Выбрать главу

Raymond usiadł. Ogarnął go niepokój. Przez chwilę nie potrafił skojarzyć nazwiska, ale czuł, że nie zwiastuje niczego dobrego. Nagle przypomniał sobie. To był jeden z ludzi Vinniego Dominicka, z którym gangster przyszedł do jego domu.

– Więc? – zapytała Darlene.

Raymond głośno przełknął ślinę.

– Porozmawiam z nim. – Sięgnął za kanapę i podniósł drugą słuchawkę domofonu. Starał się, żeby jego "halo" zabrzmiało pewnie i autorytatywnie.

– Sie masz, doktorze – bezceremonialnie przywitał go Franco. – Byłbym bardzo rozczarowany, gdybym cię nie zastał w domu.

– Właśnie zamierzałem się położyć spać. Jest już raczej późno jak na wizyty.

– Serdecznie przepraszamy za porę, ale Angelo Facciolo i ja mamy coś, co chcielibyśmy panu pokazać.

– Czy nie możemy tego odłożyć do jutra? Powiedzmy między dziewiątą a dziesiątą.

– To nie może czekać. No dalej, doktorze! Nie kuś losu. Specjalnym życzeniem Vinniego Dominicka było, żebyś się osobiście zapoznał z jakością świadczonych przez nas usług.

Raymond gwałtownie próbował wymyślić jakąś wymówkę, żeby nie schodzić na dół, ale przy tym bólu głowy wysiłek nie przyniósł żadnych rezultatów.

– Dwie minutki, tylko o tyle proszę – powiedział Franco.

– Jestem strasznie zmęczony. Obawiam się, że…

– Zamknij się, doktorku, i posłuchaj: masz zejść tu na dół albo zrobi ci się bardzo przykro. Mam nadzieję, że wyrażam się dość jasno.

– Tak, schodzę – poddał się, widząc, że nie uniknie spotkania. Nie był taki naiwny, żeby sądzić, iż Dominick lub jego ludzie rzucają pogróżki na wiatr. – Zaraz będę.

Poszedł do garderoby, zdjął z wieszaka płaszcz i zarzucił na ramiona.

Darlene była zaskoczona.

– Wychodzisz?

– Wygląda na to, że nie mam wielkiego wyboru. Chyba mogę się cieszyć, że nie chcą wejść na górę.

Kiedy znalazł się w windzie, spróbował się uspokoić, ale nie było to łatwe, tym bardziej że ból głowy jeszcze się wzmógł. Ta nieoczekiwana i nie chciana wizyta sprawiła, że czuł się nieznośnie. Nie miał pojęcia, co ci ludzie chcą mu pokazać, chociaż domyślał się, że musi to mieć jakiś związek z tym, jak załatwili sprawę Cindy Carlson.

– Dobry wieczór, doktorze – powiedział Franco, kiedy Raymond wyszedł z budynku. – Przepraszam, że sprawiamy tyle kłopotu.

– Nie przedłużajmy niepotrzebnie – odparł Raymond. Starał się być bardziej pewny siebie, niż rzeczywiście był.

– Będzie krótko i uroczo, wierz mi. Jeśli nie masz nic przeciwko – powiedział i wskazał na ulicę w stronę zaparkowanego tuż przy hydrancie forda sedana. Angelo ni to siedział, ni stał oparty o bagażnik i palił papierosa.

Raymond podszedł za Frankiem do samochodu. Angelo wyprostował się i odsunął na bok.

– Chcielibyśmy, żebyś zerknął na momencik do bagażnika – powiedział Franco. Podszedł do wozu od tyłu i kluczykiem otworzył pokrywę. – Zbliż się, żeby lepiej widzieć. Światło nie jest najlepsze.

Raymond stanął między fordem a zaparkowanym za nim kolejnym samochodem, dosłownie centymetry od pokrywy bagażnika, kiedy Franco ją podniósł.

W następnej sekundzie Raymond poczuł, jak serce przestaje mu bić. W chwili kiedy stanął przed nim upiorny widok martwego ciała Cindy Carlson zwiniętego w bagażniku, błysnęło ostre światło.

Raymond cofnął się gwałtownie. Zrobiło mu się niedobrze na samo wspomnienie nalanej, porcelanowej twarzy dziewczyny, która wbiła mu się w pamięć, i niespodziewanego błysku, w którym natychmiast rozpoznał flesz polaroidu.

Franco zamknął bagażnik i otrzepał dłonie.

– Jak wyszło zdjęcie? – zapytał Angela.

– Trzeba poczekać minutkę – odparł drugi z gangsterów, trzymając zdjęcie za narożnik. Czekał, aż ukaże się sfotografowany obraz.

– Jeszcze tylko sekundkę – powiedział Franco do Raymonda.

Raymond mimowolnie jęknął pod nosem, wzrokiem szaleńczo przeczesywał okolice, aby się upewnić, czy nikt poza nim nie zauważył ciała w samochodzie.

– Dobrze wygląda – stwierdził Angelo i wręczył fotografię Francowi, który spojrzał na nią i zgodził się. Wyciągnął zdjęcie tak, żeby i Raymond mógł się przypatrzyć.

– Powiedziałbym, że to twój lepszy profil – zauważył Franco.

Raymond ciężko przełykał. Zdjęcie tak samo dobrze pokazywało jego ciężkie przerażenie, jak i ciało martwej dziewczyny.

Franco schował fotkę do kieszeni.

– No, to by było na tyle, doktorze. Mówiłem, że nie zabierzemy wiele czasu.

– Po co to zrobiliście? – zapytał Raymond łamiącym się głosem.

– To był pomysł Vinniego – wyjaśnił Franco. – Pomyślał, że dobrze by było mieć dowód przysługi, którą ci oddał, tak na wszelki wypadek.

– Na jaki wypadek?

Franco rozłożył ręce.

– Przecież mówię, na wszelki wypadek.

Franco i Angelo wsiedli do samochodu, a Raymond wrócił na chodnik. Patrzył, aż ford dojechał do skrzyżowania i zniknął za narożnikiem.

– Dobry Boże! – mruknął. Odwrócił się i na chwiejnych nogach ruszył w stronę domu. Ile razy udało mu się rozwiązać jeden problem, natychmiast stawał przed nim następny.

Prysznic wrócił Jackowi utracone siły. Laurie nic nie mówiła o rowerze, postanowił więc skorzystać z tego środka transportu. Ruszył na południe w niezłym tempie. Pamiętając przykre doświadczenia sprzed roku, trzymał się Central Park West aż do Columbus Circle. Tu skręcił w Pięćdziesiątą Dziewiątą Ulicę i dojechał do Park Avenue. O tej porze była zupełnie pusta, więc jechał nią aż do ulicy, przy której mieszkała Laurie. Zabezpieczył rower całą kolekcją kłódek i podszedł do drzwi. Zanim nacisnął dzwonek, zastanowił się przez chwilę, co najlepiej powiedzieć i jak się zachowywać.

Laurie przywitała go w drzwiach z szerokim uśmiechem na ustach. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć objęła go za szyję i serdecznie uściskała. W drugiej ręce trzymała butelkę wina.

– Aha – powiedziała, robiąc krok w tył. Przyjrzała się jego rozwianym włosom. – Zapomniałam o rowerze. Nie mów mi, że przyjechałeś na nim.

Jack przybrał minę winowajcy.

– No tak, to do ciebie podobne. – Pomogła mu zdjąć kurtkę.

Jack zobaczył Lou siedzącego na kanapie. Uśmiech miał taki, że mógł rywalizować z Kotem z Cheshire [8].

Laurie chwyciła Jacka za rękę i pociągnęła do pokoju.

– Najpierw chcesz niespodziankę, czy wolisz przedtem zjeść? – zapytała.

– Niech będzie niespodzianka – zdecydował.

– Dobra – rzucił Lou, wstał z kanapy i podszedł do telewizora.

Laurie nakazała Jackowi usiąść na miejscu, które właśnie zwolnił Lou.

– Chcesz kieliszek wina?

Skinął. Był zaskoczony. Nie widział żadnego pierścionka, a Lou najwyraźniej zajęty był pilotem od magnetowidu. Laurie zniknęła w kuchni, ale szybko wróciła z winem.

– Nie wiem, jak to działa – powiedział Lou. – W domu córka obsługuje takie rzeczy.

Laurie wzięła od niego pilota i kazała mu najpierw włączyć telewizor.

Jack upił mały łyk wina. Nie było wiele lepsze od tego, które przyniósł poprzedniego wieczoru.

Laurie i Lou usiedli obok Jacka na kanapie. Jack popatrzył na nich, ale wyraźnie go ignorowali. Bez wątpienia mieli ochotę na oglądanie telewizji.

– Co z tą niespodzianką? – zapytał.

– Tylko patrz – Laurie wskazała na zaśnieżony ekran telewizora.

Jeszcze bardziej zaskoczony zaczął wpatrywać się w ekran. Nagle zabrzmiała muzyka i pojawiło się logo CNN, a zaraz potem z restauracji na Manhattanie wyszedł otyły mężczyzna. Jack rozpoznał "Positano". Mężczyzna znajdował się w otoczeniu grupy ludzi.

вернуться

[8] Kot z Cheshire – postać z książki Alicja w krainie czarów, miał zwyczaj powolnego znikania, aż pozostawał po nim tylko szeroki uśmiech (przyp. tłum.)