Выбрать главу

– Bombardier do pilota. Gotowa do startu – zameldowała. W obawie, że mogą uszkodzić niebezpieczny ładunek, postanowili zabierać tylko po dwie bomby.

„Starfish" uniósł się wolno ku powierzchni. Bomby ostrożnie wyjęto i umieszczono w prowizorycznym kontenerze, który zbudował stolarz okrętowy.

– Dwie już mamy, zostało dziesięć – powiedział Dirk do Morgana i Ryana. – Obie skrzynie są w zasięgu manipulatorów, więc powinno nam się udać wydobyć wszystkie bomby.

– Jeśli będziemy pracowali w tym tempie przez całą noc – odrzekł Morgan – do rana powinniśmy skończyć.

– Po tylu zanurzeniach i wynurzeniach będę się czuł jak jo-jo – zażartował Dirk.

Niecałą milę dalej Tongju patrzył na statek NUMA przez lornetkę. Obserwował „Sea Rovera" od blisko czterdziestu minut. Zapamiętywał rozmieszczenie drabinek, pomostów i włazów – wszystkie szczegóły, które mógł zobaczyć z tej odległości. W końcu wszedł na mostek „Baekje", a stamtąd do małej kabiny obok sterowni, gdzie siedział krótko ostrzyżony mężczyzna o twarzy zawodowego boksera i uważnie studiował plany statku. Na widok Tongju lekko zesztywniał.

– Oddział szturmowy zapoznał się z planami statku NUMA, które dostarczyło biuro firmy Kang Shipping. Opracowaliśmy strategię ataku i jesteśmy gotowi do akcji – zameldował Ki-Ri Kim służbowym tonem byłego komandosa Koreańskiej Armii Ludowej.

– Z fragmentów łączności podwodnej, które udało nam się przechwycić, wynika, że zlokalizowali amunicję i są w trakcie jej wydobywania – odrzekł Tongju. – Zawiadomiłem kapitana, że operację przeprowadzimy dziś w nocy.

Komandos uśmiechnął się szeroko.

– Doskonale.

– Będę dowodził drużyną A – ciągnął Tongju. – Wejdziemy z prawej burty i opanujemy część dziobową. Ty i drużyna B weźmiecie lewą burtę i część rufową. O pierwszej zbierz ludzi na ostatnią odprawę. Zaczynamy o drugiej.

– Czy napotkamy jakiś opór?

– Żadnego – odparł z przekonaniem Tongju.

Tuż po północy „Starfish" wynurzył się w basenie wodującym. Jaskrawopomarańczowa rama pojazdu lśniła w blasku podwodnych reflektorów. Dirk i Summer stali na pokładzie i patrzyli, jak dźwig unosi „Starfisha" i ostrożnie stawia na platformie. Dwaj technicy dotoczyli do płóz pojazdu mały wyciąg i zaczęli delikatnie wyjmować z siatki porcelanowe bomby.

Dirk podszedł do włazu „Starfisha" i pomógł Ryanowi i inżynierowi nazwiskiem Mike Farley wydostać się z ciasnego kokpitu.

– Dobra robota, Tim – pochwalił. – Mamy już osiem sztuk. Widzę, że dostaliście się do drugiej skrzyni bez problemów.

– Bułka z masłem. Przecięliśmy liny drugiego pływaka i uniósł się pod sufit jak pierwszy. Ale to zasługa Mike'a. Operował manipulatorami jak chirurg.

Sympatyczny, zawsze pogodny Farley uśmiechnął się skromnie.

– Skrzynia rozpadła się, jakby była z papieru. Ale bomby leżały nietknięte. Wzięliśmy dwie, pozostałe cztery są łatwo dostępne. Tylko uważajcie na prąd. Od ostatniego zanurzenia przybrał na sile.

– Dzięki, Mike.

Dirk pomógł obsłudze technicznej wymienić akumulatory w „Starfishu", a potem zrobił kontrolę przedzanurzeniową, by mieć pewność, że wszystkie systemy pokładowe działają prawidłowo. Tuż po pierwszej w nocy on i Summer wcisnęli się do pojazdu i dźwig opuścił ich do basenu wodującego. W czasie powolnego opadania niewiele rozmawiali. Powtarzające się zanurzenia zaczynały ich męczyć. Ale Dirkowi dodawał energii fakt, że wydobywają nietknięte bomby i wkrótce będzie wiadomo, jaka to broń biologiczna.

Summer ziewnęła szeroko.

– Chciałabym chrapać na koi jak reszta załogi – mruknęła. – Zdążymy zrobić dwa ostatnie kursy, zanim ktoś się obudzi.

– Spójrz na to optymistycznie – uśmiechnął się Dirk. – Będziemy pierwsi w kolejce po śniadanie.

26

Wyłonili się z ciemności jak zjawy sunące po wodzie. Mężczyźni w czerni płynęli czarnymi pontonami przez czarne morze. Tongju dowodził atakiem pierwszej łodzi. Towarzyszyło mu pięciu twardych komandosów uzbrojonych po zęby. Kim płynął w drugim pontonie z taką samą drużyną. Zmierzali w kierunku „Sea Rovera" w gumowych zodiacach z napędem elektrycznym, jakiego używają wędkarze, by nie płoszyć ryb. Silniki miały podwyższoną moc i przy prędkości trzydziestu węzłów były ledwo słyszalne. W nocnej ciszy rozlegał się tylko plusk fal uderzających w kadłuby.

Na mostku „Sea Rovera" sternik wachtowy zerkał na ekran obracającego się radaru. Obserwował duży statek z prawej burty. Potężny kablowiec stał w odległości mili od „Sea Rovera". Nie zmienił pozycji, odkąd tu przypłynęli. Na zielonym tle ekranu pojawiły się dwie białe smugi. Były gdzieś między „Sea Roverem" a kablowcem. Za słaby sygnał jak na statek, pomyślał sternik. Pewnie radar rejestruje spienione fale.

Dwie łodzie pneumatyczne zwolniły sto metrów od statku NUMA i pokonały resztę dystansu w spacerowym tempie. Tongju podpłynął do sterburty i zaczekał, aż ponton Kima okrąży rufę i znajdzie się przy lewej burcie. W górę poszybowały jednocześnie dwa haki abordażowe w gumowych osłonach i zaczepiły o relingi z obu stron statku. Wzdłuż burt opadły drabinki sznurowe przymocowane do haków. Komandosi szybko wspięli się na górę.

Przy lewej burcie stał biolog morski. Nie mógł zasnąć i obserwował nocne niebo. Nagle usłyszał, że coś uderzyło w statek. Tuż obok niego zaczepił o reling jakiś hak na linie. Zaintrygowany naukowiec wychylił się za burtę, żeby zobaczyć, dokąd prowadzi lina. W tym samym momencie wyrosła przed nim czyjaś głowa. Mężczyźni zderzyli się czołami. Biolog zatoczył się do tyłu. Chciał krzyknąć, ale komandos błyskawicznie wskoczył na pokład i zamachnął się karabinem szturmowym. Kolba trafiła naukowca w szczękę i mężczyzna runął nieprzytomny na pokład.

Dwie drużyny komandosów ruszyły oddzielnie w kierunku dziobu, żeby opanować mostek i kabinę radiową, zanim ktoś zdąży wezwać pomoc. O drugiej w nocy na uśpionym statku panowała grobowa cisza.

Na mostku sternik i drugi oficer popijali kawę i rozmawiali o rozgrywkach akademickiej ligi futbolowej. Tongju i jego dwaj ludzie wpadli do środka prawymi drzwiami i wycelowali broń w twarze marynarzy.

– Na ziemię! – krzyknął po angielsku Tongju. Drugi oficer szybko opadł na kolana, ale sternik spanikował. Rzucił się do ucieczki na lewe skrzydło mostka. Zanim Tongju i jego ludzie zdążyli mu przeszkodzić, w drzwiach pojawił się jeden z komandosów Kima. Walnął sternika kolbą w pierś, potem kopnął w krocze. Marynarz upadł na pokład i zwinął się, jęcząc z bólu.

Tongju obrzucił wzrokiem mostek. Sąsiednia kabina radiowa była pusta. Skinął głową do jednego z komandosów, żeby pilnował sprzętu, i podszedł do drzwi kajuty kapitańskiej za sterownią. Pokazał innemu komandosowi, żeby wtargnął do środka.

Morgan spał, gdy komandos wpadł do kajuty, zapalił światło i wycelował w niego AK-74. Kapitan natychmiast się obudził, zerwał z koi i ruszył na intruza.

– Co jest? – warknął.

Zaskoczony komandos się zawahał. Morgan podbił lufę karabinu do góry i wypchnął napastnika za próg. Komandos poleciał do tyłu, upadł na plecy i uderzył w przegrodę czołową sterowni.

Nim zdążył wstać, Tongju uniósł pistolet półautomatyczny Glock 22 i strzelił do Morgana. Pocisk trafił kapitana w lewe udo i przeszedł na wylot. Na ścianę za Morganem trysnęła krew. Morgan zaklął, chwycił się za nogę i osunął na kolana.

– To statek rządu Stanów Zjednoczonych – wycedził.

– Teraz jest mój – odparł chłodno Tongju- i jeśli będziesz się stawiał, następną kulę wpakuję ci w łeb. – Podszedł do klęczącego kapitana i kopnął go w twarz.

Morgan rozciągnął się na pokładzie, dźwignął się powoli na kolana i spojrzał z nienawiścią na swojego prześladowcę.

Nie był w stanie ostrzec towarzyszy, mógł tylko bezradnie patrzeć, jak grupa intruzów zajmuje jego statek. Wyrwana ze snu załoga nie stawiała oporu na widok luf. Tylko w maszynowni odważny mechanik zdzielił jednego z napastników kluczem hydraulicznym w głowę. Inny komandos natychmiast otworzył ogień do marynarza; na szczęście razy nie były śmiertelne.