Выбрать главу

Oni…

— Co?

— Koniec świata — powiedział Eugene. — Być może. — Ruszył w stronę śluzy, mijając Michaiła, który stał z otwartymi ustami.

* * *

Nie rozmawiali, przechodząc przez śluzę pyłową, a potem powietrzną. Każdy człowiek na Księżycu wciąż był pionierem, a jeśli miało się spryt, bez względu na to, czym był zaprzątnięty umysł, kiedy się przechodziło z jednego bezpiecznego środowiska do drugiego, mijając śluzy i połączenia oraz wkładając i zdejmując kombinezon, trzeba się było skupić wyłącznie na procedurach ochrony życia. A jeśli nie byłeś sprytny, to miałeś szczęście, jeśli cię przymusowo odesłano z powrotem, zanim zabiłeś siebie lub innych.

Michaił, wprawiony codzienną praktyką, pierwszy się pozbył kombinezonu. Kiedy kombinezon powędrował do stacji oczyszczającej — wyglądało to dosyć groteskowo, gdy serwomechanizmy ciągnęły go po podłodze jak zdartą z kogoś skórę — Michaił w samej bieliźnie podszedł do umywalki i wyszorował ręce w powoli spływającej strużce wody. Mimo że przeszedł przez śluzę pyłową, szaroczarny pył, którym się pomazał, zdejmując kombinezon, wniknął mu w pory i dostał się za paznokcie, a teraz w zetknięciu ze skórą powoli się spalał, wydzielając zapach podobny do prochu strzelniczego. Od samego początku pył księżycowy stanowił poważny problem: był bardzo drobny, dostawał się wszędzie i utleniał się ochoczo, wskutek czego wszystko, z czym się zetknął, ulegało korozji, od metalowych łożysk maszyn do błon śluzowych ludzi.

Oczywiście w tym momencie umysłu Michaiła nie zaprzątały problemy techniczne związane w pyłem księżycowym. Obejrzał się. Eugene już zdjął buty i rękawice oraz hełm i teraz potrząsnął swą piękną głową, a gęste włosy opadły mu na ramiona. To była twarz, którą Michaił zapamiętał; twarz, która po raz pierwszy mignęła mu przed oczyma na jakimś nic nieznaczącym zebraniu w bazie Claviusa czy Armstronga — twarz, która dopiero co nabrała znamion męskości, ale wciąż wyróżniała się chłopięcą symetrią i delikatnością, chociaż same oczy były nieco dzikie — twarz, która przyciągała jego uwagę równie mocno jak ćmę płomień świecy.

Kiedy Eugene zdjął kombinezon, w pamięci Michaiła obudziło się dawne wspomnienie.

— Eugene, słyszałeś kiedyś o Barbarelli?

Eugene zmarszczył brwi.

— Czy ona jest w Claviusie?

— Nie, nie. Mam na myśli stary, fantastyczno-naukowy film. Jestem fanem kina z czasów sprzed epoki lotów kosmicznych. Młoda aktorka, nazwiskiem Jane Fonda… — Eugene najwyraźniej nie miał pojęcia, o czym mówi. — Nieważne.

Michaił ruszył do małej kabiny prysznicowej, zdjął resztę odzienia i stanął pod strumieniem wody, która płynęła powoli, wielkimi, połyskującymi kroplami, zwolna opadającymi na podłogę, skąd pompy ssące usuwały ją co do kropelki. Michaił skierował twarz pod strumień wody, próbując się uspokoić.

Tales powiedział łagodnie:

— Zaparzyłem kawę, Michaił.

— Talesie, to miło z twojej strony.

— Wszystko jest pod kontrolą.

— Dziękuję… — Czasami było naprawdę tak, jakby Tales wyczuwał nastrój Michaiła.

Tales był w istocie mniej zaawansowanym klonem Arystotelesa, który stanowił sztuczną inteligencję, opartą na miliardach ziemskich komputerów najróżniejszej wielkości i łączących je sieci. Daleki potomek wyszukiwarek rodem z końca dwudziestego wieku, Arystoteles stał się wielkim, elektronicznym umysłem, którego myśli przelatywały jak błyskawice przez skomputeryzowaną powierzchnię Ziemi; od lat był stałym towarzyszem człowieka.

Kiedy ludzie zamieszkali na stałe w bazie Claviusa na Księżycu, było nie do pomyślenia, żeby nie mieli u siebie Arystotelesa. Ale światło biegnie z Ziemi na Księżyc ponad sekundę, a w środowisku gdzie najmniejszy błąd może oznaczać śmierć, takie opóźnienie było nie do przyjęcia. Dlatego stworzono Talesa będącego księżycową kopią Arystotelesa. Dane Talesa były nieustannie aktualizowane w oparciu o wielkie banki pamięciowe Arystotelesa, ale sam Tales był z konieczności prostszy od swego rodzica, ponieważ elektroniczny układ nerwowy zainstalowany na Księżycu był wciąż ubogi w porównaniu z tym na Ziemi.

Ale tak czy inaczej Tales spełniał swoją rolę. Z pewnością był na tyle bystry, aby miało uzasadnienie nadane mu imię: Tales z Miletu. Grek z szóstego wieku był pierwszym człowiekiem, który zasugerował, że Księżyc nie świeci własnym światłem, lecz światłem odbitym od Słońca. I jak mówiono, był pierwszym człowiekiem, który przewidział zaćmienia Słońca.

Dla wszystkich mieszkańców Księżyca Tales był zawsze pod ręką. Na Michaiła, który często czuł się samotny pomimo swej stoickiej determinacji, opanowany, trochę beznamiętny głos Talesa działał uspokajająco.

W tym momencie, pogrążony w tęsknych myślach, których bohaterem był Eugene, czuł, że potrzebuje takiego uspokojenia.

Wiedział, że Eugene mieszka w bazie Ciołkowskiego. Ogromny krater położony po drugiej stronie Księżyca stanowił siedzibę rozbudowanego podziemnego centrum. Ukryty we wnętrzu nieruchomego, zimnego Księżyca, wolny od wstrząsów, osłonięty przed zgiełkiem radiowym Ziemi oraz przed promieniowaniem, jeśli nie liczyć niewielkiego promieniowania księżycowych skał, był idealnym miejscem do polowania na neutrina. Cząstki te przenikały niczym duchy przez materię, jakby jej w ogóle nie było, dostarczając w ten sposób wyjątkowych danych dotyczących takich niedostępnych miejsc jak środek Słońca.

Jednak jakie to dziwne: przebyć tę długą drogę na Księżyc po to, aby prowadzić badania naukowe, kopiąc w regolicie, pomyślał Michaił. Było tyle piękniejszych miejsc do pracy, takich jak wielki układ teleskopów, zainstalowany w kraterze na biegunie północnym, który był w stanie obserwować powierzchnię planet podobnych do Ziemi, okrążających słońca oddalone o pięćdziesiąt lat świetlnych.

Marzył, żeby porozmawiać o tym z Eugene, żeby podzielić się swymi wrażeniami na temat Księżyca. Wiedział jednak, że musi trzymać na wodzy swoje reakcje wobec młodego człowieka.

Jeszcze jako nastolatek, kiedy zdał sobie sprawę z własnej seksualności, Michaił nauczył się panować nad swymi reakcjami; nawet na początku dwudziestego pierwszego wieku homoseksualizm był we Władywostoku czymś w rodzaju tabu. Odkrywszy swe niemałe zdolności intelektualne, Michaił rzucił się w wir pracy i przywykł do życia w samotności. Miał nadzieję, że kiedy wyprowadzi się z domu, kiedy praca zawodowa powiedzie go przez rozległą Unię Euroazjatycką, gdzieś do Londynu czy Paryża, a potem, w końcu, w ogóle poza granice Ziemi, znajdzie się w bardziej tolerancyjnym otoczeniu. Tak się też stało, ale wtedy okazało się, że już przywykł do własnego towarzystwa.

Jego niemal klasztorny tryb życia przerwało kilka namiętnych, lecz krótkotrwałych przygód miłosnych. Ale teraz, w wieku czterdziestu kilku lat, pogodził się z tym, że prawdopodobnie nigdy nie znajdzie partnera, z którym mógłby dzielić życie. Jednak to nie uczyniło go odpornym na pokusy. Aż do dnia dzisiejszego wypowiedział zaledwie kilka słów do tego przystojnego chłopaka, Eugene’a, ale to najwyraźniej wystarczyło, aby się w nim tak głupio zadurzył.

Teraz jednak musiał o tym zapomnieć. Bez względu na to, po co Eugene przyszedł do Shackletona, nie przyszedł ze względu na niego.

Koniec świata, powiedział chłopak. Marszcząc brwi, Michaił wytarł się do sucha.

5. Usuwanie skutków zagrożenia