Życie prywatne mojego najlepszego przyjaciela Żuczka stopniowo wychodziło na światło dzienne. Sprawy, których wcześniej nie rozumiałam, stawały się jasne. Kiedy już opowiedział mi ze szczegółami o sobie, zaczęłam się zastanawiać nad swoją własną historią. Trudno wiedzieć wszystko o swoim życiu. Czy kiedykolwiek można mieć pewność, że zna się całą prawdę? Czułam, że nikomu już nie będę w stanie zaufać.
Saining pojechał do Japonii w interesach. Zadzwoniłam do niego.
– Mogę wrócić wcześniej – powiedział. – Wiem, że w Szanghaju jest szpital dla cudzoziemców, a ponieważ mam zagraniczny paszport, mogę tam pójść. Możemy porozmawiać z jakimś lekarzem cudzoziemcem i namówić go, żeby zbadał Żuczka. Być może zgodzą się podpisać jego próbkę krwi moim nazwiskiem.
– Niemożliwe, żeby ktokolwiek się zgodził na coś tak poważnego – odparłam.
Żuczek siedział obok mnie ze zwieszoną głową i oczyma utkwionymi w jeden punkt na podłodze.
– A może wyślemy go do Japonii na badanie?
– zaproponowałam.
– Ze zdobyciem japońskiej wizy jest za dużo problemów – odparł Saining. – Już lepiej, żeby pojechał do Hongkongu!
– Ale Hongkong to też Chiny! – zauważyłam.
– Tam by go nie aresztowali?
– Sam robiłem w Hongkongu test – powiedział Saining. – Nawet nie pytają o nazwisko.
– Robiłeś test w Hongkongu? Ach, więc to takie rzeczy porabiasz w wolnym czasie. Po co ciągle robisz te testy? Masz używać prezerwatyw, kiedy chodzisz do łóżka z panienkami!
Chociaż wciąż mieszkaliśmy razem, już od dawna nie łączyła nas intymność fizyczna. Sypiałam z innymi facetami, więc nie czułam się uprawniona do krytykowania go. To był drażliwy temat. W końcu Saining zapytał znowu:
– Jesteś absolutnie pewna, że on nie może zrobić tego testu nigdzie w Szanghaju?
– Nawet o tym nie wspominaj. Xiaochun powiedziała, że mogą go aresztować i że te testy robią tylko ćpunom i prostytutkom. Nie możemy wysyłać Żuczka samego w takie miejsce, nie wolno nam.
Zabraliśmy się do załatwiania Żuczkowi hongkońskiej wizy. Ponieważ był spłukany, nie miałam wyboru – pożyczyłam mu trochę pieniędzy, nie licząc, że kiedykolwiek odda. Wtedy właśnie prawda o AIDS ostatecznie dotarła do mojej świadomości. Byłam już pewna, że mój drogi przyjaciel Żuczek ma AIDS. Wyobraziłam sobie, jak jego lśniące chińskie oczy zmatowieją, jak ogolą mu jego długie, piękne włosy i na stałe pozostanie łysy. Pomyślałam o jego palcach, które zaczną krwawić w czasie gry na gitarze, o tym, jak ten utalentowany gitarzysta umrze na AIDS, i o tym, że zawsze marzył o nagraniu własnej płyty. Wyobraziłam sobie, że już nie będę musiała się przejmować jego wizytami, robieniem przez niego bałaganu w mieszkaniu i wyjadaniem wszystkiego z lodówki, a kiedy szłam ulicą, myślałam o tym, że Żuczek nigdy więcej nie będzie podskakiwał obok mnie. Rozmyślałam o tym wszystkim, co nas czeka w przyszłości – jak stawimy temu czoło? Zostaliśmy z niczym. Od czasu do czasu wybuchałam płaczem i nie mogłam się uspokoić. Zdarzało się to wszędzie, cokolwiek robiłam. Gdy tylko o tym pomyślałam, wybuchałam przerywanym, krztuszącym się łkaniem, a czasem płakałam tak bardzo, że nie mogłam oddychać.
Starałam się, żeby Xiaochun spędzała z nami dużo czasu. Bałam się nocy, bałam się dnia, bałam się myśleć – ilekroć zwracałam myśl ku przyjacielowi, który wkrótce miał runąć w czarną dziurę, utraciwszy grunt pod stopami, ogarniało mnie poczucie zagrożenia, i mój oddech stawał się niespokojny. Xiaochun siedziała obok mnie.
– Każdy ma swój los – powiedziała. – Jeśli Niebiosa chcą go zabrać, to znaczy, że nadszedł jego czas. Może to dlatego, że on wcale nie chce się zestarzeć. Wiesz, jaki zawsze był niewinny, jaki słodki. Czy próbowałaś sobie wyobrazić, jak będzie wyglądał, gdy się zestarzeje?
Nie próbowałam. Ale to tylko gdybanie. W końcu Xiaochun oznajmiła:
– Myślę, że powinniśmy zrobić tak: po pierwsze, niech się zbada na zwykłe choroby, powiedzmy, u internisty i u dermatologa.
– Nie, nie chcę, żeby przez to wszystko przechodził. Jeśli ma umrzeć, niech umrze piękną śmiercią.
– Przecież nikt nie wie na pewno, czy w ogóle jest chory, prawda? – odparła Xiaochun. – Musi go obejrzeć lekarz.
– W najbliższych dniach będzie hongkońska wiza. Lepiej niech Żuczek idzie na te badania w Hongkongu.
Xiaohua przestała dzwonić, więc sama do niej zatelefonowałam.
– Kiedy coś tak poważnego zdarzy się przyjacielowi, trzeba okazywać mu jeszcze więcej zainteresowania niż zwykle – powiedziałam.
– Muszę najpierw znać wyniki badań – odparła Xiaohua. – Czuję się niezręcznie, póki nie wiem, co mu właściwie jest. Nie wiem, jak mam go traktować. Jeśli nie macie pieniędzy, dam wam tyle, ile potrzeba. Tylko nie przychodźcie do mnie – nie chcę, żeby dotykał moich rzeczy.
– A co, jeśli jest chory? Myślisz, że się zarazisz od samego rozmawiania z nim? Boisz się, że się zarazisz, jeśli będzie dotykał twoich rzeczy? Jesteście przecież bliskimi przyjaciółmi.
– To, czy jesteśmy przyjaciółmi, czy nie, nie ma nic do rzeczy. Przede wszystkim musisz mu załatwić to badanie. W końcu chcesz wiedzieć, czy ma AIDS. Jednym z wczesnych objawów AIDS jest żółtaczka, która jest superzaraźliwa. Nie stać mnie na żółtaczkę, muszę chodzić do pracy.
– Żółtaczka? Kto ci to powiedział? Jak możesz w takim momencie myśleć o sobie? Powinnaś myśleć o nim!
– Może zajmij się swoimi sprawami, co? Przecież nie jest tak, że nic dla niego nie robimy.
Ta rozmowa brzmiała jak wyrok śmierci. Znowu poczuliśmy, że to pewne. Ponad wszelką wątpliwość Żuczek ma AIDS. A najgorsze, że kiedy rozmawiałam, przypadkowo nacisnęłam włącznik głośnika, i Żuczek słyszał każde słowo wypowiedziane przez Xiaohua. Wyglądał na wstrząśniętego.
– Zawieź mnie do szpitala – powiedział. – Tam jest moje miejsce.
Wybuchnął płaczem. Po raz pierwszy zobaczyłam go tak łkającego. Byłam zszokowana widokiem tego uroczego, tyczkowatego Wielkiego Ptaka o słodkim głosie, zalewającego się łzami. Cały drżał, jego twarz skurczyła się, a ja czułam się straszliwie nieswojo. Przywykłam do patrzenia na ładną twarz Żuczka.
– Przestań się żalić – powiedziałam. – Żadne z nas się nie skarży!
– Nie skarżę się. Moja przeszłość mnie dopadła. Tylko dlaczego to musiało się przytrafić właśnie mnie?
– Po prostu przestań płakać, dobra? Jeśli umrzesz, moje życie też się skończy. Jestem twoim najlepszym kumplem. Zawsze jesteśmy razem, a oprócz tego, że nie przyznałeś się do nieużywania kondomów, nigdy nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Zresztą żyję już wystarczająco długo. Chcę ci powiedzieć, że nie zanosi się na to, żebym potrafiła przywyknąć do życia bez ciebie. Będziemy musieli umrzeć razem.
– Odpowiedziałaś na moje modlitwy – oznajmił Żuczek. – A jeśli nie umrzesz razem ze mną, skończę tak samo jak ta dziewczyna z filmu Róż[17] – wrócę po ciebie…
– No to umowa stoi – powiedziałam.
Tymczasem zastanawiałam się, co zrobi moja matka. Jak się poczuje, jeśli to uczynię? Mój ojciec jest silny, ale czy matka da sobie radę? Jeśli ja na samą myśl o śmierci przyjaciela wpadam w tak wielki smutek i depresję, to co poczuje moja matka, gdy mnie naprawdę straci? Była to nieznośna myśl. Przypomniałam sobie jej słowa, gdy znowu trafiłam na odwyk: „Gdybym wiedziała, że w ten sposób choć trochę ulżę ci w cierpieniach, chętnie oddałabym życie”. Czy byłam gotowa umrzeć dla Żuczka? Nie wiedziałam. Wiedziałam tylko, że nie chcę, żeby ktokolwiek chorował na AIDS.