Выбрать главу

– Farangil jest naszą ostatnią szansą – potwierdził Faron. – Jest zbyt cenny, żeby go nadużywać.

Tak więc problem numer trzy pozostawał otwarty.

– Teraz numer cztery – ciągnął Faron. Wyglądało na to, że nie czuje się najlepiej. – Jakim sposobem doszło do pożaru?

Indra nie była taka wrażliwa jak on.

– Chciałabym zapytać o co innego – rzekła. – W jaki sposób Bella rozpalała ogień, kiedy mieszkała na pustkowiu?

– To przecież żadna sztuka – przerwał jej Staro. – Używamy do tego krzesiwa.

– Oczywiście – zgodził się Ram. – Czy Bella miała krzesiwo, kiedy uciekała z domu?

– Nie. Wiem, że nie miała – zapewnił Staro.

– Skąd więc je wzięła nad jeziorkiem, skoro tam niczego nie ma? Żyła przez ten czas wśród bardzo ubogiej natury, tylko kamienie i sitowie.

– Nie rozumiem – bąkał rybak stropiony. Nie mógł też pojąć, dlaczego wszyscy patrzą na Bellę.

– Jak wiecie, siedzieliśmy przy tym stole, kiedy się zaczęło palić – powiedział Faron. – Heike mówił mi jednak, że mimo woli przyglądał się Belli, która była odwrócona tak, że pojemniki z gazem znajdowały się przed nią. Heike mówi, że jej oczy płonęły niezwykłym blaskiem…

Staro zerwał się na równe nogi.

– Czy chcecie dać do zrozumienia, że moja mała córeczka…

„Mała córeczka” skoczyła jak oparzona.

– Nie jestem już mała, ty stary, śmierdzący dziadu! I mam gdzieś was wszystkich. Tacy jesteście wspaniali, ta wasza świętoszkowatość aż z was kapie! A najgorsza jesteś ty! Jak śmiałaś mnie uderzyć? Myślisz może, że złapiesz tego całego wodza, Rama? Wybij to sobie z głowy, on będzie mój, słyszysz?

Indra nie należała do ludzi, którzy nie potrafią znieść najmniejszej zaczepki. Popatrzyła obojętnie na Bellę i zapytała:

– Skończyłaś?

Staro próbował przez cały czas mitygować córkę, ale Bella go nie słuchała. Zmrużyła oczy tak, że zostały tylko wąskie szparki, i nagle Indra poczuła na twarzy nieznośne gorąco. Krzyknęła przerażona i w tym momencie jej włosy zajęły się płomieniem. Kiro i Armas rzucili się na Bellę, wykręcili jej ręce, a Sol pospiesznie chwyciła ręcznik i przewiązała oczy dziewczyny. Żar zwrócił się teraz ku samej Belli, poczuła straszny ból i zawyła jak ranne zwierzę.

Ram zajął się Indrą, a po ugaszeniu ognia przekazał ją Marcowi i Dolgowi, którzy pospiesznie opatrzyli oparzenia. Na szczęście nie były rozległe. Zrozpaczony Staro kulił się w kącie, a wilkoludy wściekle szarpały kratę i wyły potwornie.

Faron usiadł ponownie na swoim miejscu, podparł czoło rękami.

– Czy teraz rozumiecie, z jakimi problemami się borykamy? A jeszcze nie mówiłem o trzech bardzo ważnych: Jak odstawimy do domu Staro i jego córkę, z której będzie mógł być dumny? Co zrobimy z wilkoludami, które powinny odzyskać wolność i żyć w przychylnym im kraju? Jak odeślemy Tsi-Tsunggę do domu, gdzie zajmą się nim lekarze ze szpitala?

Nie otrzymał na te pytania ani jednej odpowiedzi, zaproponował więc zmęczony:

– Jeśli udało wam się uspokoić tę furię, to może wysłuchamy teraz opowieści wilkoludów?

23

– Chętnie zaprosilibyśmy was do stołu – powiedział Ram. – Niestety, nie możemy wam zaufać.

– Wiemy – odparł jeden z wilków. – Sami też sobie nie ufamy.

Indra spojrzała na nich z uwagą.

– Czy wy nie macie żadnych imion? Posługiwanie się omówieniami jest męczące. Wciąż mówimy: ten sympatyczny wilk, ten duży i groźny…

– Owszem, imiona też mamy – odparł „sympatyczny”, a w jego warknięciu słychać było rozbawienie. – Ja mam na imię Gere, a mój brat to Freke.

– Niemożliwe! – zawołała Indra. – Tak się nazywały wilki Odyna!

– Tak jest – potwierdził Gere.

– Ale przecież nie możecie być… A zresztą, co tam, niech wam będzie, dobrze, że w ogóle można się do was jakoś zwracać. Dziękuję!

Wiedziała, że i Gere, i Freke dałoby się przetłumaczyć jako żarłoczny, chciwy, uznała teraz, że może to i odpowiednie określenia. Z pewnością coś w tym było, że otrzymali takie właśnie mitologiczne imiona.

– Ale chwileczkę – niecierpliwił się Jori. – Pominęliśmy przecież punkt piąty i szósty. Czy się mylę?

– Nie mylisz się – odparł Faron. – Ale o tym, że Tsi jest ranny, wszyscy wiemy i akurat teraz nic więcej niej możemy w tej sprawie zrobić. A rozpatrzenie punktu szóstego zabrałoby nam zbyt wiele czasu. Lepiej więc… Niech Gere albo Freke opowiedzą o sobie.

Gere ustąpił miejsca bratu.

On pewnie nie zechce mówić, pomyślała Indra.

Ale zechciał. Miał głębszy głos niż Gere i nawet na pierwszy rzut oka było w nim znacznie więcej agresji. Mimo to zaczął spokojnie rozmawiać.

Najpierw Faron chciał się dowiedzieć, w jaki sposób i którędy wyszli na wolność. Żeby ekspedycja mogła pójść tą samą drogą.

Wilk błysnął zębami.

– To się nie uda. Znaleźliśmy otwór, który jest widoczny tylko od tamtej strony i tylko z tamtej strony można go otworzyć. Z zewnątrz nie ma nawet śladu, ja myślę, że oni go zamykają przed intruzami. Po prostu żadne przejście nie istnieje.

– Jasne – przytakiwał Faron. – Ale my potrafimy korzystać nawet z tak zamaskowanych dróg. Jeśli to konieczne, otworzymy każde drzwi. Powiedzcie więc, gdzie to jest.

– Wysoko w górskiej ścianie, na tamtym brzegu krwistej rzeki. – Sami nigdy byśmy przez nią nie przeszli.

– To dlaczego żaden z was nic nie powiedział, kiedy tam byliśmy?

– Nigdy tam nie byliście. Żeby zejść do tej doliny, musieliśmy się namęczyć jak dzikie zwierzęta, a już będąc na dole, pokonywaliśmy znaczne odległości w terenie, w którym wasze pojazdy nie mogłyby się nawet ruszyć. W końcu dotarliśmy do tak zwanych ciemnoczerwonych róż, do tej samej okolicy, gdzie mieszkała dziewczyna. Nie, w żaden sposób nie odnajdziemy miejsca, w którym wyszliśmy na zewnątrz.

Faron westchnął.

– A więc nie pomożecie nam? No trudno. A co jest przed nami? Skończą się te czarne róże i co dalej?

– Nie wiemy. Moim zdaniem macie rację, że poruszamy się po spirali, która prowadzi do centrum Gór Czarnych, ale my sami tego nie widzieliśmy, słyszeliśmy tylko, że tak jest.

– Od kogo?

– Od innych więźniów.

– Więc jesteście więźniami?

– No pewno! Tam wewnątrz jest mnóstwo takich jak my. Ale jest też liczny i silny oddział zaufanych, ochroniarzy zła. Trudno się od nich uwolnić.

Usłyszeli zniecierpliwiony głos Belli, która wciąż siedziała przywiązana do krzesła z zasłoniętymi oczyma. Staro poszedł do J2, żeby się położyć. Zmartwienia go przytłoczyły. Marco obiecał mu, że odzyska swoją dobrą córkę, ale sam książę nie miał pojęcia, jak się do tego zabrać. Tak samo miała się sprawa wilkoludów, chociaż w ich przypadku będzie o wiele trudniej. Mają w sobie wilczą krew, a wilki z natury są drapieżnikami.

Wielu obecnych pamiętało jednak, jak to kiedyś Marco zdołał zmienić nastawienie pewnego gatunku zwierząt i z drapieżników stały się pod jego wpływem spokojnymi trawożernymi istotami. Dlaczego więc teraz nie miałby tego zrobić? Różnica polegała tylko na tym, że te tutaj przybyły z przenikniętych złem Gór Czarnych. Co prawda uciekły stamtąd, ale zainfekowane tym, co się tam kryje.

– Czy znaliście Hannagara i Elję?

Freke skrzywił się w paskudnym grymasie, uniósł górną wargę i wyszczerzył zęby.

– Oczywiście. Oni się natychmiast przyłączyli do ochroniarzy.