– Więc co chcecie z nią zrobić? – zapytała Summer.
– Może użyć jej przeciwko waszemu krajowi… – Kang zawiesił głos. – A może nie – dokończył.
– Szczepionka przeciwko ospie jest łatwo dostępna w Stanach Zjednoczonych i wystarczy jej dla wszystkich – skontrował Dirk. – Zaszczepiono już dziesiątki tysięcy pracowników służby zdrowia. Uwolnienie wirusa wywołałoby co najwyżej lekką panikę. Nie byłoby niebezpieczeństwa wybuchu epidemii.
– Uporanie się z Variolą major, czyli zwykłą ospą, na pewno nie byłoby dla was problemem. Ale nie macie szczepionki przeciwko chimerze.
– Chimerze? Mitycznemu potworowi z głową lwa, tułowiem kozy i wężem zamiast ogona?
– Przeciwko innemu potworowi. Hybrydzie powstałej z połączenia zabójczych wirusów w jeden śmiercionośny organizm. Przeciwko tej broni biologicznej wasza szczepionka byłaby żałośnie nieskuteczna.
– O co panu chodzi, na litość boską?! – wykrzyknęła Summer.
Kang spokojnie dokończył swoje danie, złożył starannie serwetkę i położył na stole.
– Mój kraj został podzielony wbrew woli narodu po waszej interwencji zbrojnej w latach pięćdziesiątych. Wy, Amerykanie, nie rozumiecie, że wszyscy Koreańczycy marzą o zjednoczeniu naszej ojczyzny. Wtrącanie się obcych uniemożliwia nam urzeczywistnienie tego marzenia. Główną przeszkodą jest obecność zagranicznych wojsk na naszej ziemi.
– Amerykańska obecność militarna w Korei Południowej gwarantuje, że marzenie o zjednoczeniu nie zostanie urzeczywistnione na ostrzach północnokoreańskich bagnetów – odparł Dirk.
– Korea Południowa nie ma już serca do walki, a potęga militarna Korei Północnej będzie stabilizującą siłą niezbędną do utrzymania porządku podczas procesu zjednoczenia.
– Nie do wiary, jemy lunch ze skrzyżowaniem Stalina i Mary Tyfus – mruknęła Summer do brata, mając na myśli Mary Mallon, która na początku XX wieku zaraziła durem brzusznym kilkadziesiąt osób, ale sama nie zapadła na tę chorobę.
Kang nie zrozumiał uwagi.
– Południowokoreańska młodzież – mówił dalej – ma już dość waszej okupacji i znieważania naszych obywateli. Nie boi się zjednoczenia i pomoże do niego doprowadzić.
– Innymi słowy, po wycofaniu się wojsk amerykańskich oddziały z Północy pomaszerują na Południe i zjednoczą kraj siłą.
– Wojskowi oceniają, że gdy Amerykanie wycofają się z Korei Południowej, osiemdziesiąt procent jej terytorium uda się zająć w ciągu siedemdziesięciu dwóch godzin. Ofiary będą nieuniknione, ale kraj zostanie zjednoczony, nim USA, Japonia i inne państwa zdążą zareagować.
Dirk i Summer zaniemówili. Obawiali się ataku terrorystycznego z użyciem wirusa ospy, ale nie podejrzewali spisku na taką skalę: napaści na Koreę Południową i jednoczesnego uśmiercenia milionów Amerykanów.
– Chyba nie docenia pan siły Stanów Zjednoczonych – powiedział Dirk. – W obliczu ataku terrorystycznego nasz prezydent nie zawaha się przed użyciem środków odwetowych.
– Być może. Ale przeciwko komu? Wszystkie tropy prowadzą do Japonii…
– Znów Japońska Czerwona Armia.
– Po prostu nie ma innej możliwości. Wasi wojskowi, wywiad i politycy skupią uwagę na Japonii, a wtedy nasz parlament uchwali wycofanie wojsk amerykańskich z Półwyspu Koreańskiego w ciągu trzydziestu dni. Amerykańskie media skoncentrują się na ofiarach epidemii i szukaniu winnych w Japonii. Wycofywanie wojsk z Korei będzie mało ważną wiadomością. Wzbudzi zainteresowanie dopiero długo po fakcie.
– Wywiad w końcu odkryje, że za rzekomymi działaniami Japońskiej Czerwonej Armii stał pan i pańscy kumple z komunistycznej Północy.
– Być może. Ale ile to potrwa? Jak długo wyjaśnialiście sprawę zgonów, które spowodował wąglik w waszej stolicy w 2001 roku? Zanim to nastąpi, emocje opadną. Temat będzie nieaktualny.
– Tak pan nazywa zamordowanie milionów ludzi? – oburzyła się Summer. – Pan jest szalony.
– A ilu moich rodaków zabiliście w latach pięćdziesiątych? – odparował Kang z gniewnym błyskiem w oczach.
Summer zmiażdżyła go wzrokiem.
– Na waszej ziemi zostało również mnóstwo naszej krwi.
Dirk spojrzał na Tongju, który wpatrywał się w Summer zmrużonymi oczami. Zabójca nie był przyzwyczajony, by ktokolwiek tak śmiało zwracał się do Kanga, a zwłaszcza kobieta. Miał twarz bez wyrazu, ale w jego wzroku czaiła się groźba.
– Czy nie zaszkodzi pan własnym interesom? – spytał Dirk. – Pańskie zyski nie będą rosły, jeśli władzę w zjednoczonej Korei przejmie Partia Robotnicza.
Kang uśmiechnął się lekko.
– Wy, Amerykanie, zawsze myślicie przede wszystkim o pieniądzach. Już zorganizowałem sprzedaż połowy moich holdingów koncernowi francuskiemu. Zapłacą mi we frankach szwajcarskich. A po zjednoczeniu kto lepiej pomoże państwu zarządzać gospodarką koreańską niż ja?
– Sprytny plan – odrzekł Dirk. – Szkoda tylko, że żaden kraj nie będzie chciał niczego kupować od totalitarnego reżimu.
– Zapomina pan o Chinach, Pitt. To duży rynek i zaprzyjaźniony pośrednik w wymianie handlowej z innymi krajami. Zmiana władzy zakłóci na pewien czas prowadzenie interesów, ale wkrótce wszystko szybko wróci do normy. Zawsze jest zapotrzebowanie na dobre, niedrogie produkty.
– Niech pan wymieni chociaż jeden dobry produkt, który powstał w kraju komunistycznym – odparł Dirk. – Spójrzmy prawdzie w oczy, Kang. To przegrana sprawa. Na świecie nie ma już miejsca dla despotów, którzy dochodzą do bogactwa lub budują własną potęgę militarną kosztem swoich rodaków. Pan i pańscy kumple na Północy możecie mieć kilka chwil radości, ale w końcu rozgniecie was jak walec idea, która jest wam obca, a nazywa się „wolność".
Kang siedział chwilę w milczeniu.
– Dziękuję za wykład – rzekł wreszcie. – To było bardzo pouczające spotkanie. Żegnam państwa.
Zerknął na swoich ludzi pod ścianą, a ci natychmiast znaleźli się przy Dirku i Summer i podnieśli ich z krzeseł. Dirk chciał złapać nóż ze stołu i zaatakować wartowników, ale zrezygnował, kiedy Tongju wycelował w niego glocka.
– Zabierzcie ich do groty przy rzece – rozkazał Kang.
– Dziękuję za gościnę – mruknął do niego Dirk. – Muszę się zrewanżować.
Kang nie odpowiedział. Skinął głową wartownikom, którzy popchnęli rodzeństwo w kierunku windy. Dirk i Summer spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Mieli mało czasu. Jeśli chcieli się wydostać z łap Kanga, musieli działać szybko.
Problemem był Tongju i jego glock 22. Zabójca trzymał ich pod lufą i na pewno bez wahania nacisnąłby spust.
Wartownicy zaprowadzili Dirka i Summer do windy. Kiedy drzwi się otworzyły, wepchnęli ich brutalnie do środka. Tongju z wyrazem złowrogiej satysfakcji na twarzy warknął coś po koreańsku i został w jadalni z jednym wartownikiem. Dirk odetchnął z ulgą.
Drzwi się zamknęły i w windzie zrobiło się ciasno. Tłok dawał więźniom przewagę. Dirk zerknął na Summer i skinął lekko głową. Siostra mrugnęła do niego. Po chwili złapała się za brzuch, jęknęła i schyliła, jakby miała zwymiotować. Najbliższy wartownik, mięśniak z ogoloną głową, chwycił przynętę. Gdy pochylił się nad Summer, ta wyprostowała się błyskawicznie i z całej siły wbiła mu kolano w krocze. Wybałuszył oczy i z wrzaskiem bólu zgiął się wpół.
Dirk zaatakował drugiego wartownika. Walnął go z dołu pięścią w szczękę. Azjata przewrócił oczami i osunął się nieprzytomny na podłogę.
Trzeci wartownik cofnął się i spróbował unieść karabin, ale Summer złapała za ramiona zgiętego wpół mężczyznę i popchnęła na niego. Łysol wpadł na towarzysza, który stracił równowagę. Dirk dał krok nad leżącym Azjatą i zdzielił niedoszłego strzelca w skroń. Lekko zamroczony wartownik usiłował kopnąć Dirka, ale dostał pięścią w krtań i stracił oddech. Posiniał, chwycił się rękami za gardło i opadł na kolana. Dirk złapał jego karabin i uderzył kolbą w twarz wartownika walczącego z Summer. Cios odrzucił mężczyznę w róg windy i pozbawił go przytomności.
– Dobra robota – pochwaliła Summer.
– Lepiej nie czekajmy na drugą rundę – wysapał Dirk. Winda zwolniła.