Sprawy układały się lepiej, niż się spodziewał. Zainscenizowane morderstwo młodej dziewczyny przez amerykańskiego lotnika wywołało oburzenie w całym kraju. Matki demonstrowały przed amerykańskimi bazami wojskowymi, studenci urządzili tłumny i hałaśliwy marsz na ambasadę Stanów Zjednoczonych. Personel administracyjny Kanga zorganizował akcję pisania listów do wielu lokalnych polityków z żądaniem wyrzucenia obcych sił zbrojnych. A naciski Kanga na kilku czołowych członków Zgromadzenia Narodowego zapoczątkowały kampanię polityczną, której prezydent nie mógł zignorować. Teraz Kang urabiał środowisko biznesmenów, które miało duży wpływ zarówno na media, jak i na Zgromadzenie Narodowe.
Przywódcy Korei Północnej odgrywali swoją rolę w spisku, nagłaśniając sprawę zjednoczenia. W geście dobrej woli zapowiadającym poprawę stosunków znieśli tymczasowo większość ograniczeń w przyjazdach na Północ. Z wielką pompą oznajmili, że wycofują z rejonu strefy zdemilitaryzowanej dywizję pancerną, nie dodali tylko, że przemieścili ją zaledwie kawałek dalej. Wbrew faktom demonstrowali pokojowe i przyjazne nastawienie w sposób, który wprawiłby w podziw szefa reklamy z Madison Avenue.
Bentley wjechał do centrum Seulu i skręcił w bramę niepozornego niskiego budynku ze szkła z małym szyldem KANG ENTERPRISES – DZIAŁ PÓŁPRZEWODNIKÓW. Luksusowe auto minęło zatłoczony parking i dojechało wąską alejką do rzeki Han-gang na tyłach budynku. Kierowca zaparkował przy prywatnej przystani, gdzie był przycumowany włoski jacht motorowy Kanga. Służący powitał swojego szefa i jego ochroniarza na pokładzie i uruchomiono silniki. Zanim właściciel wszedł do głównej kabiny, jacht odbił od brzegu i rozpoczął rejs powrotny do posiadłości Kanga.
Asystent Kanga, Kwan, skłonił się, gdy potentat wszedł do małej kabiny, która była jego biurem na pokładzie. Na koniec każdego dnia roboczego Kwan przygotowywał sprawozdania dla szefa. Robił to na pokładzie jachtu lub w posiadłości. Na stole leżał stos dwustronicowych sprawozdań, które zawierały więcej informacji niż raporty wywiadowcze dla wielu zachodnich przywódców. Kang szybko przejrzał dostarczone materiały. Było w nich wszystko – od przewidywanych kwartalnych wpływów jego firmy telekomunikacyjnej, poprzez szczegółowe meldunki o manewrach armii południowokoreańskiej, do danych personalnych polityków, którzy zdradzali żony. Informacje o działaniach wywrotowych lub pochodzące z chronionych źródeł były drukowane na specjalnym pomarańczowym papierze, który rozpuszczał się po zanurzeniu w wodzie.
Po omówieniu kilku spraw biznesowych Kang przetarł oczy.
– Jakie wieści od Tongju? – zapytał.
Kwan zbladł.
– Mamy problem ze sprzętem pływającym do operacji wydobywczej – odrzekł ostrożnie. – Japoński pojazd głębinowy, który wypożyczyliśmy, został uszkodzony podczas załadunku na „Baekje". To była wina niedbałych dokerów.
Kwan patrzył, jak na skroni Kanga nabrzmiewa żyła i zaczyna gwałtownie pulsować. Ale potentat szybko opanował gniew.
– To partactwo musi się skończyć – wycedził. – Najpierw tracimy dwóch agentów w Ameryce podczas łatwego zamachu, a teraz to. Jak długo może potrwać naprawa uszkodzeń?
– Co najmniej trzy miesiące. Shinkai odpada – odpowiedział Kwan cicho.
– Mamy terminy, których musimy dotrzymać – przypomniał z irytacją Kang. – To kwestia dni, nie miesięcy.
– Rozpocząłem już poszukiwania innego pojazdu głębinowego. Japończycy mają drugi, ale akurat jest w remoncie, a wszystkie rosyjskie operują w tej chwili na wodach zachodnich. Najwcześniej moglibyśmy mieć ukraiński, który jest teraz na Oceanie Indyjskim. Ale byłby na miejscu dopiero za trzy tygodnie.
– To za późno – mruknął Kang. – Sprawa rezolucji Zgromadzenia Narodowego nabiera takiego tempa, że głosowanie odbędzie się w ciągu kilku tygodni. Musimy zadziałać wcześniej. Nie muszę ci przypominać, że mamy uderzyć podczas szczytu G-8 – dodał z gniewnym błyskiem w oczach.
Zapadła krępująca cisza. W końcu Kwan odważył się odezwać.
– Jest jeszcze jedna możliwość. Na japońskich wodach operuje amerykański statek badawczy z pojazdem głębinowym na pokładzie. Udało mi się go dziś zlokalizować w Osace, gdzie brał paliwo. To jednostka pływająca NUMA przystosowana do operacji wydobywczych na dużych głębokościach.
– Znowu NUMA? – zapytał Kang, rozmyślając o udanych przygotowaniach do realizacji projektu i potencjalnym ryzyku opóźnienia. W końcu skinął głową. – Musimy jak najszybciej rozpocząć operację wydobywczą. Zdobądź amerykański pojazd głębinowy, ale po cichu i bez żadnego incydentu.
– Tongju to załatwi – zapewnił Kwan. – Będzie postępował według pańskich instrukcji. Nie zawiedzie nas.
– Dopilnuj tego – polecił Kang, świdrując Kwana groźnym spojrzeniem ciemnych oczu.
22
Dwumetrowe spienione fale napierały na „Sea Rovera", pokład kołysał się wraz z ruchem niespokojnego morza. Prąd wysokiego ciśnienia oddalał się od Morza Wschodniochińskiego i kapitan Morgan zauważył z zadowoleniem, że silny południowy wiatr osłabł, odkąd poprzedniej nocy wpłynęli na wody na południowy wschód od Japonii. Morgan patrzył z mostka, jak wokół statku badawczego powoli wstaje szary świt. Na wznoszącym się i opadającym dziobie dostrzegł samotną postać. Stała przy relingu i wpatrywała się w horyzont. Nad postawionym kołnierzem granatowego sztormiaka powiewała na wietrze grzywa czarnych włosów.
Dirk oddychał głęboko morskim powietrzem i czuł na języku słoną wilgoć. Ocean zawsze dodawał mu energii. Bezmiar wody uspokajał go i pozwalał jasno myśleć. Dirk nie nadawał się do pracy za biurkiem. Był uzależniony od otwartej przestrzeni, rozkwitał dzięki temu, co oferowała mu Matka Natura.
Przyjrzał się parze mew, które krążyły leniwie nad statkiem w poszukiwaniu śniadania, potem poszedł w kierunku rufy i wspiął się na mostek. Kiedy wszedł do sterowni, Morgan podał mu kubek parującej kawy.
– Wcześnie wstałeś – zagrzmiał kapitan, uśmiechając się szeroko.
– Nie chciałem stracić ani chwili dobrej zabawy – odparł Dirk i wypił duży łyk kawy. – Obliczyłem, że będziemy blisko obszaru poszukiwań tuż po świcie.
– Jesteśmy już niedaleko – potwierdził Morgan. – Około czterdziestu minut drogi od podanej przez „Swordfisha" pozycji zatopienia japońskiego okrętu podwodnego.
– Jaka tu jest głębokość?
Młody sternik w niebieskim kombinezonie popatrzył na głębokościomierz.
– Dwieście osiemdziesiąt metrów – oznajmił.
– W sam raz dla AUV-a – stwierdził Dirk.
Morgan wyszczerzył zęby.
– Powiem Summer, żeby przygotowała Audry.
Audry był wariantem AUV-a – samodzielnego pojazdu podwodnego. Naukowcy NUMA, którzy go zbudowali, nadali mu nazwę „samodzielny pojazd podwodny do pozyskiwania danych", w skrócie Audry. Pojazd był cudem techniki. Miał kształt torpedy i własny napęd akumulatorowy, co eliminowało konieczność holowania go na długim i niewygodnym kablu. Audry wyposażono w sonar burtowy, magnetometr i sondę do badania podpowierzchniowego profilu dna morskiego. Połączone sensory umożliwiały sporządzanie sejsmicznej mapy podwodnej oraz wykrywanie obiektów i anomalii. Pojazd mógł sunąć nad dnem morskim na głębokości tysiąca pięciuset metrów.
Kiedy „Sea Rover" zbliżył się do obszaru poszukiwań, Dirk pomógł Summer wprowadzić współrzędne do komputera nawigacyjnego Audry.
– Użyjemy tylko sonaru, żebyśmy mogli prowadzić poszukiwania w szerszym zakresie – powiedział Dirk. – Jeśli 1-411 leży na dnie, powinniśmy go zobaczyć.
– Jaki kwadrat poszukiwań? – zapytała Summer, gdy wpisała polecenia do laptopa.
– Mamy tylko przybliżony namiar ze „Swordfisha", więc pewnie będziemy musieli sprawdzić spory teren. Ustawmy na początek kwadrat o boku pięciu mil.
– To jest w zasięgu systemu przekazu danych. Sprawdzę szybko system, potem powinniśmy być gotowi do wodowania.
Kiedy oprogramowanie Audry zostało na nowo skonfigurowane, „Sea Rover" wyrzucił za burtę dwa urządzenia nadawczo-odbiorcze. Umieścił je na obu krańcach kwadratu poszukiwań. Miały wbudowane odbiorniki GPS i służyły do przekazywania informacji nawigacyjnych do Audry, co umożliwiało pojazdowi pływanie według wzorca tam i z powrotem nad dnem morza. Audry wysyłała do nich w regularnych odstępach czasu wyniki poszukiwań sonarowych.