– Nie ma za co.
Odeszła cztery kroki, lecz zawróciła. Tym razem weszła do biura i zamknęła za sobą drzwi.
Marvin spojrzał na nią pytająco.
– Nie miałbyś nic przeciwko, gdybym zadała ci pytanie, ale tak tylko między nami? – zapytała Laurie.
– Chyba nie – odpowiedział zaintrygowany.
– Oczywiście interesowałam się tym, w jaki sposób ciało Franconiego mogło zostać stąd wykradzione. Dlatego też, jak pamiętasz, rozmawiałam z tobą zeszłego popołudnia.
– Tak.
– Byłam tu też w nocy i rozmawiałam z Mike'em Passanem.
– Słyszałem.
– Założę się, że słyszałeś. Ale uwierz mi, o nic go nie oskarżałam.
– Wierzę. On zawsze był nadwrażliwy.
– Nie potrafię sobie wyobrazić, jak ciało mogło zostać wykradzione. Oprócz Mike'a i ochrony zawsze był tu ktoś jeszcze.
Marvin wzruszył ramionami.
– Ja także nie wiem. Uwierz mi.
– Rozumiem. Jestem pewna, że powiedziałbyś mi, gdybyś miał jakiekolwiek podejrzenia. Ale nie o to chciałam zapytać. Mam przeczucie, że pomógł w tym ktoś stąd. Czy jest w kostnicy jakiś pracownik, o którym powiedziałbyś, że mógłby być w coś podobnego wplątany? O to chciałam zapytać.
Marvin zastanowił się przez chwilę, w końcu pokręcił głową i odparł:
– Nie sądzę.
– To musiało się stać na zmianie Mike'a. A tych dwóch kierowców, Pete i Jeff, znasz ich dobrze?
– Nie. To znaczy wiem, o kim mówisz, widziałem ich, nawet parę razy rozmawialiśmy, ale od kiedy mam tę zmianę, raczej się mijamy.
– Ale nie masz żadnych powodów, żeby ich podejrzewać?
– Nie, nie bardziej niż innych.
– Dziękuję. Mam nadzieję, że nie wprawiłam cię w zakłopotanie tymi pytaniami?
– Nie ma sprawy – odparł Marvin.
Laurie zamyśliła się na moment, przygryzając dolną wargę. Wiedziała, że o czymś zapomniała.
– Mam pomysł – powiedziała nagle. – Mógłbyś mi opisać krok po kroku całą procedurę związaną z wywożeniem ciała?
– To znaczy wszystko, co robimy?
– Proszę. Mam ogólne pojęcie, ale zupełnie nie znam szczegółów.
– Od czego miałbym zacząć?
– Od początku, od momentu, kiedy dzwonią do ciebie z zakładu pogrzebowego, że przyjadą po ciało.
– Dobra. Dzwoni telefon i mówią, że są z takiego to a takiego domu pogrzebowego i chcą odebrać zwłoki. Podają nazwisko i numer sprawy.
– I tyle? Odkładasz słuchawkę.
– Nie – zaprzeczył Marvin. – Każę im poczekać, a sam wprowadzam numer do komputera. Sprawdzam, czy ciało zostało przez was zbadane i gdzie się znajduje.
– Bierzesz więc znowu słuchawkę i co mówisz?
– Mówię, że w porządku. Mówię im, że przygotuję ciało do odbioru. Zazwyczaj pytam, o której mniej więcej tu będą. Nie ma sensu się spieszyć, jeśli nie przyjadą w ciągu najbliższych dwóch godzin.
– Teraz co?
– Wyciągam ciało i sprawdzam numer. Następnie umieszczam je tuż przy wejściu do chłodni, zawsze w tym samym miejscu. Zostawiamy zwłoki tak, żeby kierowcom najłatwiej było je wywieźć.
– I co się dzieje teraz?
– Przychodzą tutaj i wypełniamy dokumenty. Wszystko musi być zapisane. Muszą potwierdzić podpisem, że przejmują ciało pod swoją opiekę.
– Jasne. Teraz idziesz i wydajesz zwłoki?
– Tak albo jeden z nich je zabiera. Wielu było tu dziesiątki, setki razy, więc sami doskonale wiedzą, co zrobić.
– Jest jeszcze jakaś ostateczna kontrola?
– A pewnie. Zawsze sprawdzamy numer identyfikacyjny, zanim wywiozą zwłoki. Musimy potem w dokumentacji odnotować ten fakt. Byłoby sporo zamieszania, gdyby dojechali do zakładu i tam okazało się, że mają nie tego denata.
– Wygląda, że system jest dobry – stwierdziła Laurie i zastanowiła się. Przy tak licznych kontrolach trudno było obejść procedurę.
– Sprawdza się od dziesięcioleci bez wpadki – powiedział Marvin. – Oczywiście teraz pomaga komputer. Wcześniej prowadziło się księgi.
– Dziękuję, Marvin.
– Ależ nie ma za co.
Laurie opuściła biuro kostnicy. Zanim wylądowała na swoim piętrze, zajrzała jeszcze na pierwsze, by z maszyny w stołówce wziąć sobie coś do przekąszenia. Trochę pokrzepiona pojechała windą na czwarte piętro. Widząc uchylone drzwi do pokoju Jacka, podeszła do nich i zapukała. Jack siedział nad mikroskopem.
– Coś ciekawego? – zapytała.
Podniósł wzrok i uśmiechnął się.
– Bardzo. Chcesz spojrzeć?
Laurie pochyliła się nad mikroskopem, gdy Jack odsunął się na bok.
– Wygląda na granulomę w wątrobie.
– Zgoda. To jeden z tych maleńkich kawałeczków, które udało mi się znaleźć u Franconiego.
– Hmmm – skomentowała Laurie i dalej przyglądała się preparatowi. – Dziwne, że użyli zainfekowanej wątroby do przeszczepu. Powinni chyba staranniej zbadać dawcę. Dużo te ziarniaka?
– Maureen na razie przygotowała tylko tę jedną próbkę. To jedyny przykład ziarniaka, który znalazłem, więc podejrzewam, że nie było go dużo. Ale oglądałem dopiero jeden mrożony preparat. Poza tym w preparatach mrożonych następuje lekki zanik cyst, które w naturalnym środowisku widoczne bywają gołym okiem. Zespół transplantacyjny musiał to widzieć i nie przejął się.
– Jednak nie ma żadnego zapalenia ogólnego. A to znaczy, że przeszczep przyjął się dość gładko – zauważyła Laurie.
– Wyjątkowo gładko. Zbyt gładko, ale to inne zagadnienie. Jak sądzisz, co jest pod wskaźnikiem?
Laurie poprawiła ostrość tak, że mogła jakby przybliżyć i oddalić się od preparatu. Zauważyła sporo dziwnych plamek zasadochłonnej materii.
– Bo ja wiem. Nie potrafię powiedzieć. To mogą być artefakty [10].
– Ja też nie wiem. Chyba że to wywoływało ziarniaka.
– Tak, to jest myśl – przytaknęła i wyprostowała się. – Co miało znaczyć, że wątroba została zbyt dobrze przyjęta przez biorcę?
– Laboratorium twierdzi, że Franconi nie otrzymywał żadnych środków immunosupresyjnych. To mało prawdopodobne, szczególnie że nie wystąpiło ogólne zapalenie.
– Czy jesteśmy pewni, że dokonano przeszczepu?
– Całkowicie. – Streścił wyniki badań Teda Lyncha.
Laurie tak jak Jack nie wiedziała, co powiedzieć.
– Jeśli nie liczyć bliźniąt, nie potrafię sobie wyobrazić dwóch ludzi o identycznej sekwencji DQ alfa.
– Odnoszę wrażenie, że wiesz na ten temat więcej niż ja. Aż do przedwczoraj nigdy nie słyszałem o DQ alfa.
– Dowiedziałeś się, gdzie Franconi mógł przejść tę operację?
– Chciałbym – odparł Jack i opowiedział o daremnych wysiłkach Barta. Zdradził też, że sam poprzedniej nocy wiele czasu stracił przy telefonie, dzwoniąc do instytutów europejskich.
– Dobry Boże! – skomentowała tylko Laurie.
– Zagwarantowałem sobie nawet pomoc Lou. Od matki Franconiego dowiedziałem się, że facet wyjechał do, jak ona sądzi, uzdrowiska, skąd wrócił jak nowy człowiek. Podejrzewam, że wtedy mógł przejść transplantację. Niestety, matka nie ma pojęcia, dokąd mógł się udać. Lou sprawdza w imigracyjnym, czy opuszczał kraj.
– Jeżeli ktokolwiek może coś znaleźć, to na pewno Lou – stwierdziła Laurie.
– A propos – Jack nabrał powietrza. – Okazało się, że to on podał informację do prasy.
– Nie wierzę.
– Wiem o tym z samego źródła. Oczekuję więc bezwarunkowych przeprosin.
– Masz je. Jestem naprawdę zaskoczona. Podał jakieś powody?
– Powiedział, że chcieli wyjawić fakty, żeby zobaczyć, czy wywołają jakieś poruszenie wśród informatorów. Twierdzi, że zadziałało nad wyraz dobrze. Otrzymali wiadomość, później potwierdzoną, że ciało zostało zabrane na polecenie przestępczej rodziny Lucia.