Выбрать главу

Jeśli ktoś błądzi w taki sposób i na taką skalę, jak czyni to Kościół Katolicki, to nie ma on prawa wymagać od swoich wiernych posłuchu i respektowania jakichkolwiek dogmatów i ustaw, choćby były nie wiem jak „nieomylne”. Panu Bogu, który objawił każdemu z nas swoją wolę w Piśmie Świętym, wystarczą w zupełności nasze modlitwy odmawiane w zaciszu „izdebki”. Pozostawmy, oddajmy Bogu to co boskie, a sami cieszmy się tylko tym, że jesteśmy Jego dziećmi. Powtórzmy za świętym Augustynem: „Kochaj i czyń co chcesz!”. Niech nasze serca będą pełne otuchy, którą daje nam Słowo Boże. „Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty Jesteś ze mną!” [70] – śpiewał Bogu król Dawid.

Czy zadaniem Kościoła, który założył Jezus, ma być ciągłe „zawiązywanie i rozwiązywanie”; ustalanie tego, co Bóg już dawno ustalił? Czy Nauczyciel ustanowił kiedykolwiek choćby jednego teologa!? Wręcz przeciwnie! Brzydził się faryzeuszami i uczonymi w Piśmie, którzy studiowanie prawa przedkładali nad praktykowanie miłości, a pokorę grzesznych synów marnotrawnych mieli za nic. Dzisiaj każdy ksiądz jest teologiem z wykształcenia. Może dlatego tak mało jest wśród nich prawdziwych duszpasterzy.

Jeśli przypatrzymy się bliżej, jak w praktyce struktury katolickie realizują swoją misję – zadania i cele, które u źródeł powstania nakreślił dla swojej Owczarni Jezus – stwierdzimy, iż dzisiejszy Kościół – choćby najpotężniejszy, lecz nie mający oparcia w Prawdzie Objawionej, zawartej w Piśmie Świętym – nie jest tym Kościołem, który założył Jezus Chrystus.

Kościół Katolicki nie jest, jak sam głosi:

a) święty – tj. składający się z ludzi świętych, pełniących wolę Bożą;

b) apostolski – tj. niezmienny od czasów apostolskich co do wiary, głoszonych nauk i praktyk religijnych;

c) ewangeliczny – tj. trzymający się nauki Chrystusa, spisanej w czterech Ewangeliach;

d) katolicki – tj. powszechny w swoich dogmatach, zachowywanych w niezmienionej formie przez wszystkich Chrześcijan wszystkich czasów.

Zbawiciel jasno określił podstawowy cel Kościoła – jest nim przekazywanie „Dobrej Nowiny” o Zbawieniu. Zamiast niej karmi się ludzi opowieściami o mękach piekielnych i wiecznym potępieniu.

Cele podrzędne to: opieka nad najbiedniejszymi i pokrzywdzonymi przez los, kultywowanie pamiątki Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa, szerzenie Słowa Bożego, sprawowanie Sakramentów Świętych.

Pierwsza sfera traktowana jest tak marginalnie (a przy tym na tyle nagłaśniana przez kościelne media), iż niewiele można jeszcze na jej temat napisać. Chociaż… trochę prawdy jeszcze nikomu nie zaszkodziło:

Organizacja kościelna Caritas, powołana została do opieki nad tymi, którzy jej najbardziej potrzebują. Księża dyrektorzy poszczególnych oddziałów wraz z siostrami zakonnymi, klerykami oraz wolontariuszami świeckimi – prowadzą stołówki z darmowym wyżywieniem, hospicja; organizują wakacyjne kolonie dla dzieci z najbiedniejszych rodzin. Trudno wyobrazić sobie bardziej humanitarne cele i działania. Rzeczywiście, dzieje się tam wiele dobra, może nie aż tak wiele jak „bębni” o tym Kościół, ale owoce są niemałe. Komórki Caritasu istnieją obecnie w każdej diecezji i trzeba przyznać, iż szczególnie w ostatnich paru latach bardzo się rozwinęły. Wiąże się to ściśle z ostatnim kursem polityki Watykanu, aby zyskać jak największą przychylność ludzi świeckich dla instytucji Kościoła. Caritas jest sztandarowym narzędziem tych usiłowań. Działania tej organizacji miałem okazję obserwować za moich czasów kleryckich, jak również później w kapłaństwie.

Po 4 i 5 – tym roku Seminarium Łódzkiego, w czasie wakacji, uczestniczyłem w letnich koloniach dla dzieci z rodzin patologicznych, prowadzonych pod patronatem łódzkiej komórki „kościelnej dobroczynności”. Zgłosiłem swój akces jako opiekun, wespół z paroma kolegami i grupką studentów. Kolonie trwały dwa tygodnie. Mieszkaliśmy razem z dziećmi w wiejskiej szkole, udostępnionej i zaadaptowanej dla nas przez miejscową gminę. Całe finansowanie przedsięwzięcia ograniczało się więc praktycznie do przewiezienia dzieci w obydwie strony oraz wyżywienia. Kto za to wszystko zapłacił? Oficjalnym i jedynym dobroczyńcą: organizatorem, sponsorem i filantropem jest Kościół Katolicki zaś głównym patronem – biskup diecezjalny.

W rzeczywistości ani jedna złotówka nie pochodziła z kurialnego skarbca. Wszystkie przedsięwzięcia Caritasu są finansowane przez sponsorów – przedsiębiorców, którzy wpłacają często ogromne sumy „na cele charytatywne”, aby móc odpisać je sobie od dochodu. Regułą przy takich wpłatach jest praktyka ich zawyżania. Księża dyrektorzy wystawiają też chętnie zupełnie fikcyjne potwierdzenia wpłaty, w zamian za „godziwą” łapówkę. Dziwić się później, że objeżdżają swoje placówki „mercami” i „bm – kami”, jak przystało na „ubogich opiekunów najuboższych”. Taki sam aferalny proceder kwitnie obecnie na parafiach, a profity dla kapłanów – którzy nie muszą rozliczać się z „darowizn” – zazwyczaj wielokrotnie przewyższają ich i tak już wysokie dochody. Zadowoleni są również businessmani, wykorzystujący jedną z ostatnich form odpisów podatkowych. Traci jak zwykle państwo – cała reszta… czyli my.

Innym źródłem finansowania akcji Caritasu, np. w Polsce – są setki podobnych organizacji na Zachodzie Europy. Twarda waluta leje się stamtąd szerokim strumieniem, zwłaszcza przy szczególnych okazjach (stan wojenny, powódź), a „tiry” z bezcłowymi darami kursują nieprzerwanie od lat. To całe bogactwo nie jest jak zwykle nigdzie wykazywane ani poddawane kontroli, nawet wewnątrz struktur kościelnych. Na potrzeby „dobroczynnej działalności Kościoła” zbierana jest również taca we wszystkich parafiach, kilka razy w roku.

Prowadząc kolonie w Nagórzycach i Tomaszowie zastanawiałem się wielokrotnie – gdzie jest ta cała kasa!? Dzieci karmiliśmy na ogół przeterminowanymi produktami z Zachodu, a i tak pod koniec turnusu musiałem żebrać u miejscowych ludzi o wsparcie, gdyż siedziba Łódzkiego Caritas odmówiła dofinansowania. Gdyby nie otwarte ludzkie serca – dzieci chodziłyby głodne. Tak stało się na innej kolonii, gdzie doszło do prawdziwego buntu zaniedbanych milusińskich oraz interwencji ich rodziców. Nie twierdzę, że takie historie dzieją się zawsze i wszędzie. Niemniej jednak tak właśnie z grubsza wygląda „druga strona medalu” oraz realizowanie przez Kościół w praktyce przykazania Jezusa: „…Wszystko cokolwiek uczynicie jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnie uczynicie…”

Trudno jest całej instytucji i jej urzędnikom, wykształconym i nastawionym tylko na branie, nagle zacząć dawać. Trudno także powiedzieć, żeby dzieci z najbiedniejszych łódzkich domów były „braćmi” miliarderów w sutannach. Sam arcybiskup, który (a jakże!) odwiedził naszą kolonię najnowszym modelem BMW robionym na zamówienie – też nie przystaje do tej rodziny. Jego bracia zasiadają w Episkopacie i nie mają kłopotów z wyżywieniem.

Zobaczmy, jak resztę podrzędnych celów swojej „nadprzyrodzonej misji” na swój sposób, po kolei „rozpracował” Kościół Katolicki. Wszystkie zaszczytne zadania – całą swoją działalność uzależnił od składania opłat (i to słonych) w gotówce.

Za kultywowanie pamiątki… czyli za Mszę Św. – kasa; za szerzenie Słowa Bożego… czyli kazanie – kasa (czyt. taca); za sprawowanie Sakramentów… czyli: Chrzest, Komunię, Bierzmowanie (nie zawsze), Ślub – kasa! kasa! kasa! KASA!!! Nie wspomnę o: pogrzebach, opłatach cmentarnych, kolędzie, wypominkach, zrzutkach, zbiórkach itp. itd. Przemilczę również przeznaczenie tej rzeki pieniędzy.

вернуться

[70] Psalm 23, 4.