- Przeciwnie, wiem, co mam, i mogę cię zapewnić, że nie mam szarego rekorda. Pewno to nie byłam ja.
- Co ty powiesz? - zdziwił się. - Niemożliwe! Nawet ci się ukłoniłem i pomyślałem, że znów wróciłaś do tego koloru włosów, w którym ci było tak do twarzy przed laty. Znakomicie wyglądasz! Poważnie, to nie byłaś ty?.
Kiedy w dwa dni później trzecia osoba zapytała mnie, dlaczego rozmawiam z Diabłem po niemiecku, oświadczając, że słyszała to na własne uszy w Kamieniołomach przed trzema tygodniami, wtedy, kiedy jadłam tam z nim kolację i siedziałam tyłem do sali w białej, koronkowej kiecce, musiałam się poddać. Nigdy w życiu nie miałam białej, koronkowej kiecki, pomijając już to, że nie umiem mówić po niemiecku, a przed trzema tygodniami kwitłam szczęściem w Taorminie.
Nie było siły. Zdarzają się rozmaite zbiegi okoliczności, ale ten byłby doprawdy przesadny. Platynowa blondynka z ciemnymi oczami, którą wszyscy biorą za mnie, wiadomości, posiadane przez Diabła, biały mercedes na szosie.
Tajemnicza Madelaine, którą zastąpiłam w kopenhaskiej melinie, w drodze rewanżu zastąpiła mnie teraz w Warszawie! Zwyczajna zemsta na tle osobistym czy coś znacznie gorszego? .
Właściwie spodziewałam się już czegoś w tym rodzaju i nawet wstrząsnęło to mną mniej, niż powinno. Wściekła, zdeterminowana, z sercem pełnym jadowitej substancji, zaczekałam w domu na powrót Diabła w pełnym rynsztunku bojowym: w peruce i ze starannie poprawionym makijażem. Postanowiłam sprawdzić, jak zareaguje.
Wszedł, spojrzał na mnie jak na powietrze z bezgranicznie obojętnym wyrazem twarzy i nie powiedział ani słowa. Nieludzkość tego człowieka była niepojęta! Poczułam, jak w mojej duszy zaczynają rosnąć jakieś straszne rzeczy, przechodząc wszystko, czego kiedykolwiek do tej pory doznawałam.
Nazajutrz rano zadzwoniła Janka, bardzo zdenerwowana.
- Słuchaj, co się dzieje? Mam na myśli, między wami. On mnie spotkał wczoraj i zawiózł do
- Diabeł? - przerwałam, bo w tym stanie ducha mogła mówić o każdym.
- Tak. I całą drogę wypytywał, co mi opowiadałaś o swoich przygodach. Aż się zaniepokoiłam, że może to jest jakaś tajemnica. Nawet się dość miło zachowywał, to znaczy z początku, bo potem, jak powiedziałam, że nic nie wiem, to się zrobił nieuprzejmy. I maglował mnie, i maglował, i ciągle mu chodziło o jakieś miejsce, do którego się podobno wybierasz, żeby czegoś szukać. Nic nie rozumiem, nic mi takiego nie mówiłaś. To prawda? I zdenerwowałam się okropnie, bo to było takie jakieś. Nie wiem, coś mi się w tym nie podobało. Jakby chciał ze mnie wywlec jakieś twoje tajemnice.
- Słuchaj no - powiedziałam, tknięta niepokojącą myślą. - Mam nadzieję, że mu nie powiedziałaś, że go widziałaś z tą dziewczyną?
- Nie, chociaż miałam ochotę, bo mnie w końcu zdenerwował.
- Niech cię ręka boska broni puścić parę na ten temat! Pamiętaj! Nic nie widziałaś, nic nie wiesz, jesteś ślepa, głucha i kompletnie głupia! Mam dość kłopotu z pilnowaniem własnej głowy, nie będę się jeszcze trzęsła o ciebie.
- Zwariowałaś - powiedziała Janka z niesmakiem.
- Możliwe. Daj Boże. Moja nadzieja leży w tym, że zwariowałam. Opowiem ci, o co chodzi, żebyś się z czymś nie wygłupiła. Sama zrozumiesz, że żarty się skończyły już jakiś czas temu.
Żarty się skończyły. Istotnie, z tym faktem trzeba było się wreszcie pogodzić. Wróciłam do własnego domu, wróciłam do normalnego życia i do faceta, którego postępowanie już od dawien dawna przyprawiało mnie o rozterkę. Coś musiałam teraz z tym fantem zrobić i jakoś to życie uporządkować. Rola wystraszonej, bezwolnej ofiary nie leżała mi w charakterze.
W maksymalnym skupieniu rozważyłam wszystkie za i przeciw. Madelaine kolidowała mi z Interpolem. Istniała wprawdzie możliwość, że Diabeł zajmuje się działalnością podrywczą w ramach współpracy z międzynarodowymi władzami i to by nawet w pewnym stopniu tłumaczyło utrzymywanie mnie w nieświadomości, ale absolutne milczenie na ten temat stawało się podejrzane. Bardziej prawdopodobna wydawała się podrywka jako taka. Jego, co tu ukrywać, negatywne nastawienie do mnie wskazywało raczej na to, że przeniósł na nią swoje uczucia i nie zdając sobie sprawy z tego, co czyni, powiadomił ją o moim powrocie. Mógł nawet nie mieć pojęcia o jej powiązaniach. Ale myśleć potrafi, mercedesa sobie skojarzył i teraz powinien już być zorientowany w sytuacji. Tak czy inaczej powinien to odpracować. Jeśli zaś nie odpracuje.
Jeśli zaś nie odpracuje nie tylko tego ryzykownego wygłupu, ale także zadrażnień ostatnich trzech lat, to doprawdy nie pozostaje nam nic innego, jak tylko się rozstać!
Wbrew sobie samej, wbrew własnemu charakterowi, który domagał się otwartego wystąpienia, przystąpiłam do podstępnych działań wojennych. Pierwszy pocisk stanowiła peruka. Platynowy blask na mojej głowie musiał nim widocznie wstrząsać dzień po dniu i godzina po godzinie, a całe opanowanie, jakim dysponował, było mu zapewne potrzebne do czego innego, bo po tygodniu nie wytrzymał.
- Wolę cię w twoim własnym kolorze włosów - powiedział niechętnie. - Nie chodź bez przerwy w tej peruce. Ona mi się nie podoba.
- Nie lubisz platynowych blondynek? - zdziwiłam się obłudnie.
Skrzywił się z okropnym niesmakiem.
- Nie przepadam. A w ogóle w tej peruce wyglądasz nie najlepiej. Postarza cię.
Nieprawda, wcale mnie nie postarzała, a przy tym nic nie wskazywało na to, żeby
istotnie wolał mnie w czymkolwiek, bodajby nawet w złotogłowiu, ale osiągnęłam cel i zdjęłam ją z prawdziwą ulgą. Ustawiczne chodzenie po mieszkaniu w peruce było dla mnie samej nieznośne. Umyłam głowę i zaczęłam wyglądać normalnie.
Nie wiedziałam, co będzie, ale na wszelki wypadek zabezpieczyłam dzieci. Wbrew protestom całej rodziny wyraziłam skwapliwą zgodę na ich wyjazd wraz z ojcem do Związku Radzieckiego. Nagły wybuch rodzicielskich uczuć mojego eks-męża nastąpił w wymarzonym dla mnie momencie i chociaż wiedziałam, że mój starszy syn poświęci się wyłącznie przeglądowi radzieckich kłusaków, a młodszy radośnie zaniedba naukę, to jednak wyekspediowałam ich z prawdziwą ulgą. Przez sześć tygodni mogli być bezpieczni.
Jak to zwykle po długiej nieobecności miałam do załatwienia mnóstwo rzeczy. Diabeł uprawiał jakieś służbowe wyjazdy w teren i na długie rozmowy nie było czasu. Nie wyjaśniona tajemnica wisiała między nami. Atmosfera była pełna napięcia, w powietrzu kłębiło się coś nie sprecyzowanego, od czego dostawałam palpitacji serca, zacisku szczęk i dławiącego globusa w gardle. Lepiej się czułam na mieście niż we własnym domu. Zastanawiałam się, czy nie udać się dobrowolnie do milicji albo do kontrwywiadu, dochodziłam do wniosku, że właściwie co ich to obchodzi, dziwiłam się, że nikt się mnie nie czepia, czekałam na jakąś okropność i czułam, jak stopniowo życie zaczyna być dla mnie za trudne. Doprawdy, nie do tego chciałam wrócić.
Dwunastego dnia po moim powrocie Diabeł ni z tego, ni z owego przyszedł do domu z butelką whisky i od razu skoczył po wodę sodową.
- Napiłbym się kieliszek - powiedział. - Ty nie?
Dobrze wiedział, że whisky to jest mój ukochany alkohol. Zadając pytanie spojrzał na mnie z dawnym błyskiem w oku. Wydawał się jakby nieco sympatyczniejszy. Nie było po temu żadnych powodów, bo wciąż prezentowałam sobą kamienny chłód, raczej zniechęcający do objawów sympatii i dlatego natychmiast wydało mi się to podejrzane.
- Też się napiję - powiedziałam stanowczo.
Po nadużyciu alkoholu zawsze miewam napady szczerości. Postanowiłam uważać. Jeśli uznał za słuszne urżnąć mnie w czarnoziem, na co wskazywał wybór napoju, to widocznie miał po temu jakieś powody. Uznałam za wskazane poznać te powody.