– Nie wolno ci krzyczeć na księżniczkę, Indro – oznajmił Tsi z powagą. – Jest tak, jak ona mówi: nie rozumiesz wszystkiego, zapewniam cię, że jej też nie jest łatwo. Ale nie mówmy więcej o tym. Jesteśmy wciąż przyjaciółmi, wszyscy, prawda?
– Zawsze byliśmy – zgodziła się Indra, a Siska przytaknęła skinieniem głowy. Oczy błyszczały jej dziwnie.
Zły nastrój ulotnił się, grupa zaczęła się rozchodzić.
– Teraz bukiet jest kompletny – oznajmiła Sassa z przejęciem, wciąż podziwiając kwiaty w wazonie. – Jeden kwiat biały, jeden bladoróżowy, jeden różowy i jeden czerwony. To znaczy, chciałam powiedzieć, ciemnoróżowy.
– Tak, mam nadzieję, że wkrótce wydostaniemy się z Doliny Róż – powiedział Ram.
– To dobrze, że nie będziemy musieli już zbierać kwiatów – dodał Armas. – Możemy się teraz skoncentrować na Belli.
– A potem na Górach Czarnych – dodał Oko Nocy tak ponuro, że wszystkich przeniknął dreszcz.
Sassa z przerażeniem stwierdziła, że nikt nie jest wolny od strachu.
Przez całe popołudnie przesuwały się przed ich oczyma nowe okolice. Staro ich nie znał, ale róże wciąż były. Staro denerwował się.
– Tak daleko nie mogła w żadnym razie zajść. Czy nie powinniśmy zawrócić?
– Jeszcze nie teraz – odparł Ram. – I uspokój się. Żaden drobiazg nie umknął uwagi Ticha i Chora. Na terenach, które zostawiliśmy za sobą, Belli na pewno nie ma. Nie, widzę, co myślisz: ona mogła pójść gdzieś w bok. Wierz mi, nie mogła tego zrobić. Oni dysponują termicznymi poszukiwaczami oraz różnego rodzaju innymi narzędziami, przeczesującymi okolice we wszystkich kierunkach. Ty tego nie widzisz, ale z wieżyczek obu pojazdów rozchodzą się promienie radarów, nieustannie zataczając wielkie kręgi. Można im wierzyć. Nie przegapią najmniejszego śladu życia.
– Ani śmierci – dodał Armas cicho. – Madragowie zauważyliby i to.
Siska przypomniała sobie czarne ptaki. Co się z nimi stało?
Znajdują się prawdopodobnie teraz daleko za ekspedycją. Ale ptaki mają skrzydła…
16
Nastała noc. Wprawdzie trudno to zauważyć w kraju, gdzie panuje wieczny mrok, ale wysłannicy Królestwa Światła śledzili swoje zegarki nastawione teraz na czas Ciemności. Inna sprawa, że ich organizmy nadal żyły dobowym rytmem Królestwa Światła. Nikt w ogóle nie czuł się zmęczony. To powodowało wielkie zamieszanie, jeśli chodzi o rozkład posiłków. Chcieli jadać również w nocy. Kiro nie przestawał narzekać. Nikt przecież nie wie, jak długo pozostaną z dala od domu. Zapasy jedzenia mogą się wyczerpać zbyt wcześnie. Wprowadził więc racjonowanie pożywienia. Na nic się nie zdało, że Sol i inne dziewczęta flirtowały z nim, by dostać coś dobrego. Był nieprzejednany. Na ogół. Czasami jednak sam też bywał głodny i wtedy potajemnie rozdzielał różne smakołyki. Chociaż nigdy nie przestawał oszczędzać, a poza tym nikogo nie faworyzował.
Staro spał. Zasnął uszczęśliwiony swoją nową, prostą sylwetką. Marco uwolnił go od wszystkich ułomności, uzdrowił jego opuchnięte palce, wyprostował krzywe stawy i łokcie, zlikwidował okropne garby na plecach, a także doprowadził do porządku organy wewnętrzne. Staro marzył teraz o tym, by pokazać się w swojej wiosce, najpierw jednak Marco musi uczynić jego twarz przynajmniej trochę ładniejszą.
Chociaż to może zbyt wiele wymagań. Jako noworodek też przecież nie był piękny, tak mówiono.
Piękna była Bella. Odziedziczyła urodę po niewidomej Gecie, którą wszyscy mężczyźni w osadzie wykorzystywali, ponieważ nie wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi, nie zdawała sobie też sprawy, jaką hańbę na siebie ściąga. Staro zlitował się nad nią i był dla niej bardzo miły. Zabrał ją do swojego domu, czy też, ściśle biorąc, do swojej kryjówki, kiedy okrzyknięto ją wioskową ladacznicą, a „życzliwe” kobiety doprowadzały jej do świadomości, jak źle się prowadzi. Minęło wiele czasu, zanim sam ją tknął. Szczerze powiedziawszy, to ona wykazała inicjatywę; z wdzięczności za jego życzliwość i być może w przypływie swego rodzaju sympatii. No i dzięki temu na świat przyszła Bella, a wtedy w małej chacie zapanowała idylla. Geta nie wiedziała przecież, jak Staro wygląda, zdawała sobie tylko sprawę, że jest zbudowany inaczej niż inni. Był wtedy młodszy i bardzo się starał, by robić wszystko co można dla swojej małej, odepchniętej przez ludzi rodziny. Po paru latach doszło do nieszczęścia, Geta spadła z wysokiej skały, kiedy szukała dziecka, które w zabawie ukryło się przed matką. Staro został sam z córką.
Wszystko jakoś się ułożyło, czuli się ze sobą dobrze. Trwało to do czasu, kiedy Bella weszła w okres dojrzewania. Wtedy ogarnął ją niepokój i zaczęła przejawiać krytyczny stosunek do pokolenia rodziców.
A rok temu zniknęła.
Na co więc zda mu się ta wspaniała figura? Smutek i żałoba nigdy go przecież nie opuszczą.
Siska siedziała w swojej alkowie i wpatrywała się w Tsi oczyma, w których płonął bunt.
Do diabła, do diabła, do diabła, krążyło jej nieustannie w głowie. Ty cholerny, zielonooki faunie, jak mogłam się z tobą zadać? Całe moje życie zostało postawione na głowie i nie widzę możliwości odwrotu. Owszem, to było cudowne, omal nie oszalałam z pragnienia, by cię mieć, ale czy ty nie mogłeś mi się oprzeć? Musiałeś mi to zrobić?
Niektórzy nazywają to erotycznym magnesem. Ale to by znaczyło, że tak samo działasz na wszystkie inne kobiety. Dlaczego więc ja musiałam ulec twoim sztuczkom? Nie wybaczę tego nigdy ani sobie, ani tobie! Nigdy!
Oparła głowę na kolanach i wybuchnęła rozpaczliwym szlochem.
Indra spotkała Rama na schodach. Było tam ciasno, musieli się obok siebie przeciskać. Indra szła z góry, zaniosła właśnie Chorowi jedzenie.
W nagłym impulsie zarzuciła Ramowi ręce na szyję i ucałowała go w policzek.
– Dziękuję ci za to, co robisz, jestem z ciebie dumna – wyszeptała. – Dziękuję za to, co robisz dla nas wszystkich. Jesteś najwspanialszym wodzem, jakiego można sobie wyobrazić. I dziękuję ci za to, że jesteś!
Potem pospiesznie zaczęła schodzić na dół, ale pokonała nie więcej niż trzy stopnie, gdy on chwycił ją i mocno przytulił. Całował ją gwałtownie, intensywnie, długo.
Nikt nigdy jej tak nie całował. A może to jej własne uczucia sprawiały, że poczuła zawrót głowy? Przez ułamek sekundy zastanawiała się, czy jego też podnieca jej bliskość, sama bowiem była niczym wulkan, ogarnięta erotycznym pożądaniem, któremu nie chciała na razie ulec, jeszcze nie teraz, więc całą siłą woli starała się zachować pewien dystans wobec Rama. Może Lemuryjczycy nie są w takich sprawach podobni do ludzi?
Boże, jak ja kocham tego mężczyznę, myślała. On nie powinien zbyt wiele o tym wiedzieć, jest taki władczy, a zresztą co tam, dlaczego miałabym milczeć?
Już bez protestu przywarła wargami do jego ust, a rękę położyła mu na karku, pieściła czarne włosy palcami i czuła, jak bardzo bije jej serce.
Przeżywała na tych schodach J1 czarowne minuty. Inni uczestnicy ekspedycji widocznie czegoś się domyślali, bo nikt się nie pokazał ani na górze, ani na dole, a oni z Ramem stali na zakręcie schodów tak, że trudno ich było zobaczyć.
W końcu jednak zaczarowana chwila minęła. Ram patrzył na nią oczyma pełnymi miłości i głaskał po włosach. Żadne nie powiedziało ani słowa, zresztą to nie było potrzebne.
Indra wiedziała, że ich związek zmierza ku temu, co nieuchronne, ale akurat w tej sprawie nie chciała wykazywać inicjatywy. Miała świadomość, że Ram wie o jej różnych przygodach w zewnętrznym świecie, nie chciała więc, by uważał ją za kobietę łatwą. Bo przecież taka nie była. Teraz już nie.