- Gdzie?!
Jego zaskoczenie trwało tylko ułamek sekundy. Opanował się błyskawicznie i spojrzał na mnie ze zwyczajnym, żywym zaciekawieniem. Nic bym nie zauważyła, w ogóle nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby nie to, że w napięciu i czujnie czyhałam na każdy objaw jego reakcji.
- W Kordylierach. Nie znam Kordylierów i pojęcia nie mam, jak to wygląda, ale wydaje mi się, że zostało opuszczone do jakiejś jaskini. On to pewno jakoś zaznaczył.
- Jakim sposobem. - zaczął, jakby zdegustowany. Urwał, sięgnął po papierosy i ciągnął dalej -.jeden facet mógł to schować w górach, tak, żeby o tym nikt nie wiedział? 92
Miałam nieodparte wrażenie, że zamierzał powiedzieć zupełnie co innego i zreflektował się w pół zdania.
- Możliwe, że wie ktoś jeszcze. Na pewno pomagali mu jacyś ludzie. Ale oni pewnie nie wiedzą z kolei, co transportowali i nikt ich nie zna. Zresztą, nie musiało ich być dużo. Nieboszczyk pozbierał pakuneczki z majątkiem i udał się z nimi, dokąd chciał. Mógł wziąć osła i jednego poganiacza, na przykład niemowę albo półgłówka, dowieźć to w góry, poganiacza z osłem zostawić na uboczu, sam przenieść kawałek dalej, schować i cześć. Po krzyku. Mógł, nie?
- A miał na to czas? - spytał krytycznie. - Mówiłaś, że się spieszył. To by przecież długo trwało?
- Dwudniowa wycieczka. Nic szczególnego.
Zamilkł i ja też milczałam. Urządzenie alarmowe w mojej duszy wyło i błyskało czerwonym światłem. On wiedział. Wiedział o tym wszystkim niepojęcie dużo i z jakichś tajemniczych przyczyn ukrywał przede mną swoje wiadomości. Wszystkie moje władze umysłowe, maksymalnie wyostrzone, pracowały pełną parą i nagle w sercu zakwitła mi nowa nadzieja. Interpol! Może w Polsce już był ktoś z Interpolu, może nawiązał z nimi współpracę i kazali mu się do tego nie przyznawać? Wprawdzie od chwili, kiedy zmienił miejsce pracy, nie ma już nic wspólnego z władzami śledczymi, ale co z tego! Tych z Interpolu przecież zna, stykał się z nimi kiedyś, pozostał w kontakcie. Boże, co za idiotka ze mnie, oczywiście, że to musi być to! Te rzeczy zawsze utrzymywał przede mną w tajemnicy. Jasne, Interpol się wmieszał i stąd te dziwactwa, jasne, mam urojenia, zapadłam na manię prześladowczą!.
A dzwonek alarmowy ciągle dzwonił mi w duszy i czerwone światło błyskało ostrzegawczo.
Najbliższą przyjaciółkę zobaczyłam nazajutrz po przyjeździe. Udałam się do niej do pracy z zamiarem wykonania wielkiego entree. Specjalnie w tym celu zrobiłam się na bóstwo, zadbałam o stosowny makijaż i włożyłam platynową perukę. Nową, identyczną jak tamta, kupioną w Paryżu, głównie po to, żeby dokładniej ilustrować opowieści o sensacyjnych przeżyciach. Wyglądałam zupełnie tak samo jak w Charlottenlund, z tą tylko różnicą, że nie miałam na sobie zimowego palta i po Sycylii byłam znacznie piękniejsza.
- No wiesz! - powitała mnie Janka z oburzeniem i wyrzutem. - Co się wygłupiasz? Dzwonię do ciebie i dzwonię, nigdy cię nie ma, dlaczego się nie odzywasz? Już myślałam, że się coś stało!
Zaskoczyła mnie tak, że zbaraniałam całkowicie i wytrzeszczyłam na nią oczy. O co jej chodzi?
- Przecież mnie nie było - powiedziałam w osłupieniu.
- No, ale już jesteś!
- No to właśnie przyszłam!
- No to teraz! Ale jesteś już dawno!
Zdziwiłam się jeszcze bardziej.
- Nie rozumiem, co ty mówisz. Wróciłam wczoraj wieczorem i natychmiast tu przyleciałam. Wczoraj siedziałam u mamusi, nie wymagaj za wiele!
Teraz ona się zdziwiła.
- Jak to wczoraj wieczorem? Skąd wróciłaś? Przecież cię widziałam chyba z miesiąc
temu!
Poczułam, że mi się mąci w głowie. Nie rozdwoiłam się chyba bezwiednie?
- Widziałaś mnie? - powtórzyłam tępo i bezmyślnie. - Miesiąc temu?
- No właśnie! Doskonały jest ten kolor włosów, świetnie wyglądasz! Od razu, jak cię zobaczyłam, to sobie to pomyślałam i byłam ciekawa, gdzie farbowałaś.
W tak zwanym dołku zrobiło mi się okropnie gorąco i to gorąco zaczęło mi się rozchodzić w różne strony ze szczególnym uwzględnieniem góry. Pomyślałam sobie, że bezwzględnie muszę zachować kamienny spokój, i wszystko przed nią ukryć, bo ona jest nerwowa. W razie czego nie opanuje się i zdradzi.
- Primo, to jest peruka - powiedziałam z kamiennym spokojem. - A secundo, gdzie mnie widziałaś?
- Coś podobnego! - wykrzyknęła, zaskoczona. - Przysięgłabym, że to włosy! W tej peruce cię wobec tego widziałam, słuchaj, czy to nie szkodzi na włosy tak ją ciągle nosić?
- Tobie by nie zaszkodziło na włosy nawet, gdybyś nosiła na głowie krowie łajno - warknęłam, bo też istotnie jej włosy stanowiły zawsze przedmiot zazdrości całego otoczenia. - Gdzie mnie widziałaś?
- W samochodzie.
Opanowałam się z największym wysiłkiem.
- A można wiedzieć, gdzie ten samochód się znajdował?
- Na szosie. Wiesz, tam gdzie mieszkają ci nasi krewni, w Płudach. Akurat wyszłam na szosę, bo tam jest przystanek autobusowy, widziałam, jak wsiadaliście do samochodu i przejechaliście obok mnie i nawet chciałam na was machnąć ręką, ale zaplątałam się w paczki i rzodkiewki mi się rozsypały do rowu, i nie zdążyłam.
W nagłym przypływie jasnowidzenia pomyślałam, że głupie rzodkiewki potrafią człowiekowi uratować życie.
- Diabeł był? - pytałam nadal z kamiennym spokojem. 93
- No, oczywiście, on prowadził, a ty siedziałaś obok i nie patrzyliście na mnie, i byłam na was wściekła. Czekałam na autobus trzy kwadranse!
- Jesteś pewna, że to był nasz samochód?
- Absolutnie - odparła z niejakim zdziwieniem. - Przecież nie byłam pijana. Poznałam was i poznałam samochód po tym wgnieceniu na tylnym błotniku.
- Jakim wgnieceniu? - spytałam odruchowo, zastanawiając się równocześnie, czy nie byłoby wskazane napić się zimnej wody.
- No jak to, nie widziałaś tego? To, co on wgniótł na naszym podwórzu, jak się cofał i trafił na ten słupek, którego już nie ma.
Odetchnęłam głęboko.
- I myśmy cię nie widzieli? - upewniłam się.
- Nie. Nawet nie spojrzeliście! Stałam tak jak powietrze!
- Chwała bądź Panu na wysokościach! Ty ślepa komendo, to nie byłam ja! Wczoraj wieczorem wróciłam prosto z Paryża, a miesiąc temu siedziałam na Sycylii.
- No wiesz! - powiedziała Janka, wstrząśnięta, po chwili milczenia. - Nigdy bym ci o tym nie powiedziała! Byłam pewna, że to ty! To znaczy, teraz się upewniłam ostatecznie przez tę perukę. Bo jak się tak nie pokazywałaś, to zaczęłam mieć wątpliwości.
Zastanowiła się i spytała ostrożnie:
- Myślisz, że ona też miała perukę?
- A cholera ją wie - odparłam, popadając w zamyślenie.
Mgliste podejrzenie zabłysło nagle we mnie i przygasło. Jakaś dziewczyna, zaledwie miesiąc temu. Biały mercedes czekał na autostradzie z Berlina. Zełgał, że nikomu nie powiedział.
Janka popadła w okropne zdenerwowanie, wyobrażając sobie, że swoją nieprzemyślaną wypowiedzią wprowadziła rozdźwięki między Diabła i mnie. Usiłowała mi wytłumaczyć, że to z pewnością nie miało znaczenia.
- Uspokój się, do pioruna! - powiedziałam gniewnie. - Dałby Bóg, żeby to była zwyczajna podrywka, a nie co gorszego!
- Jak to?
- Nijak. Jeszcze nie wiem. Albo cierpię na urojenie, albo nie. Chyba będę musiała coś zrobić.
Następnego dnia przed południem, wysiadając z samochodu na Marszałkowskiej, wciąż w tej
platynowej peruce, którą nosiłam pchana czymś, czego nie umiałam sprecyzować, natknęłam się na jednego z przyjaciół.
- Cóż ty tak zmieniasz te samochody jak rękawiczki? - wykrzyknął, z zainteresowaniem oglądając jaguara. - Tydzień temu widziałem cię w oplu. Przywiozłaś dwa?
- W jakim oplu? - zaciekawiłam się.
- Ciemnoszarym rekordzie. Tak porosłaś w pierze, że już sama nie wiesz, co masz?