Выбрать главу

Jeżeli nie wkroczy świat, tej wojny nie zakończy żadna ze stron. Za dużo nienawiści, za dużo śmierci, zbyt wielka przepaść, zbyt dobra pamięć.

Chodzi o mały skrawek ziemi, który trudno znaleźć na mapie świata. Jedni i drudzy spotykają się tam codziennie, w każdym razie są blisko siebie. Ocierają się łokciami, widzą się. Czas płynie, czas przyniesie rozwiązanie. Wątpliwe, żeby jutro, żeby nawet pojutrze. A na razie w powietrzu wisi niepewność i latają kule.

Nad brzegiem morza, na piasku siedział ze mną fedain Ahmed Shoury z Bet Shemesh. Obok, na grzbiecie łodzi, siedzieli fedaini Kamal Bakr z Jerycho, Hassan Khatib z Ramii i Zuhair Saadeh z Balatah. Przepisuję te nazwiska dla pamięci, bo może ci chłopcy już nie żyją.

II Kain i Abel

Są bracia arabscy, którzy chcieliby podstawić nam nogę, powiedział Zouhdi, Palestyńczyk, z którym kąpałem się w Jordanie. Kąpiel przynosiła mi radość, ponieważ dawała ochłodzenie, a poza tym pamiętałem, że kto zanurzy się w wodach Jordanu, otrzymuje odpust wieczysty.

Wszelako zanurzyć się w Jordanie nie jest łatwo, bo to mała rzeczka. Koryto wąskie, wody niewiele, w głębokim miejscu może sięgnie do pasa. Jordan płynie zacieniony przez bujne i gęste krzewy, które rosną po obu jego brzegach. W tym klimacie woda i cień to największe skarby.

Wokół nas leżał świat martwy, powalony upałem. Nigdzie śladu człowieka, znikąd żadnego głosu. Na jednym brzegu, w namiocie, spał posterunek izraelski, na drugim brzegu, w baraku, spał posterunek jordański. Obie armie spały męczącym, uciążliwym snem, który przynosi jednak trochę ulgi w godzinach szczytowego żaru.

Zoubdiemu podoba się to, że za kąpiel w Jordanie nasza religia przyznaje odpust wieczysty. Mentalność arabska jest na wskroś religijna, choć z reguły ich pobożność nie jest ani szowinistyczna, ani bigoteryjna. Tylko wahabici z Arabii Saudyjskiej są fanatyczni, a to dlatego, że wszczepili sobie poczucie misji. Wahabita uważa, że to on i tylko on stoi na straży czystości islamu. Nie wolno mu palić, używać alkoholu ani pić kawy. Kobieta nie może prowadzić samochodu ani jechać sama taksówką. Na uniwersytetach saudyjskich wykłady odbywają się następująco: w sali siedzą sami chłopcy, natomiast studentki słuchają wykładu przez telewizję, zamknięte w otoczonych wysokim murem akademikach, gdyż Koran w interpretacji wahabitów zabrania chłopcom i dziewczętom przebywać razem. W ten sposób najnowsze zdobycze techniki zostały postawione w służbie obyczajów trwających od kilkunastu wieków.

Poczucie misji i szowinizm zawsze chodzą w parze. Można przytoczyć nieskończoną ilość pouczających przykładów. Człowiek z poczuciem misji jest męczący dla otoczenia, a nawet potraf i być niebezpieczny. Lepiej nie graniczyć z narodem, który jest przekonany, że spełnia misję. Świat wyglądałby inaczej, gdyby powiedzieć każdemu: zbawiaj się na własną rękę, na miarę swoich chęci i możliwości!

Można powiedzieć, że przeciętny Arab nie żąda, aby wszyscy wierzyli w Allacha, lubi jednak, żeby wszyscy ludzie w kogoś wierzyli. Dyskusja z Arabem na temat religii jest bezcelowa. Uważa on, że bez wiary nie ma życia, oto jego filozofia. Powiedzieć Arabowi: nie wierzę, to co najmniej wywołać przykry zgrzyt towarzyski. Przez grzeczność umówi się na następne spotkanie, ale więcej nie przyjdzie. Kiedyś byłem świadkiem, jak nasz ekspert, inżynier, powiedział grupie Arabów, prostych chłopów, że nie wierzy. Nie wiedzieli, jak się zachować, co z tym fantem zrobić! Naradzali się między sobą. Stali smutni i bezradni, wzdychali, kiwali głowami. W końcu rozeszli się w milczeniu, roztrząsając w umysłach taki przypadek.

Koran nakazuje modlić się pięć razy na dobę, ale to nie znaczy, że Arab musi w tym celu iść do meczetu. Na ogół w ich świątyniach jest pustawo, choć meczet to przyjemne miejsce. Przede wszystkim jest tam chłodno. Można usiąść w podcieniu i odpocząć. Można obmyć twarz i nogi. Można ugasić pragnienie. Oczywiście jest to miejsce, w którym oddajemy hołd Wszechmogącemu. Ale potem jest okazja, żeby pomówić o de wszystkim jest tam chłodno. Można usiąść w wielkiej polityce plotkując o przywódcach. Jak postąpi Asad, co powie Sadat. Nigdy nie wiadomo, co powie Kadafi. Trudne pytanie: jak długo utrzyma się Nimeiri. Różnie mówią. Nikt nie zna tego nowego z Jemenu. Kim jest? Co myśli? Trzeba poczekać. Będzie pokój, nie będzie pokoju? Zawsze musimy się kłócić, bo taka jest nasza natura. Ciekawe, ile nasi bracia z Zatoki dadzą nam pieniędzy? Mogliby dać wszystkim po trochu, raz człowiek wiedziałby, że żyje.

W meczecie można mówić głośno, a nawet’ opowiadać dowcipy. Jeżeli ktoś mówi szeptem, to dlatego, że porusza temat polityczny i to porusza go opozycyjnie, a wiadomo, że policja ma wielkie uszy. Potem trzeba stracić pół życia, żeby się oczyścić. A czasem można w ogóle stracić życie. Tutaj też, mimo że wokół pustka drętwa i spopielała, Zouhdi woli nie podnosić głosu.

Jego zdaniem nogę chcą im podstawić Jordańczycy.

Palestyńczyków wzięto w dwa ognie; jeden ogień to Izrael, drugi ogień to ambicje Husajna, króla Jordanii. Z tych Palestyńczyków, którzy polegli w ostatnich latach, część zginęła od kul izraelskich, ale część również od kul jordańskich. Oto jak bracia arabscy potrafią skoczyć sobie do gardła. Nasza krew burzy się łatwo i w naszych szeregach zawsze znajdzie się taki Kain, który niewiele myśląc wyśle Abla na drugi świat.

Na zachód od Palestyny jest Morze Śródziemne, na wschód od Palestyny ciągnie się pustynia. Jest to ta sama pustynia, która zalega całą Arabię – kraj koczowników i świętych miast, serce islamu. Arab palestyński i Arab z pustyni są to dwaj różni ludzie. Palestyna to obszar od tysięcy lat otwarty, przeszły tędy wszystkie cywilizacje i kultury. I dlatego myślenie Palestyńczyka jest otwarte, demokratyczne i republikańskie. Natomiast Arabia to obszar zamknięty, wiekami odgrodzony od świata przez wielkie pustynie. Dlatego myślenie Araba z pustyni jest konserwatywne i feudalne. Palestyńczyk nigdy nie zaakceptuje nad sobą władzy królewskiej, natomiast Arab z pustyni bez króla nie może żyć. Ludzie z Palestyny to chłopi w przeciwieństwie do ludzi z pustyni, którzy są koczownikami, Beduinami.

Cała historia mówi o tym, że między plemionami, które żyły z roli, a plemionami, które koczowały, istniał odwieczny konflikt. Koczownicy napadali na chłopów, zabierali im zbiory i bydło. Chłopi, żeby ratować wieś, płacili Beduinom stały podatek, khaweh. Wieś, która zapłaciła podatek plemieniu beduińskiemu, nie była przez to plemię napadana. Ale mogło uderzyć na nią inne plemię. Znowu trzeba było płacić podatek. Podatki i podatki, od zarania dziejów. I z czego, jeśli samemu nie ma co jeść? Beduinów nigdy to nie obchodziło. Dawać i siedzieć cicho, bo inaczej zabierzemy wszystko.

Zouhdi nie przepada za Beduinami. Jak każdy Arab osiadły uważa, że jest to element próżnia-czy i awanturniczy, w dodatku – zacofany. Ale Beduini też gardzą Zouhdim. Mają swój honor, swoją dumę, swoje – poczucie wyższości wobec Araba, który cały dzień grzebie motyką w polu albo przesiaduje za biurkiem.

Na styku żyznej Palestyny i wielkiej pustyni powstała po pierwszej wojnie światowej Jordania. Jordania, która do roku 1950 nazywała się Transjordanią, była dziełem Anglików (Winston Churchill, ówczesny minister kolonii: „Stworzyłem Transjordanię jednym pociągnięciem ołówka po mapie, pewnego niedzielnego popołudnia w Kairze”). Z tego, co stanowi Palestynę, znalazło się w granicach Transjordanii niewiele: wschodnia część doliny Jordanu. Trzy czwarte powierzchni nowego kraju pokrywała pustynia zamieszkana przez pół miliona Beduinów.

Transjordanią była brytyjskim podarkiem dla najbardziej wiernego sojusznika Anglii na Bliskim Wschodzie – Abdullaha, syna emira Mekki, potomka dynastii Haszymitów, której protoplastą był prorok Mahomet.