Выбрать главу

Pokręciłem głową.

— Dowiedz się więc, że ty również taki się staniesz, jeśli nie przejdziesz pomyślnie próby. Czy mimo to nie zmienisz zdania?

Triskele potarł o moje kolano swoją okaleczoną głową — mój pies. ambasador wszystkich nieszczęśliwych istot, poczynając od Autarchy roznoszącego potrawy w Domu Absolutu, a dużo później leżącego bezwładnie w lektyce w oczekiwaniu na okazje, by przekazać mi tysiączne głosy huczące w jego głowie, poprzez Theclę wijącą się z bólu w sali przesłuchań, kończąc na kobiecie o której ja, chełpiący się niezawodną pamięcią, prawie zapomniałem — umierającej w kałuży krwi obok wejścia do naszej wieży. Choć kiedyś wspomniałem, iż odnalezienie Triskele w żaden sposób nie zmieniło mojego życia, to teraz okazało się, że ono właśnie zmieniło w nim wszystko. Tym razem nawet nie musiałem nic mówić, gdyż mistrz Malrubius wyczytał odpowiedź z mej twarzy.

— Z pewnością słyszałeś o bezdennych przepaściach kosmosu, zwanych czasem czarnymi dziurami, z których nigdy nie powrócił najmniejszy skrawek materii ani najsłabszy błysk światła. Możesz jednak nie wiedzieć, że owe czarne dziury mają swój odpowiednik w postaci białych fontann, z których światło i materia płyną bez chwili przerwy obfitym strumieniem, niestrudzenie zasilając nasz wszechświat, Jeżeli pomyślnie przejdziesz próbę i jeśli nasz gatunek zostanie uznany za godny tego, by wypłynąć na rozległe przestrzenie kosmosu, w sercu naszego słońca powstanie taka właśnie fontanna.

— A jeśli zawiodę?

— Jeśli zawiedziesz, zostanie odebrana ci męskość, abyś nie mógł przekazać tronu Feniksa swoim potomkom. Twój poprzednik także podjął wyzwanie.

— I nie sprostał mu, jak można się domyślić z twoich słów.

— Istotnie. Mimo to okazał większe męstwo niż wielu tak zwanych bohaterów i był pierwszym od bardzo długiego czasu, który odważył się poddać próbie. Przed nim uczynił to Ymar, zapewne znany ci z wielu opowieści.

— Z tego wynika, że on także nie został zaakceptowany. Czy już wyruszyliśmy w drogę? Za relingiem widzę tylko gwiazdy.

Mistrz Malrubius pokręcił głową.

— Nie patrzysz tak uważnie, jak ci się wydaje. Właśnie docieramy do celu.

Chwiejnym krokiem podszedłem do relingu. Jedną z przyczyn moich zawrotów głowy był zapewne ruch statku, ale sporą rolę odgrywało także wciąż dające mi się we znaki działanie narkotyku.

Urth nadal była okryta płaszczem nocy, gdyż lecieliśmy szybko na zachód, uciekając przed świtem, który począł nieśmiało ogarniać dżungle, gdzie rozłożyła się obozem armia Ascian. Po chwili odniosłem wrażenie, iż zawieszone najniżej gwiazdy poruszają się lekko i drżą, a potem wszystkie zafalowały, zupełnie jak łan zboża, kiedy dosięgnie go podmuch wiatru. To chyba morze, pomyślałem.

— Oto wielkie morze zwane Oceanem — potwierdził moje domysły mistrz Malrubius.

— Zawsze pragnąłem je ujrzeć…

— Już niedługo staniesz na jego brzegu. Pytałeś, kiedy opuścisz tę planetę; na pewno nie wcześniej, zanim utwierdzisz swoje panowanie, to znaczy dopiero wtedy, gdy zarówno miasto jak i Dom Absolutu będą ci posłuszne, a twoje armie odeprą niewolników Erebu. Może nastąpi to za kilka lat, a może dopiero za kilka dziesięcioleci. Tak czy inaczej, my dwaj przybędziemy po ciebie.

— Jesteś drugą osobą, która tej nocy mówi mi, że jeszcze się zobaczymy.

Ledwo zdążyłem to powiedzieć, poczułem lekki wstrząs, podobny do tego, z jakim prowadzone pewną ręką łodzie przybijają do brzegu. Zszedłem po trapie na piasek, a mistrz Malrubius i Triskele podążyli za mną. Zapytałem, czy nie mogliby zostać jeszcze przez jakiś czas, aby służyć mi radą.

— Owszem, ale bardzo krótko. Jeśli masz jakieś pytania, musisz zadać je teraz.

Srebrny język trapu znikał właśnie we wnętrzu statku. Jak tylko schował się zupełnie, statek wzbił się w powietrze, by zaraz potem zniknąć w tej samej dziurze w naszej rzeczywistości, ku której pobiegł zielony człowiek.

— Mówiliście o pokoju i sprawiedliwości, jakie ma przynieść ze sobą Nowe Słońce. Czy jest sprawiedliwe, że wzywa mnie aż tak daleko? I na czym będzie polegała próba, której zostanę poddany?

— To nie on cię wzywa, lecz ci. co pragną jego przybycia odparł mistrz Malrubius, ale ponieważ zauważył, że nic z tego nie zrozumiałem, opowiedział mi w skrócie historię Czasu, która jest największą ze wszystkich tajemnic i którą przytoczę w tej opowieści we właściwym miejscu. Jak tylko skończył, zakręciło mi się w głowie; ogarnął mnie strach, że wszystko zaraz zapomnę, ponieważ wydawało mi się, iż jest tego stanowczo zbyt wiele jak na jednego człowieka, tym bardziej że wiedziałem już, iż mgła zapomnienia może w każdej chwili zasnuć mój umysł tak samo, jak zasnuwa umysły innych ludzi.

— Nie obawiaj się, ty na pewno niczego nie zapomnisz. Podczas bankietu u Vodalusa powiedziałeś, że z pewnością zapomnisz bezsensowne hasła, jakich nauczył cię zamiast prawdziwych słów dających władzę, lecz nic takiego nie nastąpiło. Będziesz wszystko pamiętał, a przede wszystkim musisz pamiętać, żeby się nie bać. Możliwe, iż epicka pokuta ludzkości ma się już ku końcowi. Stary Autarcha mówił prawdę: nie polecimy znowu do gwiazd, dopóki nie staniemy się bogami, lecz ten czas wcale nie musi być bardzo odległy. Właśnie w tobie sprzeczne dążenia naszego gatunku mogą wreszcie utworzyć zgodną całość.

Triskele wspiął się na chwilę na tylne łapy, po czym zawrócił raptownie i pognał przed siebie po oświetlonej blaskiem gwiazd plaży, zostawiając za sobą wyraźnie odciśnięte ślady trzech łap. Kiedy dzieliło go od nas co najmniej sto kroków, odwrócił się i spojrzał na mnie. jakby chciał, żebym ruszył za nim.

Zrobiłem kilka kroków w jego kierunku, lecz zatrzymał mnie głos mistrza Malrubiusa:

— Nie wolno ci iść tam. dokąd on zmierza, Severianie. Wiem, że nadal uważasz nas za kakogenów; do tej pory sądziłem, iż będzie lepiej, jeśli nie wyprowadzę cię z błędu, lecz teraz widzę, że jednak musze to uczynić. Jesteśmy aquastorami, istotami stworzonymi i utrzymywanymi przy życiu siłą wyobraźni oraz potęgą koncentracji.

— Słyszałem o takich stworach, ale przecież was dotykałem…

— To o niczym nie świadczy. Jesteśmy równie namacalni jak większość fałszywych rzeczy. Prawdziwe jest wyłącznie to, czego nie da się dotknąć, o czym powinieneś już wiedzieć. Kiedyś poznałeś kobietę imieniem Cyriaca, która opowiedziała ci historię o wielkich, myślących maszynach z przeszłości; taka właśnie maszyna znajdowała się na statku, którym lecieliśmy. Potrafi ona czytać w myślach.

— Czy ty jesteś tą maszyną? — zapytałem, czując, jak ogarnia mnie uczucie samotności połączone z trudnym do wytłumaczenia lękiem.

— Jestem mistrz Malrubius, a Triskele to Triskele. Maszyna przeszukała twoje wspomnienia i odnalazła wśród nich nas dwóch. Nie jesteśmy tak kompletni jak Thecla lub stary Autarcha, ale istniejemy i żyjemy razem z tobą. W świecie fizycznym pojawiliśmy się dzięki energii tej maszyny, lecz jej zasięg wynosi zaledwie parę tysięcy lat.

W chwili gdy wypowiedział te słowa, jego dało poczęło rozsypywać się w srebrzysty pył, który zamigotał w blasku gwiazd, po czym zniknął. Triskele pozostał ze mną jeszcze przez kilka oddechów, a kiedy i jego żółte futro zesrebrzyło się i rozwiało w łagodnym wietrze, usłyszałem jedno pożegnalne szczeknięcie.

Zostałem zupełnie sam na brzegu morza, które od tak dawna pragnąłem ujrzeć, ale choć byłem samotny, widok rozkołysanej powierzchni wprawił mnie w dobry nastrój. Głęboko wdychałem ożywczy zapach i uśmiechałem się do niezliczonych, drobnych fal. Ląd — Nessus, Dom Absolutu i cała reszta — leżał na wschodzie, na zachodzie natomiast rozciągało się morze. Ruszyłem na północ, ponieważ nie chciałem się z nim zbyt szybko rozstać, a także dlatego, że Triskele przed zniknięciem biegł właśnie w tym kierunku, tuż poza zasięgiem fal. Bez względu na to, od jak dawna ogromny Abaia pławił się w towarzystwie swoich kobiet, morze było od niego znacznie starsze i mądrzejsze. My, ludzie, podobnie jak wszystkie żywe istoty zamieszkujące lądy, wyszliśmy z morza, a ponieważ nie potrafiliśmy go podbić, ono zawsze do nas należało. Po prawej stronie wzeszło stare, czerwone słońce, muskając fale swoim umierającym pięknem, do moich uszu zaś dotarł krzyk niezliczonych morskich ptaków.