Выбрать главу

Sargow dostał duży budżet i zorganizował nowoczesne laboratorium badawcze. Wyposażył je w urządzenia, które umożliwiały izolowanie, modyfikowanie lub łączenie materiału genetycznego różnych mikroorganizmów. Choć zajmował się niebezpiecznymi bakteriami i wirusami, czuł się bezsilny. Łatwo dostępny wirus zapalenia wątroby typu B i prątek gruźlicy były groźne, ale nie mogły się równać z zabójczymi wirusami ospy, choroby marburskiej i ebolą, z którymi pracował w radzieckim instytucie w Oboleńsku. Z posiadanych zasobów nie udawało mu się stworzyć nowego środka zagłady. Czuł się jak bokser z jedną ręką przywiązaną do pleców. Potrzebował naprawdę śmiercionośnego zarazka i marzył o jego zdobyciu.

Pomógł mu przypadek. Północnokoreański agent w Tokio włamał się do archiwów rządowych i przechwycił tajne dokumenty japońskie. Jego przełożeni w Phenianie spodziewali się poznać tajemnice obronne Japonii i byli wściekli, kiedy się okazało, że materiały pochodzą z czasów II wojny światowej. Dotyczyły eksperymentów armii cesarskiej z bronią biologiczną i miały być zniszczone w obawie, że postawią rząd w kłopotliwym położeniu. Ale bystry analityk wywiadu natknął się na informacje o ostatnim zadaniu 1-403 i 1-411, więc Sargow był wkrótce na dobrej drodze do własnego źródła Varioli major.

Biolodzy zajmujący się inżynierią genetyczną zniechęcili się do tworzenia nowego organizmu. Ale manipulowanie istniejącymi mikroorganizmami poprzez celowe mutacje trwało od lat siedemdziesiątych. Największą korzyść przyniosło opracowanie w laboratoriach roślin uprawnych odpornych na szkodniki i susze. Bardziej kontrowersyjnym wynalazkiem były super-zwierzęta hodowlane. Ciemną stroną inżynierii genetycznej była możliwość stworzenia nowej odmiany wirusa lub bakterii i nieznane, potencjalnie katastrofalne skutki pojawienia się takiego mikroorganizmu.

Sargow nie zadowolił się reanimacją wirusa ospy. Miał ambitniejsze plany. Z pomocą fińskiego asystenta zdobył próbkę wirusa HIV-1, najbardziej powszechnego źródła nabytego zespołu zaniku odporności. Wniknął do struktury HIV-1 i zsyntetyzował kluczowy element genetyczny przerażającego wirusa. Wprowadził do niego wirusa ospy i spróbował stworzyć mutację. Stymulowane sztucznym elementem zmutowane wirusy zaczęły się masowo replikować. W rezultacie powstał nowy mikroorganizm o właściwościach obu zarazków. Mikrobiolodzy nazywają taki twór chimerą. Superwirus Sargowa łączył zaraźliwość zabójczej ospy ze zdolnością niszczenia odporności, którą miał HIV-1.

Wyhodowanie dużej ilości zmutowanego zarazka było czasochłonne. Kang przynaglał. Sargow robił, co mógł, żeby zwiększyć tempo. Zliofilizował superwirusa jak kiedyś Japończycy. Następnie zmieszał go ze skrystalizowanym wirusem ospy z bomb lotniczych i stworzył toksyczną substancję o zróżnicowanym składzie. Całość została przetworzona i udoskonalona jeszcze raz przez dodanie czynników, które miały przyspieszyć proces reanimacji.

Łatwą do rozpylenia mieszankę zapakowano do lekkich pojemników, które przypominały rolki papierowych ręczników, i przewieziono na wózku magazynowym z laboratorium do działu satelitów na górze. Ładunek przejął zespół inżynierów. Pojemniki wsunięto do pięciu większych cylindrów z nierdzewnej stali i połączono ze zbiornikami wody. Potem cylindry włożono do skrzyń. Przyjechał wózek widłowy i załadował skrzynie do tego samego białego furgonu, który przywiózł amunicję. Samochód wrócił do krytego basenu portowego.

Sargow uśmiechał się szeroko. Wiedział, że zbliża się dzień dużej wypłaty. Jego ludzie wykonali zadanie. Potwierdzili, że stary wirus nadal jest groźny, i zwiększyli jego zabójczą siłę. W ciągu niecałych czterdziestu ośmiu godzin biolodzy Sargowa przekształcili sześćdziesięcioletniego wirusa w nową broń, jakiej świat jeszcze nie widział.

33

– Co to znaczy, że statek jeszcze się nie pojawił? – parsknął Gunn. Szef sekcji międzynarodowych operacji antyterrorystycznych FBI, drobny mężczyzna nazwiskiem Tyler, otworzył akta na swoim biurku.

– Nie mamy żadnych informacji o miejscu pobytu kablowca „Baekje". Japońska policja kontroluje ruch we wszystkich portach kraju i sprawdza każdą jednostkę, która choćby w przybliżeniu przypomina statek opisany przez załogę NUMA. Jak dotąd, bez skutku.

– Monitorujecie porty poza Japonią?

– Interpol wysłał wszędzie zawiadomienia i o ile mi wiadomo, CIA na prośbę wiceprezydenta też prowadzi poszukiwania. Na razie bez rezultatu. Jest milion miejsc, w których ten statek mógł się ukryć lub zostać celowo zatopiony.

– A co z obserwacją satelitarną miejsca, gdzie zatonął „Sea Rover"?

– Niestety to zły moment. Przy obecnym napięciu w Iranie Narodowe Biuro Zwiadowcze skierowało sprzęt o wysokiej rozdzielczości obrazu na Bliski Wschód. Morze Wschodniochińskie jest teraz jednym z wielu rejonów, które tylko cyklicznie pojawiają się w polu widzenia satelitów na orbitach niegeosynchronicznych. Co oznacza, że „Baekje" mógłby pokonać pięćset mil między ich kolejnymi przelotami. Czekam na materiał zdjęciowy z ostatnich kilku dni, ale powiedziano mi, żebym nie robił sobie wielkich nadziei.

Gunn złagodniał. Zdał sobie sprawę, że Tyler robi wszystko, na co pozwalają mu dostępne środki.

– Wiadomo coś o przeszłości tego statku? – spytał.

– Twój człowiek, Hiram Yaeger, dostarczył nam cennych informacji. Na podstawie światowych rejestrów statków w komputerowym banku danych

NUMA zidentyfikował kablowiec jako „Baekje". Około czterdziestu znanych kablowców odpowiada opisowi podanemu przez uratowaną załogę. Skróciliśmy ich listę do dwunastu posiadanych lub dzierżawionych w azjatyckiej części Pacyfiku i uznaliśmy „Baekje" za „zaginiony w akcji". Tyler urwał, przekartkował dokumenty i znalazł faks. – Tu są szczegóły. Kablowiec „Baekje", długość sto trzydzieści sześć metrów, całkowity tonaż dziewięć i pół tysiąca. Zbudowany w roku dziewięćdziesiątym ósmym przez Hyundai Mipo Dockyard Company w Ulsan w Korei Południowej. Kupiony w tym samym roku przez Kang Shipping Enterprises z siedzibą w Inczhon w Korei Południowej i eksploatowany przez to przedsiębiorstwo do 2000 roku. Potem wydzierżawiony japońskiej firmie Nippon Telegraph and Telephone Corporation z Tokio do układania kabli na Morzu Japońskim i sąsiednich wodach.

Tyler odłożył faks i spojrzał Gunnowi w oczy.

– Dzierżawa wygasła pół roku temu i przez cztery miesiące „Baekje" stał nieużywany w Jokohamie. Dwa miesiące temu przedstawiciele NTT przedłużyli umowę na kolejny rok i wprowadzili na statek własną załogę. Z rejestrów portowych wynika, że „Baekje" wyszedł w morze na pięć tygodni, a potem wrócił na krótko do Jokohamy trzy tygodnie temu. Podobno widziano go w Osace, skąd najwyraźniej popłynął za „Sea Roverem" na Morze Wschodniochińskie.

– Został porwany, kiedy korzystała z niego firma NTT?

– Nie. Pod przedstawicieli NTT podszyli się jacyś oszuści, którzy wywarli presję na agentów Kang Shipping. Szefowie NTT byli zaszokowani, kiedy się dowiedzieli, że na przedłużonej umowie dzierżawy jest nazwa ich firmy, bo już skończyli układanie kabli światłowodowych. Pracownicy Kanga pokazali tamten dokument. Wszystko wydawało się im autentyczne, choć jeden z nich uznał za dziwne, że ludzie z NTT sprowadzili własną załogę, czego nie robili w przeszłości. Kang Shipping stara się teraz o odszkodowanie za statek.

– Wygląda na to, że gdzieś musiał być informator. Wiadomo coś o powiązaniach Japońskiej Czerwonej Armii z Nippon Telegraph and Telephone?

– Szukamy ich, ale jeszcze nic nie znaleźliśmy. Szefowie NTT ściśle z nami współpracują. Zależy im, żeby się oczyścić z wszelkich podejrzeń. Nie wydaje się prawdopodobne, aby ta firma wspierała terrorystów, ale może im pomagać ktoś z jej pracowników, i na tym koncentrują się japońskie władze.

Gunn pokręcił głową.

– Więc mamy stutrzydziestometrowy kablowiec, który rozpłynął się w powietrzu, zatopiony statek amerykańskiej agencji rządowej i żadnych podejrzanych. Dwoje moich ludzi porwano i być może zamordowano, a my nawet nie wiemy, gdzie ich szukać.