuel ostrożnie położył diament na stole.

– Znam tylko jednego człowieka, który mógłby się tym zająć. To Garth Steinman. Nie wiem, czy o nim słyszałeś czy nie, ale jest kupcem zajmującym się sprzedażą i kupnem niezwykłych i wyjątkowych klejnotów. Jest ekscentrykiem, ale za to bardzo bogatym ekscentrykiem. Zdobył szmaragdy Montforta dla ostatniej królowej. Jest przyjacielem Rothschildów i J.P. Morgana. Posiada dom w St. John's Wood, chociaż teraz może go tam nie być. Zimy spędza we Włoszech, a lata w Szwajcarii.

Peter wziął diament i wsunął go z powrotem do saszetki.

– Pozostaje mi spróbować. Czy możesz postarać się o jego adres?

– Mój drogi przyjacielu – powiedział Samuel. – Przez wzgląd na taki diament, nawet cię do niego zaprowadzę.

Samuel zamknął sklep wcześniej i poszli w kierunku Gray’s Inn Road, żeby złapać dorożkę. Ruch uliczny był teraz niewielki. Promienie zachodzącego słońca zaglądały do wnętrza dorożki, oświetlając unoszący się tam pył. Skręcili na zachód w kierunku stacji Euston, prawie ze sobą nie rozmawiając. Peter czuł, że cały jego świat uległ zmianie, odnosił wrażenie, że brał udział w jakimś teatralnym przedstawieniu, że nie było to prawdziwe życie.

Dotarcie do cichej, leżącej na uboczu uliczki w St. John's Wood, gdzie mieściła się rezydencja Gartha Steinmana, zabrało im około dwudziestu minut. Dom Steinmana był jednym ze stojących w rzędzie olbrzymich i przebogatych posiadłości, otoczonych wysokimi murami i żywopłotami. W tych dniach St. John's Wood, chociaż położone o milę na północ od Marylebone, była spokojną, odizolowaną wioską, rządzącą się swoimi prawami. Wyczuwało się powietrze czystsze niż w Holborn. Peter i Samuel wygramolili się z dorożki i zapłacili dorożkarzowi szylinga i trzy pensy, trzy pensy napiwku.

Samuel pociągnął za dzwonek przy bramie. Ale minęło ponad pięć minut, zanim ogrodnik, który ciągnął za sobą wózek wypełniony właśnie wykopanymi cebulkami żonkili, przechodził przed frontem domu i zauważył ich. Nieco później pojawił się lokaj w zielonym płaszczu i pończochach, aby dowiedzieć się, czego chcą.

– Chcemy porozmawiać z panem Steinmanem, jeżeli jest w domu – powiedział Peter.

– Czy jest pan umówiony, sir?

– Mam coś lepszego niż zaproszenie.

– Sir?

– Jestem w posiadaniu największego diamentu świata. Lokaj odpowiedział:

– Obawiam się, że pan Steinman nie może dzisiaj nikogo przyjąć. Cierpi na ból głowy.

Peter sięgnął do kieszeni, wyjął diament i podniósł go do góry. Zaświecił w promieniach słonecznych tak jasno, jak gdyby się zapalił.

Lokaj nie mógł oderwać od niego spojrzenia.

– Powiedz panu Steinmanowi, że widziałeś diament na własne oczy – powiedział cicho Peter. – Powiedz mu, że opłaci mu się zapomnieć przez pięć minut o bólu głowy.

– Tak jest, sir – odpowiedział lokaj i poszedł w kierunku domu.

Peter zerknął w przelocie na Samuela i wyszczerzył zęby w uśmiechu był optymistycznie nastawiony, a jednocześnie trochę przestraszony.

Minęło kolejne pięć minut, zanim lokaj pojawił się ponownie. Bez słowa otworzył wejście i wpuścił ich do środka.

Zamknął bramę i poprowadził ich nieco spadzistym podjazdem wysypanym żwirem w kierunku portyku z kolumnami. Klomby wzdłuż podjazdu wypełnione były białymi i żółtymi różami, a ich zapach był tak intensywny, że przyprawiał o mdłości. Peter przypomniał sobie, że nie jadł przez cały dzień, nie licząc przypadkowego kęsa zestarzałego kruchego ciasteczka.