Выбрать главу

Marco kiwał głową.

– Musicie zrozumieć naszą ostrożność. Mamy złe doświadczenia po dawniejszych spotkaniach z uciekinierami z Gór Czarnych.

W jednej wilczej paszczy błysnęły ostre zęby, zielone ślepia lśniły w jakiś diabelski sposób.

– Chyba wiem, kogo spotkaliście. To pewnie Hannagar i jego banda, prawda? – warknął na sposób wilczy.

– Tak.

– Powinieneś więc przyjąć do wiadomości, że to nie byli uciekinierzy, tylko wysłannicy!

– A wy nie jesteście wysłannikami?

– Czy wyglądamy na takich?

– Nie – musiał przyznać Marco.

Powtórzył swoją gotowość uleczenia ich ran, żądał tylko obietnicy, że nie zrobią krzywdy ani jemu, ani Dolgowi.

– Tego gwarantować nie możemy – powiedział wilkolud. – Nie mamy żadnej kontroli nad tkwiącymi w nas złymi mocami. Wiemy jedynie, że ich nienawidzimy i chcielibyśmy być normalnymi stworzeniami.

Marco wahał się.

– Hannagar i Elja byli tak zdeformowani psychicznie, że nie mogliśmy im pomóc. Jest jednak możliwe, że zdołamy usunąć zło z was trojga.

– Trojga? – rozległo się wiele głosów z pokładu J1.

– Trojga – powtórzył Marco. – Bella również została zakażona trucizną Gór Czarnych.

Staro był okropnie wzburzony.

– Moja córka jest najłagodniejszym stworzeniem na świecie!

– Nie bądź zaślepiony, Staro – westchnął Marco zmęczony.

Znowu zwrócił się ku więźniom.

– Kim wy właściwie jesteście? Ludźmi czy wilkami?

– Wilkami.

– To by się zgadzało. Oni przemienili was w bestie, prawda? Już wcześniej mieliśmy do czynienia z powiększonymi szczurami, zwanymi Svilami, a także z larwami wielkości dorosłego człowieka.

– Naprawdę? – warknął wilk zdumiony. – Wiecie więcej, niż przypuszczaliśmy.

– I tak za mało. No to co? Chcecie, byśmy wam pomogli? Jeśli chodzi o twojego kamrata, to czas nagli. Musimy jednak prosić w zamian o dwie rzeczy.

W skośnych oczach pojawił się paskudny błysk

– Co takiego?

– Dwie rzeczy. Po pierwsze, nie zaatakujecie nas, a po drugie, opowiecie nam o Górach Czarnych.

Wilk długo się zastanawiał. Trzymał kratę w swoich ni to rękach, ni to łapach. Długie pazury poruszały się nieustannie po metalowych prętach.

– Ten pierwszy warunek bardzo byśmy chcieli spełnić, ale nic obiecać nie możemy. Złe moce gór sięgają daleko. Jeśli one w nas przeważą, to wszyscy będziemy mieć problemy.

– A co z drugą sprawą?

– Pomożemy, w czym tylko będziemy mogli. Ale czego szukacie w Górach Czarnych? Nikt nie zapuszcza się tam z własnej woli!

– Musimy odnaleźć źródło jasnej wody. Tylko w ten sposób możemy pokonać zło i pomóc udręczonej Ziemi.

Wtedy wilk otworzył swoje wąskie ślepka jak szeroko, a uszy położył po sobie, co wiele stojących za Markiem osób przeraziło.

– Trudniejszego zadania nie można sobie wyobrazić – z gardzieli potwora za kratami wydobył się głuchy pomruk. – Nie wiemy, gdzie dokładnie się źródło znajduje, ale to jest gdzieś w samym jądrze Góry Śmierci.

– Na pewno jednak znacie przeszkody, czekające nas po drodze?

– Do pewnego momentu tak.

– Dla nas to bardzo ważne. Dobrze, no to teraz ja i Dolg wejdziemy do was, tylko Dolg coś przyniesie…

Sassa odczuwała współczucie dla głodnych wilków, poszła więc do kuchni, a potem wróciła i stanęła tuż przy kracie.

– Proszę bardzo – wyciągnęła rękę z kanapkami.

– Sassa! – krzyknął Marco.

Ale było za późno. Błysnęły białe kły i ręka dziewczynki znalazła się w żelaznym uścisku potężnych łap.

Marco błyskawicznie uniósł jedną rękę nad bestią i wyszeptał coś, czego inni nie słyszeli. Wilk cofnął gwałtownie łapę z rykiem bólu, pojawił się nad nią dym, a w pomieszczeniu rozszedł się swąd. W sali wybuchło straszne zamieszanie, Sassa ze szlochem szukała schronienia u Rama.

Po chwili wilka przestało boleć. Przestraszony, z niedowierzaniem przyglądał się Marcowi. Tymczasem wrócił Dolg.

– No dobrze – rzekł Marco. – Miałeś okazję zobaczyć, jaką rozporządzamy siłą, ale to dopiero początek. Dolg, którego tu widzicie, może was unicestwić, jednym gestem przemieni was w kupkę popiołu. Nie rób więc tego po raz drugi!

Nie wspomniał, rzecz jasna, że tę straszną władzę mają tylko on i Dolg, no i może jeszcze kilkoro z obecnych też potrafi to i owo. Wilki powinny czuć respekt wobec wszystkich.

Potwór położył uszy po sobie.

– Nie chciałem zrobić nic złego, ale sami widzicie, jak wielkie jest niebezpieczeństwo. Trzymajcie tę małą z daleka od nas, to moja szczera rada.

– A tę?

Marco wskazał ręką Bellę.

– Nie, ona jest za stara i żylasta.

Indra zachichotała, ale Bella wpadła we wściekłość

– To najokropniejsze, co słyszałam! Wcale nie jestem stara ani żylasta!

– To chcesz tam do nich wejść? Posiedź, dopóki nie skruszejesz i nie zrobisz się smakowita – rzekł Marco ostrym tonem.

Bella przyglądała mu się z lękiem.

Indra natomiast rzuciła ze złością:

– Po raz pierwszy w życiu cieszę się, że jestem na coś za stara! – Podeszła do kraty. – Słuchajcie no, chłopaki, pozbierajcie teraz z ziemi ten chleb, który upadł tak żałośnie majonezem na dół, i pojedzcie sobie. Podziękujcie tej małej, że chciała wam pomóc. Może jaja i pomidory to nie są najodpowiedniejsze dla was dania, ale potraktujcie je jako zakąskę! Później Kiro wymyśli coś, co wam może bardziej przypadnie do smaku.

Te słowa rozładowały napięcie. Wszyscy przyglądali się teraz ze zdumieniem i wzruszeniem, jaki troskliwy jest silniejszy z wilków, jak karmi swego towarzysza resztkami kanapek.

Zdrowszy popatrzył na Indrę i wyjaśnił:

– Jesteśmy braćmi i mamy tylko siebie. Nie chciałbym zostać sam na świecie.

– Rozumiem – powiedziała Indra wzruszona. Z jakiegoś powodu nie bała się wilkoludów. Wbrew wszelkiemu rozsądkowi odczuwała do nich coś w rodzaju sympatii. – W Królestwie Światła też żyją wilki, ale muszę powiedzieć, że są wprost nieprzyzwoicie łagodne, po prostu oswojone. Żadnego wycia do księżyca ani nic, żadnych zbójeckich wypraw do owczarni. Myślicie, że będziecie mogli się z nimi zgodzić?

Wilki się z pewnością nie uśmiechają. Ale teraz w oczach jednego z nich pojawił się właśnie uśmiech. Indra poczuła, że ma nowego przyjaciela.

Podeszła Siska i przystanęła obok niej.

– Wspominano tu o ptakach – powiedziała. – Czy one też pochodzą z Gór Czarnych?

– Owszem – przytaknął wilk po wilczemu, ale wszyscy bez trudu go zrozumieli. – To padlinożercy, tylko czekają, aż umrzemy.

– Kruki i wrony też się żywią padliną, a nikt się ich nie boi. Tymczasem Heike mówił, że te ptaki mają w sobie zło.

– I tak jest – potwierdził wilkolud. – One składają raporty siłom, których nie wymienię z imienia.

– Więc gdyby nie my, nie mielibyście żadnych szans ucieczki? – spytała Siska.

Indra przerwała jej:

– Dlaczego ty jesteś taka zafascynowana tymi ptaszyskami, Sisko?

– Nie jestem zafascynowana, jestem śmiertelnie przestraszona!

– Dlaczego?

– Bo… Bo czuję, że one wróżą coś bardzo złego.

– Daj spokój, już przecież odleciały! Heike i Mar je przegonili.

Siska nie wyglądała na przekonaną, ponownie zapytała wilkoluda:

– Więc nie mielibyście najmniejszych szans?

– W każdej chwili mogły nas złapać. Gdybyście się nie pojawili…