Na pokładzie „Sea Rovera" padło jeszcze kilka strzałów, ale po niecałych dwudziestu minutach oddział szturmowy opanował statek badawczy.
Tim Ryan i Mike Farley byli w kabinie kontrolnej operacji podwodnych i monitorowali zanurzenie „Starfisha", gdy do środka wtargnęli dwaj komandosi. Ryan zdążył wymamrotać przez radio:
– Co za cholera?
Potem on i Farley zostali wyrzuceni pod lufami ze stanowiska kontrolnego.
Napastnicy zaprowadzili załogę na pokład rufowy. Za basenem wodującym była cofnięta ładownia, gdzie trzymano pojazd głębinowy i sprzęt. Kim polecił unieść stalową pokrywę włazu, po czym kazał przerażonym więźniom zejść po drabince do przepastnego ciemnego pomieszczenia.
Do Kima podszedł Tongju. Za jego plecami jeden z komandosów szturchał lufą kulejącego Morgana.
– Melduj – powiedział Tongju.
– Zadanie wykonane – zameldował z dumą Kim. – Jedna ofiara w maszynowni, Ta-kong. Ale statek opanowany. Wszyscy więźniowie są w ładowni rufowej. Jin-chul znalazł w laboratorium osiem bomb. – Wskazał żylastego komandosa, który stał z drugiej strony pokładu. – Pojazd głębinowy właśnie wydobywa następne bomby.
Tongju odsłonił w uśmiechu pożółkłe zęby.
– Bardzo dobrze. Zawiadom „Baekje". Niech podpłynie do nas i zabierze bomby.
– Niedaleko zajdziecie – wtrącił Morgan, plując krwią.
– Jesteśmy dalej, niż ci się wydaje – odparł Tongju.
Trzysta metrów pod „Sea Roverem" Summer układała w prowizorycznym pojemniku dziesiątą bombę. Kiedy skończyła, zabezpieczyła obie manipulatorami.
– Mamy dziesięć, zostały dwie – zwróciła się do Dirka. – Możesz nas zabrać do domu.
– Tak jest, milady – odrzekł, uruchomił napęd „Starfisha" i wycofał się z ciasnego hangaru.
Kiedy wydostali się z 1-411, Summer połączyła się z kabiną kontrolną statku.
– „Sea Rover", tu „Starfish". Mamy następną partię towaru i przygotowujemy się do powrotu, odbiór.
Odpowiedziała jej cisza. Wywołała statek jeszcze kilka razy, ale nikt się nie odezwał. Rozpoczęli wznoszenie.
– Ryan musiał zasnąć – powiedział Dirk.
Summer stłumiła ziewnięcie.
– Trudno go za to winić. Jest wpół do trzeciej nad ranem.
– Mam tylko nadzieję, że facet na dźwigu nie śpi – mruknął Dirk.
Kiedy zbliżyli się do powierzchni, zobaczyli znajomy blask reflektorów.
Skierowali „Starfisha" do kręgu świateł i wynurzyli się w basenie wodującym. Zaczęli wyłączać elektronikę, więc nie zwracali uwagi na ciemne postacie na pokładzie, gdy opuszczano hak dźwigu i przyczepiano do pojazdu. Dopiero gdy zostali gwałtownie szarpnięci do góry i przeniesieni na pokład z takim rozmachem, że prawie uderzyli w lewą burtę, zdali sobie sprawę, że coś jest nie tak.
– Kto obsługuje ten dźwig, do cholery? – warknęła Summer. – Nie wiedzą, że mamy tu dwie bomby?
Dirk wyjrzał przez kopułę kokpitu.
– Czeka na nas dziwny komitet powitalny.
Na wprost nich Azjata w czarnym stroju paramilitarnym celował z pistoletu w brzuch kapitana Morgana. Dirk popatrzył na jego długie obwisłe wąsy i krzywe żółte zęby odsłonięte w złowrogim uśmiechu. Potem spojrzał w jego czarne oczy. Dostrzegł w nich okrucieństwo i całkowitą obojętność. To były oczy zabójcy.
Summer wstrzymała oddech na widok Morgana. Miał zabandażowane lewe udo, strużki zakrzepłej krwi na łydce, opuchnięty policzek i podbite oko, a z jego rozciętej wargi krew kapała na koszulę. Ale nie okazywał strachu.
Przed kopułą „Starfisha" pojawili się dwaj komandosi. Wymachiwali AK-74, pokazując Dirkowi i Summer, żeby wysiedli. Kiedy oboje wydostali się z pojazdu, zaprowadzono ich pod lufami do Morgana i Tongju.
– Pan Pitt – powiedział Tongju. – Miło, że pan do nas dołączył.
– Chyba nie miałem przyjemności pana poznać – mruknął Dirk.
Tongju lekko skłonił głowę.
– Jestem tylko skromnym sługą Japońskiej Czerwonej Armii, moje nazwisko nie ma więc znaczenia – odrzekł uprzejmie i uśmiechnął się.
– Nie wiedziałem, że ktoś z tego klubu pomyleńców pozostaje na wolności.
Tongju nadal się uśmiechał. Nie drgnął mu żaden mięsień twarzy.
– Macie piętnaście minut na wymianę akumulatorów w pojeździe głębinowym i przygotowanie się do wydobycia dwóch ostatnich bomb.
– Obie są uszkodzone i w kawałkach – skłamał Dirk. Starał się gorączkowo ułożyć plan działania.
Tongju uniósł pistolet wycelowany w brzuch Morgana i przystawił lufę do prawej skroni kapitana.
– Macie czternaście minut. Potem zastrzelę jego i was – ostrzegł, nie przestając się uśmiechać.
Dirk popatrzył na szaleńca. Miał ochotę rzucić się na niego. Powstrzymał go delikatny dotyk dłoni Summer na ramieniu.
– Chodź, mamy mało czasu – powiedziała i pchnęła go lekko w stronę wózka z akumulatorami.
Morgan spojrzał na Dirka i skinął głową. Zmagając się z uczuciem bezradności, Dirk zaczął przenosić akumulatory do „Starfisha". Nie spuszczał z oka dowódcy komandosów.
Kiedy przygotowywali pojazd do ostatniego zanurzenia, przyprowadzono pod lufami jeszcze kilku członków załogi i kazano im wejść do ładowni. Summer zauważyła przerażone miny dwóch laborantów, gdy brutalnie popychano ich do włazu.
Dirk i Summer wymienili akumulatory w dwanaście minut. Nie mieli już czasu na kontrolę systemów.
Tongju przeszył wzrokiem dwoje Amerykanów, którzy górowali nad nim wzrostem.
– Wydobędziecie bomby i wrócicie na statek. Macie półtorej godziny. Tylko bez żadnych głupstw, bo poniesiecie poważne konsekwencje.
– Na pańskim miejscu martwiłabym się raczej o to, jakie wy poniesiecie konsekwencje za porwanie rządowego statku – wyrzuciła z siebie Summer.
– Żadnych, bo ten statek zniknie bez śladu – odparł Tongju z uśmiechem.
Nim zdążyła odpowiedzieć, odwrócił się na pięcie i odszedł. Zastąpili go dwaj komandosi, którzy wycelowali w rodzeństwo karabiny szturmowe.
– Chodźmy, siostro – mruknął Dirk. – Nie ma sensu dyskutować z psychopatą.
Dirk i Summer znów usadowili się w kokpicie „Starfisha" i operator dźwigu szarpnął ich brutalnie do góry. Kiedy byli w powietrzu, Dirk zobaczył przez kopułę kabiny, że komandosi wpychają Morgana do ładowni. Azjata na dźwigu uniósł masywną pokrywę włazu i ułożył na miejscu. Cała załoga została uwięziona pod pokładem. „Starfish" opadł gwałtownie do basenu wodującego i odczepiono hak.
– On chce zatopić „Sea Rovera" – powiedział Dirk, kiedy zaczęli powolne zanurzenie.
– Z załogą zamkniętą w ładowni? – Summer z niedowierzaniem pokręciła głową.
– Tak – odrzekł Dirk ponuro. – I nie mamy sposobu na wezwanie pomocy.
– Niestety. Podwodny system łączności do niczego się nie przyda, a na powierzchni nasz sygnał miałby za mały zasięg. Dotarłby najwyżej do kilku chińskich rybaków.
– Albo do kablowca, który pewnie jest statkiem wsparcia tych typów – dodał Dirk.
– Nasz wywiad nie docenił Japońskiej Czerwonej Armii – powiedziała Summer. – Ci faceci nie wyglądają na ekstremistów z dynamitem przypasanym do pleców.
– Nie. Sprawiają wrażenie dobrze wyszkolonych zawodowych żołnierzy. Ktokolwiek stoi za tą operacją, zna się na rzeczy i ma odpowiednie fundusze.
– Ciekawe, co chcą zrobić z bombami?
– Może planują zamach w Japonii? Nie, to mało prawdopodobne. Wydaje mi się, że planują coś na znacznie większą skalę. Ale nie mam pojęcia, co.
– Na razie mamy inny problem. Trzeba uratować naszą załogę.
– Naliczyłem ośmiu komandosów, ale bez wątpienia jest ich więcej. Nie pokonamy ich kilkoma śrubokrętami – odparł Dirk, sprawdzając zawartość skrzynki narzędziowej zamontowanej za jego fotelem.
– Będziemy musieli uwolnić część załogi, żeby nam pomogła.