Выбрать главу

— No.

— Jest tylko jeden sposób, żeby sprawdzić.

Mężczyzna, który był najwyraźniej przywódcą całej grupki, podszedł do Rincewinda z uśmiechem zarezerwowanym zwykle dla imbecyli i ludzi trzymających broń. Wręczył mu kij.

Kij był płaski i wygięty pośrodku. Ktoś poświęcił wiele czasu, żeby kolorowymi plamkami wyrysować na powierzchni dość skomplikowane wzory. Nie wiedzieć czemu Rincewind wcale się nie zdziwił, gdy odkrył wśród nich motyla.

Łowcy przyglądali mu się wyczekująco.

— No… tak — powiedział. — Doskonały. Świetne wykonanie, naprawdę. Interesujący efekt puentylistyczny. Szkoda, że nie znaleźliście prostego kawałka drewna.

Jeden z ludzi odłożył włócznię, przykucnął i podniósł długą drewnianą rurę pokrytą takimi samymi wzorami. Dmuchnął w nią. Efekt nie był niemiły. Brzmiało to tak, jak brzmiałyby pszczoły, gdyby wymyśliły pełną aranżację orkiestrową.

— Aha — zgodził się Rincewind. — Tak.

Najwyraźniej przechodził jakąś próbę. Dali mu ten wykrzywiony kij. Miał coś z nim zrobić. Coś w oczywisty sposób ważnego. Potem…

O nie. Powie coś albo zrobi, prawda, a oni powiedzą: tak, tak, tak, jesteś Wielkim Kolesiem, albo coś w tym stylu, pociągną go za sobą i to będzie początek kolejnej przygody, czyli okresu grozy i rozmaitych nieprzyjemności. Życie pełne jest takich sztuczek.

Ale tym razem Rincewind nie miał zamiaru wpaść w pułapkę.

— Chcę wracać do domu — oznajmił. — Chcę do biblioteki, gdzie było miło i spokojnie. Nie wiem, gdzie jestem. I nie obchodzi mnie, co ze mną zrobicie, jasne? Nie zamierzam przeżywać żadnej nowej przygody ani ratować świata. Nie oszukacie mnie tym dziwacznym kawałkiem drewna.

Chwycił kij i z całej siły, jaką zdołał zebrać, cisnął go jak najdalej od siebie.

Patrzyli nieruchomo, jak krzyżuje ręce na piersi.

— Wycofuję się z gry — powiedział. — Tutaj przerywam.

Wciąż patrzyli. Teraz uśmiechali się też do czegoś za jego plecami.

Poczuł, że zaczyna go to irytować.

— Rozumiecie? Czy wy w ogóle słuchacie? — zapytał. — Po raz ostatni wszechświat próbuje nabrać Rincewi…