– Spędziłem piętnaście lat w kiciu, więc lepiej rób, co ci każę. Chcę, żebyś została „kurczakiem”. Wiem wszystko o twojej rodzinie, i jeśli mi odmówisz, zamienię wasze życie w piekło. Wszędzie rozpowiem, że jesteś dziwką. Lecz jeśli będziesz mi posłuszna, będę cię chronił. Znajdę ci dobre miejsce do pracy, a gdy zarobisz wystarczająco dużo, razem wrócimy do Szanghaju, założymy własny interes i weźmiemy ślub.
Wielu facetów z Szanghaju przywoziło tu swoje dziewczyny pod identycznym pretekstem. Wszyscy byli ubrani tak samo – nosili dwurzędowe marynarki w kolorze bladozielonym jak peklowane warzywa, z identycznymi złotymi guzikami. Każdy z nich spędził co najmniej dziesięć lat w więzieniu i miał cerę, która zdradzała chorobę żołądka. Co prawda, każda dziewczyna nadaje się do sprzedaży, lecz nie każda, którą uda się przekonać do kupczenia własnym ciałem, odnosi w tej branży sukces. Do sprzedawania się trzeba mieć wrodzony talent, powołanie. Niektóre dziewczyny rodzą się ze zdolnościami do sprzedawania swoich ciał, inne nie. Szanghajskie dziewczęta, wyławiane przez tych facetów, były spragnione prestiżu, stanowiły chodliwy towar oraz tęskniły za mężczyznami, od których mogłyby się uzależnić. Mała Shanghai nie okazała się pod tym względem wyjątkiem i nie mogła się już wycofać – tak właśnie rozpoczęła życie, w którym dzień staje się nocą, a noc – dniem.
Chodzili razem do hotelowej restauracji w naszym mieście i obserwowali kobiety, które podrywają klientów, zarabiają mnóstwo forsy i zwracają się do swoich alfonsów per laogong - „mój stary” [9]. To obudziło w niej ducha współzawodnictwa. Po trzech tygodniach rozpoczęła pracę.
Co wieczór patrzyliśmy, jak wjeżdża i zjeżdża hotelową windą, w górę i w dół, w górę i w dół. W podziemiach hotelu był nielegalny salon hazardowy, a wszędzie, gdzie jest hazard, są i prostytutki. W prowincji Guangdong panuje zwyczaj: gdy skończysz grę, wzywasz prostytutkę – nieważne, czy wygrałeś, czy przegrałeś. Inaczej spotka cię nieszczęście. Mała Shanghai, jadąc windą, z kondomem ukrytym w bieliźnie, miała w głowie rejestr: każdy klient równał się pięćset juanów. Miała dobre wyczucie liczb, lecz pieniądze nie budziły w niej emocji – po każdym numerku wracała do pokoju, który zajmowała ze swoim laogongiem, i oddawała mu cały utarg. Nigdy niczego nie odkładała.
Winda była światem Shanghai, a dla mnie – oknem na jej życie. Zawsze nosiła czerwony wełniany sweterek z krótkimi rękawkami; nazywała go swoim mundurem. Stawała w rogu windy, tuż obok tablicy z przyciskami, niczym windziarka. Miała uduchowione czarne oczy i mężczyznę, którego nazywała laogongiem, i sądziła, że go kocha. Oddała mu swoje serce. Jej największym pragnieniem zawsze był mężczyzna, a teraz tym mężczyzną był on. Zrobiłaby dla niego wszystko; poza tym, gdy już została prostytutką, nikt inny by jej nie zechciał. Jej miłość mieszkała w sercu, nie w ciele. Zawsze taka była. Facet, z którym była teraz, był żałosny, a poprzedni niewiele lepszy, lecz dla niej nie miało to żadnego znaczenia.
W mieście pracowały prostytutki wszelkiej maści. Były ulicznice, stojące przy drodze, były dziewczynki pracujące wyłącznie w pokojach hotelowych, dziwki z nocnych klubów oraz callgirls, które nigdzie nie wychodziły, dopóki nie umówiły się z klientem przez telefon. Były dziewczyny, które żyły na utrzymaniu kilku bogatych sponsorów i wcale nie uważały się za prostytutki, były też takie, które przekradały się przez granicę do Hongkongu albo Makau i pracowały tylko tam. Mała Shanghai należała do tańszych prostytutek, takich, które załatwiały wiele numerków dziennie. Była tylko odrobinę droższa niż dziwki z ulicy.
Przez windę przewijali się mężczyźni najróżniejszego autoramentu i garstka kobiet. Większość mężczyzn była klientami prostytutek, a większość kobiet, podobnie jak Qi, pracowała jako hostessy w nocnym klubie na górze. Patrzyły z pogardą na Małą Shanghai, gdyż one lwią część dochodów czerpały z napiwków od klientów, z którymi piły drinki. Za pójście z klientem do łóżka dostawały ponad tysiąc juanów. Uważały się za damy do towarzystwa, podczas gdy Mała Shanghai była zwykłym kurczakiem, tanią dziwką. Wiele szanghajskich hostess było przekonanych, że Mała Shanghai w rzeczywistości nie pochodzi z Szanghaju – bo jak inaczej wytłumaczyć jej marny gust co do strojów? Uważały, że jest dziewczyną z podszanghajskiej wsi albo przyjechała z jakiegoś innego miasta, w rodzaju Suzhou czy Hangzhou.
W holu ktoś grał na pianinie. Nie wiedziała, co to za muzyka, ale odprężała ją. W większości hoteli puszczano w tle ciągle tę samą muzykę: Kenny'ego G. Mała Shanghai nie przepadała za Kennym G. Lecz od ósmej do dziesiątej wieczorem zawsze grano na żywo muzykę fortepianową, dlatego Mała Shanghai bardzo lubiła przychodzić tu o tej porze w poszukiwaniu klientów. Spędzała mnóstwo czasu, stojąc w kącie windy i zatrzymując się na każdym piętrze. Kiedy drzwi się otwierały, zadawała przyciszonym głosem pytanie jednej z recepcjonistek, które siedziały na każdym piętrze: „Jest ktoś?”, a ona odpowiadała jej dyskretnym gestem. Shanghai czasem wysiadała z windy, czasem nie. Dla jadących windą mężczyzn było oczywiste, że jest na sprzedaż.
Jej oczy wyrażały niewinne pożądanie. Wpatrując się w mężczyznę swoimi czarnymi oczyma, pytała: „Masz ochotę?” Wielu nawet na nią nie spojrzało, niektórzy owszem – w gruncie rzeczy przyjmowała to obojętnie. Mała Shanghai była do tego przyzwyczajona. Zdarzało się, że mężczyzna od razu podchodził bliżej i zaczynał jej dotykać; ściskając dłońmi małe, jędrne piersi, sięgał do majtek, by sprawdzić, czy jest wilgotna, a potem podstawiał palce pod nos, by poczuć jej zapach. Wszyscy mężczyźni, którzy dotykali Małej Shanghai w windzie, byli rozgorączkowani i zdenerwowani, a każdy, kto jej się przyglądał, miał w oczach chciwy, drapieżny wyraz. Mała Shanghai zawsze się do nich uśmiechała; sądziła, że podoba się mężczyznom, gdy tak opiera się o ścianę z uśmiechem na twarzy.
Nigdy nie przeklinała, lecz nie protestowała, gdy jakiś mężczyzna przemawiał do niej w wulgarny sposób; może po prostu do tego przywykła. Była jak mała, głupiutka dziewczynka, która nie potrafi nic innego prócz uprawiania seksu. Mimo to promieniowała jakąś czystością – wyglądała niewinnie jak dziewiczy śnieg, dzięki czemu interes świetnie prosperował. Od czasu do czasu, wiedziona przeczuciem, szła za klientem prosto do pokoju, szybkim ruchem ściągała mu spodnie i wkładała sobie jego penisa do ust. Wiedziała, jak obchodzić się z penisami. Każdy penis był po prostu penisem, niczym samym w sobie dobrym ani złym. Niekiedy zdejmowała też własne ubranie, odsłaniając małe, twarde, karminowe sutki, albo wkładała palec w szczelinę między nogami, lecz cokolwiek robiła, nie wypuszczała penisa z ust. Jej ruchy były delikatne, lecz skuteczne. Robiła wszystko, by przekonać mężczyznę, by poszedł z nią do łóżka. Wiedziała, że nie wolno jej zbyt długo przebywać w pokoju. Jeśli zabawiła dłużej niż dziesięć minut, musiała dać recepcjonistce na piętrze napiwek, niezależnie od tego, czy coś zarobiła, czy nie. Kobiety te były jej wspólniczkami – posyłały jej klientów i pełniły funkcję czujek. Gdyby się zorientowały, że je oszukuje, już nigdy nie mogłaby pracować w tym hotelu. Dlatego musiała dbać o to, by ewentualny klient w ciągu dziesięciu minut zdecydował, czy ma ochotę się z nią pieprzyć.
Każdy facet miał ochotę robić z jej ciałem co innego. Czasem musiała robić „sandwicza” – numer, w którym brały udział dwie kobiety i mężczyzna, albo dwóch mężczyzn i kobieta. Była pojętną uczennicą i wiele się nauczyła, uprawiając seks z tak wieloma różnymi mężczyznami. Kiedy facet chwalił jej umiejętności, wydawała się szczęśliwa. Spoglądała na sufit pulsujący nad jej głową, a jej krzyki zawsze brzmiały radośnie – inaczej niż u niektórych kobiet, które krzyczały tak, jakby doświadczały bólu. Okrzyki Małej Shanghai odznaczały się niezwykłym pięknem. Nikt nie wiedział, czy odczuwa autentyczną przyjemność, czy może jest w środku całkiem zdrętwiała – nigdy o tym nie mówiła, ponieważ nikt nigdy o to nie pytał. Wiedziała, że mężczyźni lubią, kiedy krzyczy. Chciała, żeby jak najszybciej kończyli, by mogła pójść do łazienki, umyć zęby i wykąpać się. Kąpała się wiele razy dziennie, na każdy numerek przypadały dwie kąpiele. Po kąpieli dostawała zapłatę, potem mogła się napić coca – coli, a czasem heinekena z barku w pokoju klienta. Po wszystkim wracała do windy.