Po ulokowaniu bagażu Dirka poszli we troje do kabiny konferencyjnej przy sterburcie, skąd przez bulaje rozciągał się widok na port w Osace. Dołączył do nich pierwszy oficer Tim Ryan, kościsty mężczyzna o niebieskich oczach. Dirk nalał sobie kawy, żeby odzyskać energię po długim locie. Morgan od razu przeszedł do rzeczy.
– Powiedz nam coś o tej pilnej operacji poszukiwawczej. Gunn nie podał nam przez telefon żadnych szczegółów.
Dirk opowiedział o wydarzeniach na Yunasce, o wydobyciu korpusu bomby z wraka 1-403 i o tym, czego się dowiedział o misji okrętu podwodnego.
– Kiedy Hiram Yaeger przeglądał dokumenty japońskiej marynarki wojennej w Archiwach Narodowych, natrafił na niemal identyczne rozkazy operacyjne dla drugiego okrętu podwodnego, 1-411. Tyle że ten miał przepłynąć Atlantyk i zaatakować Nowy Jork i Filadelfię.
– Co się z nim stało? – zapytała Summer.
– Właśnie tego musimy się dowiedzieć. Yaeger nie znalazł żadnych informacji o ostatecznym losie 1-411 poza tą, że okręt nie zjawił się w punkcie tankowania w pobliżu Singapuru i przypuszczalnie zaginął na Morzu Południowochińskim. Skontaktowałem się z St. Julienem Perlmutterem, który poszedł krok dalej i dotarł do protokołu z oficjalnego dochodzenia japońskiej marynarki wojennej. Ustalono, że 1-411 przepadł na środku Morza Wschodniochińskiego w pierwszych tygodniach czterdziestego piątego roku. Perlmutter zauważył, że te fakty zgadzają się z raportem amerykańskiego okrętu podwodnego „Swordfish" o zatopieniu dużego nieprzyjacielskiego okrętu podwodnego w tamtym rejonie. Niestety „Swordfish" został zatopiony podczas tej samej misji, więc nigdy tego w pełni nie udokumentowano. Ale podał w meldunku radiowym współrzędne.
– I my mamy odnaleźć 1-411 – podsumował Morgan.
Dirk przytaknął.
– Musimy sprawdzić, czy bomby biologiczne uległy zniszczeniu przy zatonięciu okrętu. Jeśli są nietknięte, trzeba będzie je wydobyć.
Summer popatrzyła przez bulaj na odległy wieżowiec w centrum Osaki.
– Dirk, Rudi Gunn opowiedział nam o Japońskiej Czerwonej Armii. Czy mogli wydobyć tę broń biologiczną z wraka 1-411?
– To możliwe. DHS i FBI uważają, że JCA nie ma odpowiednich środków do przeprowadzenia takiej operacji, i pewnie mają rację. Ale w końcu to tylko kwestia pieniędzy. Kto wie, jakimi funduszami dysponuje JCA lub współdziałające z nią ugrupowania terrorystyczne? Rudi zgadza się, że lepiej sprawdzić, na czym stoimy.
Zapadła cisza. Wszyscy wyobrażali sobie zabójczy ładunek broni biologicznej na dnie morza i skutki jego wydobycia przez terrorystów.
– Macie do dyspozycji najlepszy statek i najlepszą załogę NUMA- powiedział w końcu Morgan. – Wykonamy zadanie.
– Trzeba przeszukać duży obszar. Kiedy możemy wyruszyć? – zapytał Dirk.
– Musimy uzupełnić zapas paliwa. Poza tym dwaj czy trzej członkowie załogi są jeszcze na brzegu i załatwiają zaprowiantowanie. Przypuszczam, że moglibyśmy wyjść w morze za sześć godzin – odrzekł Morgan, patrząc na chronometr ścienny.
– W porządku. Zaraz podam nawigatorowi współrzędne rejonu poszukiwań.
Kiedy wyszli z kabiny konferencyjnej, Summer pociągnęła Dirka za łokieć.
– Ile cię kosztowała pomoc Perlmuttera? – spytała, znając skłonność żarłocznego historyka do kulinarnego szantażu.
– Nie tak dużo. Tylko słoik marynowanych jeżowców i butelkę osiemdziesięcioletniej sake.
– Dostałeś to wszystko w Waszyngtonie?
Dirk zrobił bezradną minę i posłał siostrze błagalne spojrzenie.
Roześmiała się.
– Mamy jeszcze sześć godzin do wyjścia w morze.
21
– Otwarcie granicy z Północą nie zapewni mi wykwalifikowanej siły roboczej – powiedział szef największego południowokoreańskiego koncernu samochodowego i zaciągnął się kubańskim cygarem.
Siedzący po drugiej stronie mahoniowego stolika Dae-jong Kang pokręcił uprzejmie głową. Młoda długonoga kelnerka przyniosła drugą kolejkę drinków. Przerwali rozmowę, kiedy stawiała przed nimi koktajle. Klub Chaebel był prywatną enklawą najbogatszych i najpotężniejszych Koreańczyków, bezpiecznym i neutralnym miejscem spotkań, gdzie przy kimchi i martini ubijano wielkie interesy. Mieścił się na setnym piętrze najwyższego budynku świata, ukończonego niedawno wieżowca International Business Center Tower w zachodniej części Seulu.
– Musisz wziąć pod uwagę niższe płace. Koszty przeszkolenia byłyby mniejsze i zwróciłyby się od razu. Moi ludzie przeanalizowali możliwości i powiedzieli mi, że mógłbym zaoszczędzić dwadzieścia milionów dolarów rocznie na samych kosztach siły roboczej, gdybyśmy mogli zatrudnić pracowników z Korei Północnej, zachowując ich obecny poziom wynagrodzenia. Mogę sobie tylko wyobrazić, jakie byłyby twoje oszczędności. Załóżmy, że zamiast rozbudowywać fabrykę w Ulsan, zbudujesz nowy zakład w północnej prowincji Yanggang. Pomyśl, jak to by poprawiło twoją konkurencyjność na światowych rynkach, nie wspominając o dostępie do konsumentów na Północy.
– To nie takie proste. Muszę się liczyć ze związkami zawodowymi i ograniczeniami budżetowymi. Nie mogę po prostu wyrzucić ludzi na bruk i zatrudnić pracowników z Północy za połowę ceny. Poza tym byłyby inne problemy, które musielibyśmy rozwiązać, gdybyśmy sprowadzili pracowników z Północy. Żaden socjalistyczny kraj nigdy nie produkował towarów najwyższej jakości.
– Krótkie przeszkolenie i kapitalistyczne wynagrodzenie szybko załatwiłoby sprawę – odparł Kang.
– Być może. Ale weź pod uwagę, że na Północy nie ma zbytu na samochody. Ten kraj to ekonomiczne dno. Przeciętny człowiek martwi się o to, co włożyć do garnka. Nie ma takich dochodów, żeby zasilić moją branżę.
– Tak jest obecnie, ale spójrz w przyszłość. Zjednoczenie naszych państw jest nieuniknione. Ci, którzy są na to przygotowani już dziś, jutro będą zbierali plony. Miałeś wizję rozpoczęcia produkcji swoich samochodów w Indiach i Stanach Zjednoczonych i teraz jesteś jednym z głównych graczy w przemyśle motoryzacyjnym. Wyobraź sobie zjednoczoną Koreę i pomóż naszej ojczyźnie awansować do światowej czołówki.
Szef koncernu samochodowego w zamyśleniu wypuścił pod sufit obłok niebieskiego dymu z cygara.
– W twoim rozumowaniu coś jest. Moi stratedzy przyjrzą się temu. Może uda się znaleźć jakiś kompromis. Ale nie bardzo mam ochotę na rozwiązywanie kwestii politycznych i załatwianie zezwoleń na Północy i Południu, żeby już teraz zaznaczyć swoją obecność na Północy – odrzekł asekurancko.
Kang odstawił swój koktajl i się uśmiechnął.
– Mam wpływy i przyjaciół w obu rządach. Mogę pomóc, kiedy nadejdzie odpowiedni moment – powiedział skromnie.
– To bardzo wspaniałomyślne z twojej strony. Jak mógłbym się zrewanżować, przyjacielu? – zapytał z wymuszonym uśmiechem jego rozmówca.
– Sprawa uchwały Zgromadzenia Narodowego o wycofaniu wojsk amerykańskich z naszego terytorium nabiera rozpędu – odparł Kang. – Twoje poparcie dla tej rezolucji byłoby bardzo pożądane.
– Incydenty z udziałem amerykańskiego personelu wojskowego bulwersują opinię publiczną, ale nie wiem, czy obawy o nasze bezpieczeństwo po ewentualnym wycofaniu sił amerykańskich nie są uzasadnione.
– Oczywiście, że nie są – skłamał Kang. – To obecność Amerykanów wzmaga wrogość Korei Północnej. Usunięcie ich wojsk umożliwi stabilizację stosunków między naszymi krajami i pozwoli na zjednoczenie.
– Naprawdę uważasz, że należy to zrobić?
– Dzięki temu możemy być bardzo bogaci, Song-woo – odrzekł Kang.
– Już jesteśmy – zaśmiał się szef koncernu samochodowego i zgasił cygaro w porcelanowej popielniczce.
Kang uścisnął na pożegnanie dłoń Song-woo i zjechał szybką windą sto pięter niżej do rozległego holu centrum biznesowego. Towarzyszący mu ochroniarz w czerni wezwał przez radio samochód i chwilę później przy krawężniku zatrzymał się czerwony bentley arnage RL. Kang usadowił się na tylnym siedzeniu i pogratulował sobie w duchu.