Выбрать главу

– Opowiedz trochę więcej o Górach Czarnych – poprosił Faron.

Freke wyjaśnił:

– My z bratem nigdy nie byliśmy w samym jądrze gór. Wiemy natomiast sporo o jego otoczeniu i zapewniam was, że to, co miałbym do przekazania, wcale nie jest zabawne.

– Zdążyliśmy się już zorientować. Czy słyszeliście o źródłach?

– To tylko legenda.

– Jak się okazuje, nie całkiem. Powtórzcie nam tę legendę.

– Żeby stać się naprawdę złym, należy się napić ciemnej wody. A żeby być dobrym, trzeba pić jasną wodę.

Uczestnicy ekspedycji spoglądali po sobie.

– A więc to samo co w zewnętrznym świecie – szepnęła Shira. – Chociaż nie do końca. Tam wymaga się znacznie więcej od kogoś, kto ma iść do źródeł. Żeby się do nich zbliżyć, musi być nieskazitelnie czysty lub też bez reszty zły.

– Tak jest – potwierdził Mar. – Mało brakowało, a bylibyśmy utracili Shirę o czystym sercu, choć przecież nie było na Ziemi lepszego człowieka niż ona.

Shira uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością…

– Wygląda na to, że tu wszystko jest prostsze – stwierdził Faron.

– Nie wiadomo – wtrącił się Marco. – Wilki znają jedynie legendę. A jak jest naprawdę?

– My nie wiemy – powtarzał Freke.

– Jest jeszcze inna kwestia – odezwał się Armas. – Skąd pochodzą te straszliwe wycia? Kto potrafi zawrzeć w krzyku aż tyle bólu?

Wilki zmarkotniały.

– Na ten temat wiemy wszystko. Właśnie dlatego uciekliśmy.

– Tak?

Wilki odwróciły głowy, ale jeśli kiedykolwiek w zwierzęcych oczach było cierpienie, to właśnie teraz, w wilczych ślepiach…

Potem Freke nie chciał już mówić, więc inicjatywę musiał przejąć Gere.

Ale Faron nie chciał ich zmuszać do opowiadania o Górach Czarnych, najwyraźniej nawet we wspomnieniach nie mieli ochoty tam wracać. Oba wilkoludy siedziały w milczeniu, jak wszyscy, i nie wiadomo było, od czego zacząć.

W pewnej chwili Faron wstał i podszedł do wazonu, w którym Sassa umieściła róże.

– Jedna biała, jedna bladoróżowa i jedna ciemnoróżowa – powiedział w zamyśleniu. – Brakuje kwiatów w trzech odcieniach. Ciemnoczerwonego, purpurowego i czarnego. Ale chyba nikt z nas nie chciałby tu widzieć takich róż?

Rzeczywiście, nikt tego nie pragnął.

Faron uniósł białą różę.

– Nie ma kolców… Wiecie, co ja myślę?

– Nie.

– Myślę, że początkiem wszystkiego są czarne róże. Te, które rosną dalej, tracą na intensywności barwy. Im dalej, tym są bledsze. Krwista rzeka jest granicą dla róż zła. Pamiętacie, jakie okropne kolce miały te najczerwieńsze? Patrzcie, ciemnoróżowa też ma paskudne kolce. Myślę, że kwiaty, które zebrała Sassa, przedostały się przez rzekę i rozpleniły w dolinie, tracąc po drodze część swoje złej siły i, jeśli można tak powiedzieć, blednąc. Białe są całkowicie niewinne, zostały oczyszczone dzięki odległości od źródeł zła. Ale przyjrzyjmy się, na przykład, tej różowej.

Odłożył biały kwiat na miejsce i wyjął różowy.

– Jak widzicie, ta ma miękkie kolce. Ale jeśli do któregoś przysunę jakiś przedmiot… To co będzie?

Wziął ze stołu serwetkę, zwinął i przytknął do kolca.

Ten niczym koci pazur wysunął się błyskawicznie i wściekle wbił w serwetkę. Wszystko stało się tak nagle, że zebrani mimo woli odskoczyli.

– Dobrze, Sasso, że dotykałaś kwiatów bardzo ostrożnie – rzekł Faron z goryczą. – Czy nie wydaje ci się, że powinniśmy czym prędzej wyrzucić ten bukiet?

– Tak, tak! – zawołała gorączkowo. – Nie chcę więcej żadnych róż!

Faron podniósł wazon i wyrzucił jego zawartość za drzwi.

– No, a teraz do roboty! – rozkazał.

Nagle Indrę ogarnął smutek. W wyobraźni powróciła do Królestwa Światła, widziała swoje miasto, Sagę, dom na zboczu, ogród, w którym już nigdy nie posadzi róż, wspominała przyjazną atmosferę, swoje stopniowe sukcesy, jeśli chodzi o związek z Ramem, wszystko, co uważała za należące do niej i dawniej się nad tym nie zastanawiała.

Teraz tkwiła w ponurej, brutalnej rzeczywistości, która wydawała się koszmarnym snem. Strach i śmierć, przerażające, trudne do pojęcia wydarzenia na każdym kroku. A co się jeszcze przytrafi? Tego naprawdę nie da się przewidzieć.

Jak długo są już w tej podróży? Tydzień? W każdym razie coś koło tego. No i teraz utknęli w najokropniejszym paskudztwie świata bez żadnej nadziei… Nieszczęsny Tsi walczy o życie…

Och, drogi Tsi, taki blady, taki chory!

Nieoczekiwanie zaczęła się zastanawiać, co też słychać u Mirandy. Chyba jeszcze nie urodziła, ale czas się zbliża. A co z Misą, kobietą z rodu Madragów, która też oczekuje dziecka?

Jak się czuje ojciec? Czy się martwi? A Nataniel i Ellen, co przeżywają, skoro Sassa, nic im nie mówiąc, wybrała się w tę strasznie niebezpieczną podróż?

Czy Elena i Jaskari posunęli się chociaż o krok w swojej nie mającej końca historii, czy też nadal drepczą w miejscu?

Prawdopodobnie tak właśnie jest.

Och, Indra tak strasznie tęskniła do pięknego Królestwa Światła! Jeśli wyjdzie cało z tej przygody, to już nigdy, nigdy nie opuści domu!

Jedynym pożytkiem z tego wszystkiego jest obecność Rama.

I właśnie w tym momencie Ram klepnął ją leciutko w ramię.

– No, Indro, co się tak rozmarzyłaś? Zmywanie czeka!

Zmywanie czeka! Mój Boże, że też ona zakochała się śmiertelnie, superromantycznie w kimś takim!

– Jesteś bez serca! A wiesz, co wymyśliła twoja mądra, piękna, miła, bogata i oddana Indra?

– Nie – odparł z uśmiechem.

– Czy pamiętasz, że jasnowidzowie wyczuwali śmierć wokół Belli? Otóż to były róże! One są samą Śmiercią!

– To, moja ukochana, odkryliśmy dawno temu – przytulił ją i poszedł dalej.

– Nigdy ci już nie powierzę żadnej tajemnicy! – zawołała za nim rozbawiona. – Rzucę się do zlewozmywaka i zginę męczeńską śmiercią.

– Nie mamy zlewozmywaka! – odparł. – A w zmywarce dość trudno się utopić!

– Czy ty zawsze musisz być taki prozaiczny? Moja wrażliwa, artystyczna dusza cierpi…

Faron przeszedł obok i ku ogromnemu zdumieniu Indry poczochrał jej włosy z uśmiechem, który przy odrobinie dobrej woli mogłaby sobie tłumaczyć jako wyraz uznania.

Och, jakie to przyjemne uczucie po wszystkich okropnych wydarzeniach tego dnia!

Może właśnie dlatego Faron tak się zachował? Może chciał jej podziękować za to, że potrafi zakłócić śmiertelną powagę sympatycznym żartem?

Taką przynajmniej miała nadzieję.

24

Podczas gdy ekipa Kiro sprzątała w kuchni i jadalni, on sam wyszedł wraz z innymi czyścić Juggernauty.

Marco i Dolg podjęli najtrudniejsze podczas tej wyprawy zadanie, czyli próbę naprawienie charakterów wilkoludów i Belli. Nie mieli żadnego doświadczenia w obchodzeniu się z istotami, które przez dłuższy czas podlegały złemu wpływowi Gór Czarnych. Hannagar i Elja to przypadki beznadziejne, nic nie mogło ich uratować.

Wilkoludy miały niezłomną wolę wydostania się z tego strasznego położenia. Bella przebywała wprawdzie z daleka od centrum złych sił, ale za to przez bardzo długi czas. Cały rok.

Na pierwszy ogień poszedł Gere. On miał najłagodniejszy charakter. Zaatakował wprawdzie Sassę, ale to raczej z głodu niż z powodu złych instynktów.

Teraz Marco i Dolg zadbali, by obie bestie zostały dobrze nakarmione, zanim oni wejdą do klatki.

Marco powiedział:

– My obaj dysponujemy wielką siłą. Ja mogę was w każdej chwili obezwładnić, a co potrafi Dolg, to widzieliście koło róż. Przy najmniejszym geście z waszej strony może was momentalnie za pomocą swego kamienia przemienić w kupkę popiołu. Nawet nie zdążycie nas złapać, a co dopiero zrobić nam krzywdę. Na szczęście, jak rozumiem, nie macie takich zamiarów?