Выбрать главу

Tego ranka zdawał się nie mieć w ogóle żadnych silnych pragnień. Półtora biliona ludzi…

— Przyjmijmy sąd Louisa na temat Teeli Brown. Teela spro­wadziła nas tutaj. Jej cel pokrywał się z naszym. Dała nam tyle śladów, ile mogła. Ale jakich śladów? Walczyła na dwa fronty. Czy było to dla niej tak ważne, że stworzyła trzech protektorów, a potem dwóch zabiła? Louis? — zapytał Najlepiej Ukryty.

Louis, zatopiony w myślach, poczuł cztery ukłucia na skórze nad tętnicą szyjną.

— Słucham? — odezwał się.

Dwugłowy powtórzył. Zagadnięty gwałtownie potrząsnął głową:

— Zabiła ich przy pomocy obrony przeciwmeteorytowej. Wystrzeliła dwukrotnie w cele inne niż nasze niezwykle przydatne osoby. Umożliwiła nam obserwowanie tego i jednocześnie zadbała, by nie włączyło się pole statyczne. To była kolejna wiadomość.

— Przypuszczasz, że miała do wyboru inną broń? — zapytał Chmee.

— Broń, czas, okoliczności, innych protektorów… Miała duży wybór.

— Toczysz znami grę, człowieku? Jeśli coś wiesz, dlaczego nam nie powiesz?

Louis rzucił pełne winy spojrzenie na Inżynierów i zobaczył, że Harkabeeparolyn stara się nie zasnąć, a Kawaresksenjajok przy­słuchuje się z przejęciem. Para samozwańczych bohaterów, czeka­jących na swoją szansę, by pomóc uratować świat. Nieżas.

— Półtora biliona ludzi — powiedział.

— Żeby uratować dwadzieścia osiem i pół biliona, i nas samych.

— Nie poznałeś ich, Chmee. W każdym razie nie tylu. Miałem nadzieję, że jeden z was o tym pomyśli. Łamałem sobie głowę, żeby znaleźć jakiś…

— Znasz ich? Kogo?

— Valavirgillin. Ginjerofer. Króla gigantów. Mar Korssil. Laliskareerlyar i Fortaralisplyara. Pasterzy, Trawożernych Gigan­tów, Ziemnowodnych, Wiszących Ludzi, Nocnych Ludzi, Nocnych Łowców… Mamy zabić pięć procent, żeby uratować dziewięć­dziesiąt pięć. Czy te liczby nie brzmią dla was znajomo?

Odpowiedział mu lalecznik:

— System dysz korygujących położenie Pierścienia działa w pięciu procentach. Ekipa remontowa Teeli zamontowała je wzdłuż pięciu procent łuku Pierścienia. Czy to są ci ludzie, którzy muszą umrzeć, Louis? Ludzie na tym łuku?

Harkabeeparolyn i Kawaresksenjajok wytrzeszczyli oczy z nie­dowierzaniem. Louis rozłożył bezradnie ręce.

— Przykro mi.

— Luiwu! Dlaczego? — krzyknął Kawa.

— Obiecałem — odpowiedział Louis. — Gdybym nie obiecał, może musiałbym podjąć jakąś decyzję. Powiedziałem Valavirgillin, że uratuję Pierścień, nieważne jakim kosztem. Powiedziałem również, że uratuję ją, jeśli będę mógł, ale nie mogę. Nie mamy czasu, żeby ją odszukać. Im dłużej czekamy, tym większa siła spycha Pierścień. Więc ona jest na łuku. Podobnie jak latające miasto, imperium Maszynowych Ludzi, mali, czerwonoskórzy mięsożercy i Trawożercy Giganci. Dlatego umrą.

Harkabeeparolyn załamała ręce.

— Ależ to wszyscy, których znamy na tym świecie, choćby ze słyszenia! — wykrzyknęła.

— Dla mnie również.

— W takim razie nie pozostaje nic, co warto ratować! Dlaczego oni muszą umrzeć? Jak?

— Śmierć to śmierć — powiedział Louis. — Skażenie radioak­tywne. Półtora biliona ludzi z dwudziestu lub trzydziestu ras. Ale tylko wtedy, gdy zrobimy wszystko jak należy. Najpierw musimy dowiedzieć się, gdzie się znajdujemy.

— A gdzie powinniśmy być? — zapytał rozsądnie lalecznik.

— W dwóch miejscach. W miejscach, skąd steruje się obroną przeciwmeteorytową. Musimy pokierować strumieniami plazmy, rozbłyskami słonecznymi. I musimy odłączyć podsystem, który pod wpływem plazmy powoduje wystrzelenie wiązki laserowej.

— Już znalazłem te miejsca — oświadczył Najlepiej Ukryty. — Kiedy was nie było, obrona przeciwmeteorytową wystrzeliła, prawdopodobnie żeby zniszczyć lądownik. Zjawiska magnetyczne zniszczyły połowę moich urządzeń. Mimo to wyśledziłem pochodzenie impulsu. Silne prądy w podłożu Pierścienia, które pobudzają słoneczne rozbłyski i kierują nimi, pochodzą z punktu pod północnym biegunem Mapy Marsa.

— Może urządzenie musi być chłodzone… — podsunął Chmee.

— Nieżas! A co z efektem laserowym?

— Parę godzin później wystąpiły mniejsze, regularne zjawiska elektryczne. Mówiłem wam o tym źródle. Jest tuż nad nami, według orientacji statku.

— Musimy więc odłączyć ten system — powiedział Chmee. Louis prychnął:

— To łatwe. Mógłbym to zrobić za pomocą laserowej latarki, bomby albo dezintegratora. Trudniejsze będzie odkrycie, jak wywołać rozbłysk słoneczny. Przyrządy prawdopodobnie nie zostały zaprojektowane dla idiotów, a nie mamy zbyt dużo czasu.

— A potem?

— Potem wycelujemy lampę lutowniczą w zamieszkany obszar.

— Louis! Szczegóły!

Miał wypowiedzieć wyrok śmierci dla kilkudziesięciu gatunków. Kawaresksenjajok nie podnosił wzroku. Harkabeeparolyn miała twarz stężałą jak kamień.

— Rób, co musisz — powiedziała. Zrobił to.

— System dysz korygujących działa tylko w pięciu procentach. Chmee czekał.

— Paliwem są gorące protony pędzące ze słońca. Słoneczny wiatr.

— Cóż. Zmusimy słońce, by zwiększyło dostawę paliwa o czyn­nik dwadzieścia. Formy życia na obszarze objętym rozbłyskiem umrą albo ulegną drastycznym mutacjom. Siła ciągu zwiększy się o taki sam czynnik. Dysze korygujące albo zapewnią nam bezpieczeństwo, albo eksplodują — oświadczył lalecznik.

— Naprawdę nie mamy czasu, żeby je zaprojektować na nowo, Najlepiej Ukryty.

— To niepotrzebne, o ile Louis nie myli się całkowicie. Teela sprawdzała te silniki przed zamontowaniem — stwierdził Chmee.

— Tak. Jeśli nie były dość mocne, stworzyła margines bezpie­czeństwa, żeby ustrzec się przed nieszczęściem zbyt dużego słonecz­nego rozbłysku. Wiedziała, że to możliwe. Podwójne myślenie.

— Sterowanie rozbłyskiem nie jest dla nas konieczne, ale wygodne — kontynuował kzin. — Odłączymy podsystem lasero­wy. Potem, w razie potrzeby, wykorzystamy „Igłę” jako cel, przyspieszając ją, dopóki nie wystrzeli obrona przeciwmeteorytowa. „Igła” jest niezniszczalna.

Louis skinął głową:

— Wolelibyśmy coś bardziej precyzyjnego. Szybciej wykonali­byśmy robotę i zabili mniej ludzi. Ale… cóż. Możemy tego dokonać. Możemy.

* * *

Najlepiej Ukryty poszedł z nimi, żeby zbadać części składowe obrony przeciwmeteorytowej. Nikt go do tego nie namawiał. Czujniki, które wymontowali z „Igły”, musiał wargami i językiem obsługiwać lalecznik. Kiedy zaproponował, że nauczy Louisa jak manipulować przyrządami przy użyciu dłuta i pincety, ten roześmiał się.

Najlepiej Ukryty spędził kilka godzin w zamkniętej sekcji „Igły". Potem podążył za nimi przez tunel. Grzywę miał ufarbowaną w jaskrawokolorowe paski i pięknie wyszczotkowaną. Louis pomyślał: Każdy chce wyglądać dobrze na swoim pogrzebie, i zastanawiał się, czy o to właśnie chodzi.

Nie było potrzeby użycia bomby wobec podsystemu laserowego. Szukanie wyłącznika zajęło Najlepiej Ukrytemu cały dzień i spo­wodowało wymontowanie ze statku masy instrumentów, ale zakończyło się sukcesem. Sieć kabli nadprzewodzących miała swoje jądro w scrithcie, dwadzieścia mil pod północnym biegunem Mapy Marsa. Znaleźli wysoką na dwadzieścia mil centralną kolumnę i pompy chłodzące Mapę Marsa z osłoną ze scrithu. Kompleks na dnie musi być centrum kontrolnym — doszli do wniosku. Natrafili na labirynt ogromnych śluz powietrznych, z których każdą można było przejść po rozwiązaniu zagadki jej budowy. Najlepiej Ukryty poradził sobie i z tym.