Выбрать главу

Skąd właściwie oni się wzięli tutaj, przy samej polskiej granicy? O zamiarze powrotu przez Kopenhagę powiadomiłam bez mała pół Europy, trąbiłam o tym, gdzie się dało, i nie zdziwiłabym się, gdyby czekali na mnie na promie, ale dlaczego tu? Wyjechałam nagle, dokładnie w ciągu godziny. Jechałam przez Hannower i mogłam jechać dalej, do Hamburga i Puttgarten. Tam się powinni zaczaić. Od Hannoweru jechałam już jednym ciągiem, tylko z tą kawą w Berlinie, no i przespałam się w nocy na szosie, ale wszystko jedno, ileż to było czasu? Bardzo mało od popołudnia jednego dnia do rana następnego. Stali tu, w tej zatoczce, czyli musieli przybyć wcześniej. Logicznie rzecz biorąc wszystko wskazywało na to, że udam się do Kopenhagi, tam zostawiłam nie załatwione sprawy, tam był mój cały dobytek. Wysłałam depeszę do Alicji, że przyjeżdżam. Trzeba będzie do niej natychmiast zadzwonić, bo znów się zdenerwuje, że zginęłam. Kiedy mogli się zorientować, że jadę na Berlin? Dopiero za Hannowerem, na skrzyżowaniu autostrad. Jakim sposobem zdążyli przede mną?

Przez chwilę rozważałam w skupieniu różne możliwości i nagle tknęła mnie potworna myśl. Błysk światła tak straszny, tak nieprawdopodobnie koszmarny, że niemal oślepił mnie i ogłuszył, jak eksplozja bomby przed samym nosem.

Wszyscy, absolutnie wszyscy ludzie, którzy ze mną rozmawiali, wiedzieli, że jadę do Kopenhagi. Ja sama byłam o tym święcie przekonana. Jeden tylko, jeden, jedyny człowiek dowiedział się już za Paryżem, że zmieniłam zamiar, dowiedział się, czym wracam, którędy i kiedy!.

Moje zmęczenie nagle znikło. Siedziałam jak sparaliżowana fizycznie i umysłowo i kotłowała się we mnie ta jedna, okropna myśl. Dzwoniłam do niego z Nancy, umówiłam się z nim, potem poszłam spać, wyjechałam dopiero nazajutrz o świcie, było mnóstwo czasu. On jeden o tym wiedział, on jeden.!

W głowie rozbłysła mi gwałtownie następna eksplozja. Skąd ta pewność, że kryjówka jest w Europie? Powiedział to przecież przed chwilą! Mówiłam o Brazylii, o Afryce Południowej, wspominałam o pobycie szefa na Bliskim Wschodzie. Do dyspozycji był cały świat! Skąd wiedział, że w Europie?.

Wszystko to, co wyłaniało się z paraliżującego chaosu, było potworne. Nie mogłam przyjąć do wiadomości nasuwaj ących się logicznych wniosków. Nie, to niemożliwe, to zbyt okropne. Patrzyłam przed siebie, nic absolutnie nie widząc i bałam się spojrzeć na niego. Zimny dreszcz przelatywał mi po plecach. A równocześnie uświadomiłam sobie z przeraźliwą, brutalną jasnością, że jeszcze przed trzema laty wykrzyczałabym swoje podejrzenia, kazałabym mu natychmiast je rozproszyć, wyjaśnić, zrobiłabym awanturę, rozpłakałabym się w jego objęciach. A teraz nie. Teraz już nie. Teraz jest coś okropnie niedobrze.

- Kogo zawiadomiłeś o moim przyjeździe? - spytałam w napięciu, z jakąś rozpaczliwą nadzieją, że może jednak.

- Nikogo - mruknął. - Kazałaś mi nikomu nie mówić.

- Jak to? Mojej matki też nie? Jerzego, Janki, kogoś u siebie w pracy? Nikogo?!

- Czy ty sobie wyobrażasz, że miałem czas? Byłem pewien, że każą płacić cło na granicy i musiałem zebrać pieniądze. Tobie się wydaje, że do tego cholernego Kołbaskowa tak łatwo dojechać? W piątek poleciałem samolotem do Szczecina, z Gorzowa jechałem taksówką. Z nikim się w ogóle nie widziałem, nikt nie wie, że wracasz, masz okazję zrobić im niespodziankę jak nigdy w życiu!

- Jesteś pewien, że absolutnie nikomu o tym nie mówiłeś? q i

Musiało chyba coś zabrzmieć w moim głosie, bo nagle spojrzał na mnie uważnie.

- Absolutnie nikomu - odparł stanowczo. - Dlaczego tak się tym interesujesz?

Teraz już wiedziałam na pewno, że zełgał. Nigdy żadna prawdziwa odpowiedź nie wyszła z niego tak zwyczajnie, odruchowo i wprost. Musiał powiedzieć o tym komuś, do kogo się nie chce przyznać. Jakaś podrywka?. Niech piorun strzeli podrywki, akurat mi teraz podrywki w głowie! Ale jeśli powiedział jakiejś dziewczynie, a ta dziewczyna jeszcze komuś.

I znów pojęłam nagle, że przed trzema laty uczyniłabym założenie, że to był z jego strony zwyczajny, nieprzemyślany wygłup. Powiedziałabym, o co mi chodzi. Uwierzyłabym, że doceni powagę sytuacji i moje idiotyczne położenie, przejmie się tym, nie przyznając się wprost, da mi jednak do zrozumienia, że się przed kimś zdradził, po czym wspólnie zaczniemy się zastanawiać i rozstrzygać. Będzie bardziej zdenerwowany i zaniepokojony niż ja.

Tak, przed trzema laty. A teraz już nie.

Ciągnął sto czterdzieści, ścinając zakręty. Miał nieprzenikniony wyraz twarzy. Poczułam, jak mi się robi w środku coraz zimniej i włosy zaczynają mi stawać dęba na głowie. Jeszcze nie rozumiałam, co się stało, ale wiedziałam, że spotkało mnie coś okropnego. Miałam uczucie, jakby jedyne bezpieczne miejsce na ziemi zamieniło się nagle w jaskinię rozbójników. Świat dookoła mnie przeistaczał się w niepojętą, czarną otchłań, bez końca, bez granic i bez punktu oparcia. Pomyślałam, że się chyba za chwilę uduszę.

Nie, to niemożliwe. Ja rzeczywiście mam obsesję, zwariowałam i trzeba mnie zamknąć w sanatorium dla nerwowo chorych. Dostałam szmergla, fobii, obłędu, to niemożliwe, tak nie można żyć! Muszę się z tego otrząsnąć!

Co za pomysł, co za koszmarny pomysł! .

Uczyniłam gigantyczny wysiłek.

- Zatrzymaj się, kochanie - powiedziałam stanowczo. - Już odpoczęłam. Zrób mi tę przyjemność i pozwól, że dalej sama poprowadzę. Niech ja wreszcie mogę jechać sobie spokojnie znajomą drogą bez pośpiechu i przed nikim nie uciekając.

Przyhamował, ale po chwili znów przycisnął gaz.

- Od Poznania sobie pojedziesz - odparł nie mniej stanowczo. - Podjadę do Mercurego, napijemy się kawy i potem się zamienimy. Zgadzasz się?

To było tak normalne, tak naturalne, takie jakieś zwykłe i znajome, tak bardzo przypominało chwile, które spędzaliśmy w porozumieniu i w zgodzie, tak dokładnie siedziało w realiach normalnego życia, że upiorny świat ustawicznego zagrożenia i śmiertelnych niebezpieczeństw nagle gdzieś znikł. Otrzeźwiałam. Rzeczywiście, zgłupiałam zupełnie i cierpię na manię prześladowczą.

A jednak biały mercedes czekał na mnie przed polską granicą.

Prowadząc sama czułam się pewniej. Wytrzeźwiałam do reszty i pomyślałam, że nie mogę tego tak zostawić. Życie w atmosferze wiecznych podejrzeń i wątpliwości będzie nieznośnie. Po minionych przeżyciach nie przyjdę tak łatwo do siebie, odbiło się to na mnie bardziej, niż pierwotnie sądziłam, i moje zdrowie psychiczne wymaga wyjaśnienia sytuacji. Im prędzej, tym lepiej. Podjęłam temat.

- Dlaczego przypuszczasz, że to miejsce jest w Europie? - spytałam nagle zaraz za Koninem.

- Jakie miejsce?

Wbrew najszczerszym chęciom usłyszałam w duszy dźwięk alarmowego dzwonka. Przez te parę lat zdążyłam go poznać. Zawsze było to samo. Jeśli ciekawiło go coś zwyczajnie i łagodnie, maglował mnie pytaniami do upojenia, aż wydusił odpowiedź. Jeśli zależało mu na czymś szczególnie, a nie chciał tego zdradzić, udawał, że temat przestał go interesować. Słuchając, zaczynał wręcz ziewać i przybierał znudzony wyraz twarzy. Liczył na zwykłą ludzką przekorę i na moj ą głupią skłonność do szczerych zwierzeń i przeważnie osiągał pożądany rezultat.

- Miejsce, gdzie schowali te diamenty - wyjaśniłam uprzejmie. - Dlaczego uważasz, że w Europie?

- Sama to przecież powiedziałaś - odparł obojętnie, patrząc przed siebie.

Alarmowy dzwonek zawył jak syrena strażacka. Nie powiedziałam tego. Mam

sklerozę i różne inne zaburzenia, ale na całkowity zanik pamięci jeszcze nie cierpię. NIE POWIEDZIAŁAM, że to jest w Europie. Diabli mnie znienacka podkusili i coś mnie napadło.

- Nic podobnego - oświadczyłam spokojnie. - To wcale nie jest w Europie. To jest w Kordylierach.