Выбрать главу

Marks był prawdziwym geniuszem. Stwierdził, że wolność opiera się na znajomości wewnętrznej natury świata.

Wiedziałam, że istnieje stan, którego nigdy nie osiągnę. Czym jest Prawda? Prawda jest jak powietrze; czuję ją, gdy się zbliża, czuję jej obecność. Czuję jej tchnienie, lecz gdy sięgam po nią, nie potrafię jej uchwycić. Przez te lata, gdy żyłam w przywiązaniu do spraw doczesnych, musiałam niezliczoną liczbę razy ocierać się o Prawdę!

Mam wrażliwą naturę, lecz brak mi mądrości. Mam buntowniczy charakter, lecz nie potrafię nieustępliwie trwać przy swoim. Myślę, że w tym właśnie tkwi mój problem. Obserwuję siebie ciałem, myślę skórą, wierzę w bezwzględność doznań zmysłowych. Nieraz zadawałam sobie pytanie: „Co to znaczy być na prawdziwym haju?” Odlatywałam tak daleko, jak się dało, a potem okazywało się, że można jeszcze dalej. Zasmakowawszy tego, zrozumiałam, że w ten sposób nie osiągnę wyzwolenia.

Wyzwolenie i wiara mają ze sobą coś wspólnego – żadnego z tych słów nie powinno się używać nierozważnie.

Los włożył mi do ręki pióro, a mój ojciec powiedział: „Jeśli będziesz pisać, nie musisz szukać pracy”.

Blask roziskrzonego nieba pada na moje zdruzgotanie, na moje modlitwy. Mówię sobie: „Możesz być nagą pisarką”.

X

1

Pewnego wieczoru oglądaliśmy z Sainingiem Zostawić Las Vegas, a kiedy film się skończył, zaczęliśmy się kochać. Wchodząc w moje ciało, wydał okrzyk. „Dawno z nikim nie spałaś!” – powiedział. Zraniły mnie te słowa. Kiedy się kochaliśmy, robiło nam się coraz smutniej. Każde z nas pogrążało się we własnych myślach.

Tamtej nocy zadałam sobie pytanie: „Który spośród wszystkich odbytych w przeszłości miłosnych aktów był najlepszy?” To zdarzyło się kilka lat temu. Zapytałam Saininga, kiedy było mu najlepiej, ale nie odpowiedział.

Saining często przyjeżdżał do Szanghaju, żeby mnie odwiedzić, i zazwyczaj spotykaliśmy się z Żuczkiem. Razem poznawaliśmy nowe szanghajskie życie; dzięki temu czułam się trochę lepiej. W Szanghaju wyrosło mnóstwo wypożyczalni wideo, były w nich filmy hollywoodzkie, były też europejskie. Obejrzałam parę dobrych filmów i parę beznadziejnych. Wieczorne godziny mojego wolnego od narkotyków życia wypełniały filmy z Zachodu.

Żuczek zabrał nas do małego sklepiku na uliczce Pięciu Rogów [13], niedaleko uniwersytetów, po płyty. Zobaczyliśmy kompakty z nacięciami zrobionymi piłą elektryczną. Z reguły zniszczony był tylko ostatni utwór, reszta piosenek dawała się normalnie odtwarzać. Inne miały otwory wywiercone w środku, i te dało się odtwarzać w całości, bez żadnego problemu. Były też przecięte taśmy – wystarczyło je kupić, przynieść do domu, skleić i wszystko grało. Wszystkie te zachodnie nagrania były niewiarygodnie tanie, pod warunkiem że miały dziury. Dało się kupić tyle dobrej muzyki, ile dusza zapragnie, od lat sześćdziesiątych do dziewięćdziesiątych. Chodziły słuchy, że były to nadwyżki wysyłane przez zachodnie wytwórnie płytowe jako dary dla dzieci naszej socjalistycznej ojczyzny, ale celnicy pocięli je, a potem przemycono je do kraju. Te ponacinane i dziurawe płyty były prawdziwym cudem, o którego rzeczywistym pochodzeniu nie wiedzieliśmy nic pewnego. Były jak wielki dar Niebios, a całą sprawę okrywała głęboka tajemnica. Z początku sądziliśmy, że tylko my wiemy o tych wspaniałościach, lecz wkrótce się okazało, że to samo dzieje się w wielu innych miastach.

Mając już powyżej uszu czekania, nareszcie wkraczaliśmy w nowy świat. Usłyszeliśmy muzykę, do której nigdy przedtem nie mieliśmy dostępu.

W Szanghaju namnożyło się undergroundowych grup rockowych, niektórzy handlujący uszkodzonymi płytami kontaktowali się ze sobą nawzajem i zakładali zespoły. Czasami Żuczek i ja próbowaliśmy zdobyć kasę na nasze własne wspólne występy. Z czasem tych, którzy słuchali podziurawionych płyt, zaczęto nazywać „podziurawionym pokoleniem”.

Wciąż mogliśmy razem słuchać płyt, oglądać filmy i razem palić marihuanę. Z nieznanych przyczyn im więcej paliłam, tym większy czułam niepokój. Saining mówił, że to tylko pewien etap, przez który muszę przejść, a potem wszystko będzie okej.

Robiliśmy razem mnóstwo rzeczy, ale wciąż nie umieliśmy na powrót zostać prawdziwymi kochankami. Po prostu wykonywaliśmy czynności. Jego ręce były wiecznie zimne, a ciało także utraciło ciepło, co napełniało mnie wstydem, mój wstyd zaś wydawał się przechodzić na niego. Kiedy się kochaliśmy, nawet powietrze było zawstydzone. Kiedy dotykał mnie ustami, czułam głęboki, bezdenny smutek. Oboje byliśmy przygnębieni. Było to nużące błędne koło: smutek ustępował miejsca nudzie, po której znów następował smutek, aż w końcu baliśmy się nawet próbować uprawiać seks.

Było tak, jakby ktoś napełnił nasze ciała ołowiem, jakbyśmy wciąż odczuwali i myśleli jak nałogowcy na odwyku. Pocieszałam się, że to po prostu przejściowy etap.

Pewnego dnia pojawił się Kiwi, mój dawny kolega ze szkoły średniej.

Żuczek był barmanem w jakimś klubie, a Kiwi kiedyś usłyszał, jak mówi o mnie. Któregoś wieczoru przyszedł więc do tego klubu, żeby na mnie poczekać.

Są ludzie, których uczucia wobec siebie nawzajem stanowią mieszankę tęsknoty i łęku. Można bez trudu wskazać ich w tłumie. Kiwi i ja byliśmy właśnie tacy.

Kiwi został niesamowicie dobrym rzeźbiarzem, w czasach, gdy zawód rzeźbiarza był w Szanghaju czymś zupełnie nowym.

Zauważyłam, że ma pełne wargi, zupełnie jak Saining, i olśniło mnie.

Poszliśmy do niego, do starego domu na ulicy Maoming. W łazience dotknęłam jego warg i oznajmiłam: „Długo tęskniłam za takimi ustami”.

Całowałam go, pieściłam. Jego skóra lśniła; wystarczyło poczuć tę gładkość. Niespiesznie zdejmował mi ubranie, moje wątłe ciało stopniowo pozbywało się obcości.

Blade palce, fale w jego oczach, drgające rzęsy. Jego włosy muskały moje uda, wargi uspokajały ciało – dał mi ciepło, którego pragnęłam, ukołysał mnie, poruszając się w tej przestrzeni między moimi udami. Wróciły do mnie wszystkie szczęśliwe chwile sprzed lat. Powiedziałam sobie: „Na to właśnie czekałam”.

Z wolna moja skóra stawała się przezroczysta, a wraz z nią całe ciało. Nocami masturbowałam się, mimo że wprawiało mnie to w zakłopotanie, zdarzało się nawet, że wpadałam potem w głęboki smutek.

Zawsze kochaliśmy się w ten sam sposób. On sprawiał mi rozkosz ustami, ja zaś klękałam obok niego, tyłem do lustra, z wyprostowanymi udami, zgięta w talii, ręce zwisały mi swobodnie wzdłuż ciała. Patrząc na odbicie moich pośladków w lustrze, masturbował się. Podziwiałam sposób, w jaki to robił, myśląc: „Oto mężczyzna, który naprawdę lubi zabawiać się sam ze sobą”. Obserwowałam, jak przygląda mi się w lustrze, poruszając lewą ręką; jego penis przypominał sierp księżyca – żeby skończyć, musiał czuć na sobie moje spojrzenie. Widok jego wytrysku czasem wprawiał mnie w drżenie, lecz dla dobra jego przyjemności musiałam zachować całkowity spokój, dopóki nie zamilkły jęki rozkoszy.

Dźwięk jego głosu, gdy kończył, wydawał się nie pochodzić z ciała, lecz ze świata marzeń. Barwy nocy sprawiały, że mój oddech stawał się nierówny; całowaliśmy się, przyciskając swoje ciała mocno do siebie.

Pewnej nocy, gdy skończyliśmy się kochać, rzucił nagle:

– Wiesz, że to ja byłem tym chłopakiem, który dał tamtej dziewczynie kwiaty?

вернуться

[13] – Ulica Wujiaochang, w pobliżu uniwersytetów Fudan i Tongji.