Выбрать главу

Czułam się nieswojo przez całą resztę dnia. Wizja „kulki w łeb” wprawiała w przerażenie zarówno mnie, jak i Nankinskie Kluski. Odzyskałam zegarek i biżuterię, gitara też się znalazła. To było wszystko, ale gdzieś tam mignęły mi czarne plecaki złodziei – policjanci mówili, że resztę łupów muszą zatrzymać w charakterze dowodów.

Saining wrócił sam; wyglądał na przygnębionego. Zapytałam, czemu wrócił przed pozostałymi.

– Artyści w Pekinie mają przesadne mniemanie o sobie – poskarżył się. – Wszyscy są pijani swoim poczuciem misji i ciągle patrzą, pod co by się tu korzystnie podczepić. Wiecznie gonią za sukcesem.

Saining nie mógł się przyzwyczaić do tego kolektywnego stylu życia, za dużo w nim zgiełku. Co gorsza, tamtejsze zespoły biorą zwykły, czysty i prosty heavy metal i wciskają do niego jakieś wymyślne efekty, robiąc z muzyki jeden wielki bałagan. A przede wszystkim jest tam za dużo strasznie ambitnych ludzi i życie wymaga przezwyciężania zbyt wielu trudności. Saining nie potrafił się w tym wszystkim odnaleźć.

Podszedł i objął mnie. Kochaliśmy się gorączkowo. Zmienił się.

Tamtego wieczoru wrzuciłam mu do drinka dziesięć pigułek nasennych, które specjalnie sobie odłożyłam. Spał dwa dni. Budził się kilka razy, a ja czuwałam przy nim, nie zostawiając go samego nawet na chwilę, i pomagałam mu dojść do łazienki. Widząc go w takim stanie oszołomienia, czułam spokój, jakiego nie doświadczyłam nigdy przedtem.

Kiedy się całkiem obudził, przyznałam się, co zrobiłam. Wyjaśniłam, że to wszystko dlatego, że tyle czasu nie zwracał na mnie uwagi, aż zaczęłam wątpić, czy w ogóle mnie kocha.

– No cóż, nie po raz pierwszy zrobiłaś coś podobnego – powiedział. – Ale dziesięć pigułek to najbardziej niebezpieczna ilość. Gdybyś dała mi więcej, porzygałbym się i nic by mi się nie stało. Ale nie dałaś mi wystarczająco dużo, żebym dostał mdłości. Kiedy ilość jest za mała, żeby doprowadzić do wymiotów, skutki mogą być bardzo złe. Mogłem się wcale nie obudzić.

Zbliżył się i objął mnie.

– Nie jestem zakochany w nikim innym – oznajmił. – Nie powinnaś mnie karać bez żadnego prawdziwego powodu.

Nie chciałam cię ukarać. W ten sposób i tak nie dostałabym tego, czego chcę. A ja chcę tylko ciebie, całego ciebie, na zawsze. Nigdy nie przestałam cię pragnąć, nawet przez krótką chwilę. Miałam nadzieję, że uda mi się wzruszyć Boga.

11

Po powrocie z Pekinu Saining często znikał, nie mówiąc, dokąd idzie, w dodatku prawie całkiem przestał się ze mną kochać. Wreszcie przyznał się, że zażywa heroinę i że jest uzależniony.

– Ty narkomanem? – nie dowierzałam. – Naprawdę? Niemożliwe! A masz trochę przy sobie? Chcę spróbować.

Do tej pory próbowałam tylko trawy i piguł. Ten dziesięciolatek z Hongkongu przemycał piguły i sprzedawał je innym dzieciakom. Nie wiedziałam nawet, z czego się składają, i niezupełnie mi odpowiadały te syntetyczne, chemiczne doznania, jakie po nich miałam. Od czasu do czasu Saining też jeździł do Hongkongu i zdarzało mu się brać kwas, ale nigdy nie przywiózł mi nic do spróbowania. Mówił nieraz, że tak naprawdę lubi tylko trawkę.

Wysypał odrobinę lekko żółtawego proszku na kawałek folii aluminiowej i pokazał mi, jak się „ściga smoka” [7]. Zrobiłam wdech i zwymiotowałam, wdychałam dalej i znów zwymiotowałam. Okropnie mnie mdliło od tego.

Tamtej nocy gadałam jak najęta.

– Wciągałaś heroinę, więc czemu jesteś taka gadatliwa? Głowa mnie boli od twojej paplaniny. Widać, że wzięłaś za mało. Lepiej dam ci więcej, wtedy dopiero odlecisz.

Zanim straciłam przytomność, moje ciało całkiem się rozpuściło. Nos miałam pełen woni chemikaliów do wywoływania zdjęć. Heroina była lodowata, i chyba mi się to nie podobało. Miałam wrażenie, że jestem ze wszystkich stron obłożona watoliną i nie mogłam się powstrzymać przed zaśnięciem, a wtedy po trochu watolina poodpadała, aż w końcu zniknęła całkiem, a moje ciało i umysł zrobiły się nadwrażliwe.

Saining mówił, że heroina wywołuje u niego euforię i pozwala zapomnieć o tej rzeczywistości, że przynosi spokój i pogodę ducha, że daje mu jego własny świat.

– Z drugiej strony – powiedział – nie miałem pojęcia, że to tak szybko uzależnia. Nie przywykłem do uczucia, że coś ma nade mną władzę.

– Dlaczego tyle czasu nic mi nie mówiłeś? – spytałam. – Jak możesz urządzać sobie odloty, kiedy ja nic o tym nie wiem?

– Nie mam odlotów – odparł. – Jestem raczej na dnie. Odkąd wróciłem z Pekinu, cały czas jestem w stanie odurzenia, i to jest coś, z czym muszę poradzić sobie sam. To nie jest tak, że cię nie kocham. Rozumiesz? Kiedy czujesz się odrętwiała, najlepiej skoczyć w wir. Ja po prostu wpadłem w wir heroiny, to wszystko. Heroina to ja, to mój sposób radzenia sobie ze światem; to mój świat, a to, kim jestem, już się nie liczy.

Pewnego dnia Saining oznajmił, że chce zerwać ze swoim heroinowym nałogiem. Powiedział, że heroina jest zbyt niebezpieczna, i że gdy zażywa heroinę, całymi dniami martwi się o pieniądze, a kiedy ma pieniądze, martwi się, czy zdoła zdobyć heroinę. Zawsze czegoś brakuje, i to powoduje wieczny niepokój.

Nabrał zwyczaju nieruchomego przesiadywania godzinami na balkonie i patrzenia w dół.

Znoszenie jego samotności było ponad moje siły, więc przyłączyłam się do niego, i oboje obserwowaliśmy gwarną ulicę. Blask słońca w tym mieście był zatruty. Narkotyk, coś całkowicie obcego, zbudował mur między mną a moim najbliższym przyjacielem. Nie potrafiłam odczytać wyrazu jego twarzy, straciłam moc przyciągania go, lecz nie czułam się zraniona, raczej zaniepokojona.

Postanowiłam odzyskać mojego kochanka.

Kroczek po kroczku traciliśmy do siebie zaufanie. W gruncie rzeczy Saining nie miał powodów, by mnie oszukiwać, lecz heroina zamieniła go w nałogowego kłamcę. To było coś w rodzaju hobby – po prostu lubił mówić nieprawdę. Lekarstwa, które miały mu pomóc skończyć z heroiną, były do niczego, a ja przyglądałam się, jak dzień w dzień cierpi kartusze. Nie miałam pojęcia, że odstawienie powoduje uczucie bliskości śmierci, więc wierzyłam mu, kiedy mówił, że umiera. Autentycznie bałam się, że głód jest ponad jego siły i że on może umrzeć w każdej chwili, więc miotałam się między pomaganiem mu w odstawieniu narkotyków a pomaganiem w ich zażywaniu. Postępowaliśmy jak para przestępców, uciekając się do wszelkich możliwych metod, byle tylko zdobyć działkę. Czasem miałam naprawdę dość. Heroina zredukowała nasze życie do ordynarnego materializmu. Pilnowałam naszej kasy bardzo skrupulatnie i zawsze pamiętałam, by mieć w kieszeni maleńką paczuszkę heroiny, na wypadek gdyby Saininga dopadł głód.

W szponach głodu Saining był niepomny mojej obecności; na haju też mnie nie zauważał. Heroina sprawiła, że stał się okropnie nudny. Próbowałam parę razy, ale nie budziło to mojego zachwytu. Byłam rozpuszczonym bachorem, a rozpuszczony dzieciak na dragach to nic fajnego. Saininga też nudziła heroina, ale sądził, że to dlatego, że jest tchórzem, że ciągle waha się między braniem a odstawianiem, a, jak mówił, nie ma na świecie nic bardziej nudnego niż to.

Nigdy nie używał igieł ani nie wciągał, tylko „ścigał smoka” na kawałku cynfolii, lecz już na pierwszy rzut oka można było poznać, że jest narkomanem. Jak każdy ćpun, był mizerny, blady i wiecznie roztrzęsiony.

Saining znowu zniknął. Poszłam go szukać – chciałam go dopaść, zanim zrobi to policja.

Kiedy dowiedziałam się, że Saining bierze heroinę, odkryłam, że wszyscy wokół mnie robią to samo. Heroina była popularna nie tylko wśród prostytutek. Wszyscy, którzy występowali w nocnych klubach – śpiewacy, muzycy, tancerze – brali. Brali gangsterzy i drobni kanciarze. Brali nawet taksówkarze. Odniosłam nieodparte wrażenie, że cały świat dryfuje po morzu heroiny.

вернуться

[7] „Ściganie smoka” (zhui long) polega na wdychaniu oparów heroiny podgrzanej do stanu ciekłego. Sposób ten stał się popularny w Hongkongu w latach pięćdziesiątych XX w. i stamtąd rozprzestrzenił się na cały świat.