Выбрать главу

- Nic mi o sobie nie mówisz - powiedział z odcieniem niezadowolenia. - Nic o tobie nie wiem. Gdzie mieszkasz? Co robisz?

Przez całe życie marzyłam o tym, żeby być tajemnicza, i nigdy mi się to nie udawało. Szybko pomyślałam, że chociaż raz samo wyszło. Iskra trzeźwości, która tak znienacka przed chwilą we mnie błysnęła, przybierając postać kolejki po cytryny, nie zgasła. Świeciła nadal.

- W hotelu Minerwa - mruknęłam. - Przeżywam przy twoim boku najczarowniejsze chwile

życia.

Ukłonem wyraził mi wdzięczność za komplement. Maniery, trzeba przyznać, miał nieskalane. Wykonać z gracją wymowny ukłon, siedząc przy wiosłach na chwiejnej łodzi, to jest jednak pewna sztuka. Po czym podj ął temat.

- Traktujesz mnie jak epizod - mówił z lekkim niesmakiem. - Jak wakacyjną rozrywkę. Jak jakiś margines życiowy. Wyjedziemy stąd, rozejdziemy się i stracę cię z oczu. A ja sobie tego nie życzę. Jesteś inna, niepodobna do kobiet, które znałem w życiu. Chciałbym cię poznać lepiej, bliżej, chciałbym cię znać dalej, w zwykłym życiu. W tym twoim prawdziwym życiu.

Jasne, oczywiście, ja jestem inna, taka niewinna, taka odmienna, piękna Helenna. Patrzyłam na niego w upojeniu, gwałtownie usiłując utrwalić w pamięci wszystkie szczegóły tej nieopisanie wzruszającej sceny. Mignęła mi wprawdzie w głowie myśl, że on pewno zwariował, ale to nie zmieniało faktu, że przeżywam tu oto gigantyczny sukces życiowy na osobistym tle. Iskra trzeźwości zaczęła nieco przygasać, kolejka po cytryny nabrała charakteru niewyraźnej zmazy.

- Możemy. - powiedziałam niepewnie. - Możemy.

- Dokąd stąd jedziesz? - przerwał stanowczo, sam pewno lepiej wiedząc, co możemy.

- Do Paryża - odparłam odruchowo.

- Pojedziemy razem. Mam mieszkanie w Paryżu, mogę się tam przenieść na stałe.

Nie da się ukryć, że trochę z tego wszystkiego zgłupiałam. Sugestywna przepowiednia

sprzed lat, odnośnie blondyna, robiła swoje. Sycylijski entourage robił swoje. Blondyn, jako taki, robił swoje. Ja nie robiłam nic i w głowie zaczęło mi się od tego przewracać do reszty.

Wyobraziłam sobie, jakby to było pięknie pożyć trochę przy jego boku w roli bezcennej perły w pelerynie z szynszyli i brylantowym naszyjniku, otoczonej czułą opieką, obwożonej po co atrakcyjniejszych miejscowościach tego globu, gnijącej w rozrywkowym nieróbstwie. Nierealny dotychczas, niepojęty i obcy mej duszy świat nabrał rumieńców, przybliżył się i wyciągnął po mnie rozcapierzone pazury. Na domiar złego w tej czarownej wizji zaczęły błyskać diamenty z Pirenejów. Powolutku, powolutku, z oporami, ale nieprzerwanie, kiełkowała we mnie ponętna myśl, żeby może spróbować dokopać się tam w jego towarzystwie i przy jego pomocy.

Wszystkie niedawne obawy i niepokoje chwilowo wyleciały mi z głowy. Siedziałam na betonowym falochronie w Syrakuzach, delektując się rozważaniem, jak mi dobrze. Kompleks niższości, który narastał we mnie od dwóch lat dzięki staraniom Diabła, uległ całkowitej zagładzie. Obok mnie siedział blondyn mego życia, którego czułe deklaracje napełniały mnie ufnym i radosnym poczuciem triumfu. Czarne zwały lawy z Etny, leżące wzdłuż wybrzeża od mniej więcej sześciu tysięcy lat, dostarczały mi dodatkowych wzruszeń, wynikłych z faktu, że identycznie taki sam widok, jaki mam teraz przed oczami, oglądali lądujący tu po raz pierwszy Grecy. Zawsze miałam kota na tle historii starożytnej i archeologii.

W chwili kiedy napawałam się właśnie nadzieją penetrowania reliktów po Inkach i Mayach i mój prywatny romans stulecia nabierał największych uroków, blondyn mego życia rzekł:

- Będę musiał wyjechać na jakieś dwa albo trzy dni. Zaniedbałem przez ciebie moje obowiązki.

- Jakie obowiązki? - spytałam z roztargnieniem, zaabsorbowana wybrykami imaginacji.

- Mam głupią sprawę do załatwienia. Zdradzę ci tę tajemnicę, ale zatrzymaj to przy sobie. Powinienem szukać jednej baby.

- Co.?

- Jednej baby. Muszę ją znaleźć. Mój szef mi kazał.

Piorun z pogodnego błękitnego nieba trzasnął w czarną lawę u moich stóp. Gwałtownie usiłując złapać oddech, pomyślałam jeszcze rozpaczliwie, że to chyba niemożliwe, zwariowałam, mam obsesję.

- Jakiej. baby. - spytałam słabo, z nadzieją, że w moim głosie nie słychać paniki.

- Jednej koszmarnej baby, której w ogóle nie znam. Bladej jak trup, zreumatyzowanej, wychudzonej, trochę ślepej, wyglądającej na jakieś czterdzieści pięć lat albo nawet pięćdziesiąt, chociaż w rzeczywistości jest młodsza. Powinna mieć okropnie zniszczone ręce i bardzo dużo pieniędzy.

Najpierw pomyślałam z podziwem, że organizm ludzki jest nieprawdopodobnie wytrzymały. Ileż to już razy miałam okazję udusić się z samego zdenerwowania, a jeszcze żyję! Potem poczułam się zdegustowana swoim konterfektem, takim, jaki utrwalił się w ich

umysłach, i bliska byłam sprostowania. Następnie udało mi się wreszcie nieco zmobilizować. 09

- Po cóż, na litość boską, szukasz takiego potwora? - spytałam z niesmakiem, zdumiona własną siłą charakteru.

- Zapewniam cię, że nie dla przyjemności - odparł pogodnie. - Jest to kobieta, która okradła mojego szefa. Podstępnie pozbawiła go olbrzymiej sumy pieniędzy i trzeba ją znaleźć, żeby to odzyskać.

Na myśl, że lęgła mi się chęć powiadomienia go o kryjówce w Pirenejach, ogarnęła mnie niebotyczna zgroza. Rany boskie! Znalazł sobie podrywkę, nie ma co! Zabrałby mnie może w tym Paryżu na bankiet do szefa!.

- Muszę ci się przyznać do czegoś - ciągnął dalej. - W pierwszej chwili myślałem nawet, że to może ty. Ale ty jesteś za młoda.

Zapaliłam papierosa, usiłując zyskać na czasie i wyobrazić sobie, co bym mówiła, gdybym to nie była ja. Chętna zazwyczaj wyobraźnia tym razem stawiała niepojęty opór.

- Co za pomysł - powiedziałam ze wstrętem. - Dlaczego myślałeś, że to ja?

- Stella di mare - mruknął.

- Co, Stella di mare?

- Przyglądałem ci się wtedy, kiedy ten Włoch rzucił ci rozgwiazdę i krzyknął „Stella di mare”! Przeraziłaś się i najpierw spojrzałaś na morze. Ta kobieta uczyniłaby dokładnie to samo. Dlaczego się przeraziłaś?

- Nie odpowiadam za czyny obcych bab! Takie mokre, zimne świństwo rzucił mi znienacka na nogi! Każdy by się przeraził! To jeszcze nie powód, żebym miała być jakimś wyleniałym monstrum!

- Ale jesteś trochę do niej podobna - powiedział przekornie, najwyraźniej w świecie traktując te straszliwe słowa jak beztroskie przekomarzanie się. - Blondynka, czarne oczy. Chociaż ona powinna być siwa.

- Jak siwa, to ufarbowana - powiedziałam nieco bez sensu, ale ujrzałam nagle wszystko w innym świetle i chaos w moich uczuciach stał się silniejszy ode mnie. Romans stulecia, nie ma co.

„W Syrakuzach. - przeleciało mi przez głowę. - Jak człowieka spotka nieszczęście w Syrakuzach, to to jest zawsze romantyczniej niż w Grójcu. Chociaż, z drugiej strony Grójec jakaż to egzotyka dla Araba!”

Nie słuchałam, co mówił dalej, bo nagląca potrzeba rozwikłania okropnej sytuacji doprowadziła mnie do stanu ostatecznego zidiocenia. Oczyma duszy widziałam wyłącznie Araba na grójeckim rynku i za żadne skarby świata nie mogłam się pozbyć tego obrazu.

W powrotnej drodze do Taorminy utwierdziłam w sobie przeświadczenie, że spotkała mnie ciężka i niezasłużona krzywda, po czym pocieszyłam się słabo myślą, że romans z podwładnym szefa ma swój perwersyjny urok. Niczego więcej nie zdołałam sprecyzować.