Выбрать главу

Tymczasem Summer wyprostowała poziomo manipulator i przyjrzała się pozycji śmigła. Musiałaby je unieść i odepchnąć, żeby mogli się wydostać, ale miała mało miejsca na wsunięcie dźwigni. Oparła ją o jedną płozę, przesunęła chwytak i zdołała wepchnąć dwadzieścia centymetrów metalowego pręta pod leżące śmigło.

– Gotowe – oznajmiła i wytarła spoconą dłoń o nogawkę kombinezonu.

Dirk też się pocił. Kiedy wyłączyli klimatyzację, żeby oszczędzać akumulatory, w ciasnym kokpicie natychmiast zrobiło się gorąco.

– Wydostań nas stąd – powiedział Dirk i położył rękę na sterowniku napędu.

Summer zaczęła podnosić ramię manipulatora. Śmigło uniosło się o centymetr, potem o dwa, później o kilka następnych. Dirk poczuł, jak rufa odciążonego pojazdu głębinowego odrywa się od pokładu. Kiedy Summer uniosła łopatę śmigła nad płozy, dał całą wstecz.

Nie było nagłego przyspieszenia, raczej lekkie szarpnięcie. „Starfish" cofnął się w górę i uwolnił spod śmigła, które zsunęło się po dźwigni rozrusznika kompresora i opadło z metalicznym dźwiękiem na pokład tuż przed płozami pojazdu.

– Dobra robota, siostrzyczko – pochwalił Dirk. – Czas zaczerpnąć świeżego powietrza.

Przestawił pędniki, uniósł „Starfisha" i wypłynął z wnętrza 1-411.

– Też tak uważam – odrzekła z ulgą Summer.

Ledwo wydostali się z okrętu, w słuchawkach zadudnił głos Ryana.

– „Starfish", tu „Sea Rover". Słyszycie mnie? Odbiór.

Monotonny ton wskazywał, że pierwszy oficer powtarza te słowa od kilku godzin.

– Tu „Starfish" – odpowiedziała Summer. – Słyszymy cię głośno i wyraźnie. Zaczynamy wznoszenie. Przygotujcie się do zabrania nas na pokład.

– Przyjąłem, „Starfish" – odrzekł Ryan z nagłym podnieceniem. – Martwiliśmy się o was. Potrzebujecie pomocy?

– Nie. Po prostu ugrzęźliśmy na dole. Ale już wszystko w porządku. Niedługo będziemy na górze.

– Przyjąłem. Czekamy na was.

Wznoszenie trwało trochę krócej niż opadanie, po dziesięciu minutach dostrzegli blask reflektorów w basenie wodującym „Sea Rovera". Dirk resztką mocy skierował „Starfisha" do kręgu świateł. Oboje odetchnęli z ulgą, kiedy wpłynęli do otworu w dnie statku i wynurzyli się w basenie. Morgan, Ryan i pół tuzina członków załogi stali wokół i patrzyli, jak dźwig wyławia „Starfisha" i przenosi na pokład. Dirk wyłączył zasilanie, Summer otworzyła właz i wyszli na świeże powietrze.

– Baliśmy się, że zabłądziliście na dole – powitał ich z uśmiechem Morgan. Zrobił zdziwioną minę na widok dźwigni rozrusznika kompresora, która nadal tkwiła w chwytaku lewego manipulatora.

– To nasza laska – wyjaśniła Summer. – Poszliśmy tam, gdzie nie powinniśmy chodzić, i mieliśmy mały problem z powrotem.

– A co znaleźliście? – zapytał Morgan.

Dirk się uśmiechnął.

– Dwa kartony jajek czekające na dostawę.

Załoga „Sea Rovera" zabrała się energicznie do naprawy manipulatora i wymiany akumulatorów „Starfisha". Dirk, Summer i Morgan zajęli się strategią wydobycia bomb. Obejrzeli materiał wideo nagrany na okręcie podwodnym i ustalili dokładną lokalizację skrzyń. Zauważyli, że ściany hangaru są zrobione z trzymetrowych elementów.

– Spróbujemy przeciąć oryginalne spawy i wyjąć jeden element przy pływakach – powiedział Dirk, stukając ołówkiem w nieruchomy obraz na monitorze. – „Starfish" ma niecałe dwa i pół metra szerokości. Powinno starczyć miejsca na wyciągnięcie bomb manipulatorami.

– Prądy wokół wraku mają prędkość tylko jednego do dwóch węzłów, więc nie będą nam przeszkadzały w pracy – dodała Summer. – Ale trzeba będzie się zanurzyć kilka razy.

– Ryan może was zmieniać – podsunął Morgan. – Odpocznijcie kilka godzin, a my przez ten czas przygotujemy „Starfisha" i sprzęt.

Summer ziewnęła.

– Nie musisz mi tego powtarzać.

Ale spała krótko, bo już po trzech godzinach „Starfish" miał nowe akumulatory. Dirk obudził siostrę i znów opuścili się na okręt podwodny. Pojazd głębinowy zawisł na wprost dziury po torpedzie w ścianie hangaru, potem ruszył powoli bokiem w kierunku kiosku. W dwumetrowych odstępach odmierzanych szerokością między dwoma na wpół wyprostowanymi manipulatorami Dirk oznaczał lewym chwytakiem odległość na pokrytej naroślą powierzchni. Po dziesięciu odcinkach, dwadzieścia metrów od dziury, wydrapał znak X z boku hangaru.

– Tu będziemy cięli – powiedział do Summer. – Poszukajmy spawów.

Pojazd głębinowy ruszył dalej. Przesuwał jednym z chwytaków po ścianie hangaru, zostawiając na niej długą rysę. Cofnęli się, przyjrzeli uważnie skorodowanej powierzchni i szybko znaleźli pionowy spaw. Tak jak się spodziewali, trzy metry dalej był następny. Summer oskrobała je chwytakiem. Kiedy skończyła, na ścianie hangaru widniał prostokąt wielkości drzwi garażu.

– To tyle, jeśli chodzi o łatwiejszą część zadania – rzekł Dirk. – Gotowa do cięcia?

– Włóż to i zaczynamy. – Summer wręczyła mu okulary ochronne i włożyła drugą parę.

Uruchomiła oba manipulatory, sięgnęła prawym do kosza zamontowanego z przodu na płozach i wyjęła uchwyt elektrody połączony ze źródłem prądu stałego wewnątrz pojazdu. Lewym chwytakiem umocowała elektrodę i włączyła zasilanie. W przeciwieństwie do typowego palnika podwodnego, który potrzebuje dopływu tlenu, żeby powstał płomień, elektrodzie wystarczyła energia elektryczna tworząca łuk tnący. Taka konstrukcja była bardziej praktyczna głęboko pod wodą. Prąd dopłynął do końca elektrody i błysnął żółty łuk o temperaturze kilku tysięcy stopni.

– Zaczniemy w prawym górnym rogu i pójdziemy w dół – zdecydowała Summer.

Dirk uniósł pojazd i zatrzymał. Summer wyprostowała prawy manipulator i łuk elektryczny dotknął ściany hangaru. Zaczęła ciąć sześćdziesięcioletnią stal. „Starfish" kołysał się w lekkim prądzie morskim, co spowalniało pracę. Ale na zardzewiałej powierzchni powstawała pionowa linia, gdy Dirk opuszczał pojazd w dół. Po piętnastu minutach elektroda się wypaliła. Summer wyłączyła zasilanie i umocowała w uchwycie nową. Kiedy wycięła prawie cały prostokąt, chwyciła lewym manipulatorem stalową płytę. Przecięła ostatni kawałek i szarpnęła. Fragment ściany hangaru upadł na główny pokład w wirującej chmurze osadu.

Dirk cofnął „Starfisha" i zaczekał, aż woda znów zrobi się przejrzysta. Po chwili zobaczył, że wybrali idealne miejsce. Skrzynie z pływakami stały dokładnie na wprost pojazdu. Przysunął „Starfisha" najbliżej, jak mógł, i posadził pojazd na pokładzie przy wielkiej stalowej pętli. Przez okrągłe ucho biegło kilka lin, które trzymały pływak hydroplanu, kiedy okręt był w ruchu.

– Trzeba przeciąć te liny, a potem usunąć pływak – powiedział.

Summer znów włączyła spawarkę i szybko przecięła pierwszy z trzech stalowych splotów. Wysoka temperatura łatwo stopiła skorodowaną linę. Po przecięciu drugiej pływak lekko się przesunął. Kiedy odpadła trzecia lina, oderwał się od skrzyni i uniósł pod sufit hangaru.

– Ciągle jest w nim powietrze – stwierdziła zdumiona Summer.

– Gratulacje dla konstruktorów – odrzekł Dirk. – To nam ułatwi robotę.

Ustawił „Starfisha" wzdłuż skrzyń. Summer uruchomiła oba manipulatory i delikatnie opuściła w dół. Zacisnęła chwytaki na obu końcach wieka pierwszej skrzyni i uniosła mechaniczne ramiona. Gdy spróbowała odłożyć, wieko pękło.

– To tyle, jeśli chodzi o transport skrzyń – mruknął Dirk.

Ale w środku czekała na nich nagroda. W skrzyni leżało sześć srebrzystych porcelanowych bomb lotniczych. Wszystkie były nietknięte.

– Mimo wszystko to nasz szczęśliwy dzień – powiedziała Summer. – Wciąż tu są, całe i zdrowe.

Dirk ostrożnie przysunął „Starfisha" bliżej i Summer przygotowała się do niełatwego zadania wyciągnięcia kruchych bomb z rozpadającej się skrzyni.

– Delikatnie, siostrzyczko. Pamiętaj, że to porcelana – ostrzegł.

Nie musiał jej o tym przypominać. Bardzo ostrożnie oddzieliła pierwszą bombę od pozostałych, wsunęła pod nią chwytaki, uniosła i włożyła do siatki, którą wcześniej umocowano z przodu pojazdu. Wyjęła ze skrzyni drugą bombę, umieściła obok pierwszej i zablokowała stateczniki obu chwytakami manipulatorów.