Выбрать главу

- Nie. Myślałem nad tym. Przecież ten człowiek został zastrzelony. Czy oni to mieli w planach? Czy ten ich szef to jakiś wariat, maniak, szaleniec? Kazał sprzątnąć jedynego faceta, który znał sposób odzyskania jego całej forsy? Jak to się stało?

Patrzyłam na pułkownika nieco bezmyślnie, zaskoczona. Przed oczami zobaczyłam nieprzytomną twarz i dziki wzrok człowieka, strzelającego w lampę w zadymionej melinie. Rzeczywiście. Jakoś głupio im to wyszło.

Rozważania na ten temat zajęły nam czas aż do powrotu pana spod Palmir, którego powitaliśmy pełnym zaciekawienia pytaniem. Pan spod Palmir machnął ręką.

- To był istotnie idiotyczny przypadek - zgodził się. - Strzelał zupełnie obcy facet, który z tym nie miał nic wspólnego. Hazardzista, narkoman, nieodpowiedzialny histeryk, który zgrał się tego wieczoru do zera. Policja go oczywiście zatrzymała, załamał się, płakał, mówił różne brednie, przysięgał, że jeszcze chwila, a byłby się odegrał. Działał w stanie szoku. To jest środowisko, w którym wszystko się może przytrafić.

- Coś podobnego! - powiedziałam, nieco wstrząśnięta.

- Niezależnie od tego szef także jest typem patologicznym - ciągnął dalej. - Talenty organizacyjne tego człowieka są imponujące, ale opiera je. przepraszam, opierał je na bazie jakiegoś nieodpowiedzialnego ryzykanctwa. Krótko mówiąc, trochę miał fioła i po licznych sukcesach uwierzył w swoją wszechwładzę i nieomylność. Zgroza mnie ogarnia na myśl, że mógł panią trzymać w tych podziemiach całe lata!

- Mnie też zgroza ogarnia - mruknęłam.

- Dlaczego pan mówi w czasie przeszłym? - spytał pułkownik.

- Mam nowe wiadomości. Zatrzymali go dziś o szóstej rano. Zastrzelił policjanta, więc istnieje pewność, że łatwo nie wyjdzie. Może jednak da się pani namówić na wycieczkę?

Pochylił się nad fotografią mapy i studiował ją, porównując z podanymi przeze mnie liczbami.

- Znam trochę te tereny. Trudno dostępne, trzeba będzie użyć helikopterów. To może być ciekawe, nie ma pani ochoty zobaczyć?

Moja zmaltretowana dusza widocznie już nieco odżyła, bo coś się w niej poruszyło.

- Czy ja wiem?. Może istotnie?. Może bym przy okazji wstąpiła do Kopenhagi i uwolniła Alicję od moich rzeczy? Powinnam przeprosić byłego zwierzchnika.

- Niech się pani namyśli - powiedział pułkownik zachęcająco. - Biuro paszportowe jest zawiadomione, może pani jechać w każdej chwili.

- Widzę, że koniecznie chce się pan mnie pozbyć - powiedziałam podejrzliwie. - Właściwie trudno się panu dziwić. No nie wiem, zastanowię się.

- Gorąco panią namawiam - powtórzył stanowczo pułkownik. - A teraz nie chcę być nieuprzejmy i nie chcę państwa wyrzucać, ale mam wrażenie, że pan ma do pani jeszcze jakieś interesy, więc. 1 oq

Pan spod Palmir podniósł się nagle.

- Słusznie, nie będziemy zabierać panu czasu. Serdecznie dziękuję. Mam nadzieję, że zechce mi pani towarzyszyć?

Głupie pytanie. Jasne, ze chciałam mu towarzyszyć. Patrzyłam w niego jak sroka w gnat i coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że w jego towarzystwie udam się bez protestów nie tylko w Pireneje szukać diamentów, ale też i na koniec świata, bez żadnego racjonalnego uzasadnienia. Od nieskończonych wieków nikt nie napełniał mnie takim poczuciem bezpieczeństwa i taką ufnością jak ten właściwie zupełnie mi obcy facet.

Bez namysłu przyjęłam zaproszenie do hotelu, w którym mieszkał. Wyraźnie było widoczne, że jeszcze nie wszystko zostało powiedziane, że zostało coś więcej, coś, co dotyczy już tylko mnie. W milczeniu przyglądałam się, jak przygotowywał mikroskopijny magnetofon z taśmą, wyglądającą jak spłaszczona nitka. Usiadł obok i spojrzał na mnie.

- Dużo o pani słyszałem - powiedział. - Już drugi raz to mówię. Wydaje mi się, że znam panią dość dobrze i chyba się nie mylę, sądząc, że lubi pani prawdę?

- Lubię prawdę - odparłam i już wiedziałam, co będzie. - Pewnie nawet bardziej lubię prawdę, niż pan to sobie może wyobrazić. Lubię nawet najgorszą prawdę.

Pan kiwnął głową z namysłem i sięgnął po papierosa.

- Tak mi się właśnie wydawało, że powinna pani to usłyszeć. Może to brutalne i moja rola w tym jest na pewno niewdzięczna. Bardzo niewdzięczna. Z pewnych przyczyn wolałbym, żeby na moim miej scu był ktokolwiek inny, tylko że to akurat tak się składa, że właśnie j a panią znam i właśnie ja o pani słyszałem. Trudno, zdecydowałem się zaryzykować.

Jasność trwała w moim umyśle. Patrzyłam na szczupłą twarz faceta, twarz o nieregularnych rysach, o ciemnych, żywych oczach i pełnym wdzięku uśmiechu i ze zdumieniem myślałam sobie, że ten człowiek ma duszę. Duszę! Dziwny element, którego już dawno przestałam doszukiwać się w mężczyźnie.

- Chwileczkę - powiedziałam szybko. - Z jakich przyczyn?

Pan patrzył na mnie, ja patrzyłam na niego i już po chwili byłam pewna, że znam odpowiedź na swoje pytanie.

- W takim razie jestem gotowa zrezygnować z tej prawdy - oświadczyło z determinacją coś we mnie. Oświadczyło na głos i nie zdążyłam tego powstrzymać.

Błysk w oczach pana rozjaśnił mu całą twarz.

- W takim razie słusznie postanowiłem zaryzykować. Cieszę się, że jest pani właśnie

taka.

Ściśle biorąc, to nie ja byłam taka, tylko to coś we mnie, ale nie wyprowadzałam go z błędu z nadzieją, że będę mu się wydawała właśnie taka jeszcze przez jakiś czas i nie zauważy tak od razu, że w rzeczywistości jestem znacznie gorsza. Im dłużej, tym lepiej.

- W takim razie słucham - powiedziałam stanowczo.

- Ten przyrząd - powiedział, wskazując magnetofon był zainstalowany w samochodzie Madelaine. Włączał się automatycznie w chwili otwarcia prawych drzwi przy równoczesnym nacisku na fotel kierowcy. Wychodziliśmy z założenia, że pasażer nie wsiada lewymi drzwiami, a samotny kierowca na ogół nie rozmawia. Nie mieliśmy żadnego kontaktu z panią i tą drogą usiłowaliśmy się czegoś dowiedzieć i zdobyć jakieś dowody. Oczywiście są tu nagrane tylko fragmenty. Madelaine przyjechała do Polski natychmiast po pani ucieczce jachtem i natychmiast nawiązała kontakty z pani. przyjacielem.

- Nie jestem pewna, czy to właściwe słowo - zauważyłam nieco krytycznie.

- Ja też nie jestem pewien. Posługiwała się językiem niemieckim, w czasie pobytu tutaj nauczyła się nieco po polsku, a jej zadaniem było wyłapywanie wiadomości o pani. Jak pani sama dobrze wie, żadnych wiadomości nie było. Została odwołana po odnalezieniu pani we Francji, ale nie opuściła Polski od razu. Przedłużyła swój pobyt tutaj, narażając się nawet na wymówki szefa.

- Kim ona właściwie była - przerwałam. - Jego podrywką?

- Zapewne też. Ale przede wszystkim była jedyną kobietą w gangu załatwiającą sprawy, do których nie nadawał się mężczyzna. Przyjechała ponownie po pani ucieczce z Chaumont i już została do końca. Była pewna, że jej uroda będzie dostatecznym atutem, ale okazało się, że się myliła. Te taśmy dotyczą ostatniego okresu. Chce pani posłuchać?

- Chcę.

Zrobił coś przy maleńkim magnetofoniku. Usłyszałam ciche prztyknięcie i natychmiast potem przytłumiony cichym warkotem głos:

- Co się stało?

Głos był kobiecy i mówił po niemiecku.

- Dostałem wiadomość.

To był głos Diabła. Też po niemiecku.

- Jaką wiadomość? Mów!

Chwila milczenia. Warkot stał się głośniej szy.

- Co dostanę? .

- . przestań! Dostaniesz wszystko razem! Najpierw trzeba ją znaleźć!.

- Znalazła się. Co dostanę zaraz za wiadomość, gdzie jest? Chwila

milczenia.

- . co chcesz? Znów chwila milczenia.

- Dziesięć tysięcy. Jutro chcę mieć dowód wpłaty.

Przez moment nic nie można było zrozumieć, bo warkot głuszył słowa. Potem znów wyróżnił się głos Diabła.