– Poszukaj Tongju i przyprowadź go na mostek, ale już! – zawołał do marynarza w sterowni.
Mężczyźni w sterowcu odetchnęli z ulgą na widok odrzutowców Gwardii Narodowej krążących nad „Koguryo". Nie mieli pojęcia, jak niewiele brakowało, żeby zostali zestrzeleni rakietą przeciwlotniczą. Wiedzieli już, że okręty marynarki wojennej są w drodze i statek ma małe szanse, by uciec. Znów skupili uwagę na spowitej dymem platformie w dole.
– Mgła się podnosi z lądowiska – zauważył Giordino. – Mogę tam usiąść, jeśli chcecie wyskoczyć i trochę się rozejrzeć.
– Jasne – odrzekł Dirk. – Zaczniemy od sterowni, a potem zejdziemy do hangaru, jeżeli będzie można tam oddychać.
– Ja bym zaczął od baru okrętowego – powiedział Giordino, żeby rozwiać ponury nastrój. – Coś mi mówi, że jeśli twojemu staremu nic się nie stało, to miksuje teraz martini i wyjada tutejszy zapas precli.
Oddalił „Icarusa" od platformy i obrócił dziobem do wiatru. Kiedy nadleciał nad lądowisko i zaczął schodzić w dół, Dahlgren wsunął głowę do kokpitu i wskazał coś przez boczną szybę.
– Spójrzcie tam.
Niedaleko platformy na wodzie pojawiły się pęcherze powietrza. Kilka sekund później powierzchnię morza przebił szary metaliczny obiekt.
– Część rakiety? – zapytał Dahlgren.
– Nie, to „Badger"! – wykrzyknął Giordino.
Skierował sterowiec w tamtą stronę. Zobaczyli, że to rzeczywiście pojazd głębinowy NUMA. Wysoka temperatura zniszczyła lśniący lakier i na kadłubie została tylko farba podkładowa. W wielu miejscach widać było goły metal. Dziób był zgnieciony jak przód samochodu po zderzeniu czołowym. Nie mieli pojęcia, jakim cudem „Badger" utrzymuje się na wodzie, ale nie było wątpliwości, że to ten sam eksperymentalny pojazd głębinowy, którym Dirk i Dahlgren dopłynęli do platformy.
Kiedy Giordino sprowadził „Icarusa" niżej, żeby mogli się lepiej przyjrzeć „Badgerowi", ku ich zaskoczeniu otworzył się nagle właz. Z wnętrza wydobyły się kłęby pary. Przez kilka długich sekund wpatrywali się z nadzieją w pojazd. W końcu z włazu wyłoniły się dwie stopy w skarpetach. Potem pojawiły się ciemne włosy i zdali sobie sprawę, że stopy to dłonie. Ręce zabezpieczone skarpetami przed oparzeniem gorącym metalem szybko podciągnęły do góry szczupłą postać swojego właściciela.
– To ojciec! Jest cały! – wykrzyknął Dirk z ulgą.
Pitt stanął na nogach, zachwiał się na rozkołysanym kadłubie i odetchnął głęboko świeżym morskim powietrzem. Był spocony i zakrwawiony, mokre ubranie lepiło mu się do ciała. Ale błyszczały mu oczy, gdy spojrzał w górę i pomachał do mężczyzn w sterowcu.
– Schodzę w dół – oznajmił Giordino i po chwili gondola sunęła tuż nad falami. Zbliżył „Icarusa" do pojazdu głębinowego i zatrzymał.
Pitt schylił się, zamknął właz „Badgera", zrobił chwiejnie kilka kroków i dotarł do otwartych drzwi gondoli. Dirk i Dahlgren chwycili go za ręce i wciągnęli do środka.
– Chyba wypiję drinka – wychrypiał Pitt.
Pitt opadł na fotel drugiego pilota i wypił całą butelkę wody. Al, Dirk i Jack opowiedzieli mu o eksplozji zenita. Pitt przyjrzał się białym smugom pary na niebie, popatrzył na uciekającego „Koguryo" i opisał im swój atak na podpory kolumnowe „Odyssey" i uderzenie wydechu rakiety w „Badgera".
– A ja chciałem postawić grubą forsę na to, że siedzisz w barze na platformie i pociągasz martini – mruknął Giordino.
– Sam byłem miksowany jak koktajl – roześmiał się Pitt. – Upiekłbym się żywcem, kiedy „Badger" zaklinował się przy pływaku „Odyssey", ale udało mi się ręcznie ustawić ster pod prąd i wypłynąć na chłodniejszą wodę. Mimo opróżnienia zbiorników balastowych wynurzenie szło opornie, dopóki nie uruchomiłem pompy zęzy. W środku zostało mnóstwo wody, ale „Badger" powinien się utrzymać na powierzchni jeszcze przez jakiś czas.
– Połączę się z „Deep Endeavorem" i powiem im, żeby go wyłowili, jak tylko zabiorą załogę platformy z wyspy Santa Barbara – odparł Giordino.
– Będę miał do czynienia z wściekłą siostrą, jeśli najpierw jej nie zawiadomisz, że żyjesz – poskarżył się Dirk.
Summer omal nie zemdlała, kiedy w radiu zabrzmiał głos jej ojca, który dla żartu zamówił piwo i kanapkę z masłem orzechowym.
– Obawialiśmy się najgorszego – wyznała. – Co się z tobą działo, na Boga?
– To długa historia. Niech ci wystarczy to, że Instytut Scrippsa nie będzie zachwycony moimi umiejętnościami prowadzenia okrętu podwodnego – odrzekł Pitt.
Kiedy „Icarus" uniósł się w powietrze, Pitt zauważył myśliwce F-16 krążące nad „Koguryo".
– W końcu przybyła kawaleria – mruknął.
– Marynarka wojenna też wysłała tu całą armadę – odrzekł Giordino. – Ci dranie daleko nie uciekną.
Pitt wskazał głową biały punkt na południu.
– Ale tam jest ich motorówka.
Korzystając z zamieszania, łódź oddaliła się spokojnie od macierzystego statku i teraz pędziła w kierunku horyzontu. Giordino zmrużył oczy.
– Skąd wiesz?
Pitt poklepał monitor WESCAM.
– Stąd.
Kiedy rozmawiali, manipulował obiektywem kamery i trafił na motorówkę. Na zbliżeniu było wyraźnie widać, że to łódź z „Koguryo", którą zaobserwowali wcześniej.
– Samoloty jej nie ścigają -odezwał się z tyłu Dirk. Dwa F-16 wciąż krążyły nad „Koguryo", który płynął na zachód.
– Nie zgubmy jej-powiedział Pitt.
– Też coś – parsknął Giordino. – Z nami nie ma szans.
Pchnął przepustnice do oporu i patrzył, jak rosną wskazania prędkościomierza.
62
Tongju popatrzył przez lornetkę na „Koguryo" i zaklął.
– Dlaczego nie strzelają do samolotów ani do tego cholernego sterowca?
Pędząca z maksymalną prędkością motorówka przeskakiwała fale i nie mógł utrzymać lornetki w jednej pozycji. W końcu rzucił ją ze złością na osłonę silników.
Kim zaciskał dłonie na kole sterowym.
– Lee przestraszył się myśliwców – odparł. – Za dwie minuty zapłaci za to życiem.
„Koguryo" malał w oczach na horyzoncie. Ale kiedy eksplodowały ładunki wybuchowe, wyraźnie zobaczyli gejzery wody wzdłuż linii kadłuba.
Kapitan Lee stał na mostku. W pierwszej chwili pomyślał, że F-16 otworzyły do niego ogień. Ale odrzutowce nadal krążyły leniwie nad statkiem. Nic nie wskazywało na to, żeby wystrzeliły pociski rakietowe. Dopiero gdy Lee dostał meldunek, że w kadłubie jest kilka dziur, wszystko zrozumiał. Kilka minut wcześniej marynarz powiedział mu, że widział, jak Kim i Tongju wsiadali do motorówki. Teraz mała łódź oddalała się szybko na południe. Lee poczuł się zdradzony. Jego i „Koguryo" spisano na straty.
Uratował ich błąd minerów Kima. Użyli ładunków wybuchowych wystarczających do zatopienia zwykłego statku wielkości „Koguryo". Nie wzięli pod uwagę, że dawny kablowiec ma podwójny kadłub. Eksplozje rozerwały wewnętrzne płyty, ale tylko wygięły zewnętrzne. Do ładowni wdarła się woda, jednak nie z taką siłą, jaką wyobrażał sobie Tongju. Lee natychmiast zatrzymał statek. Kazał rozmieścić w zalewanych przedziałach przenośne pompy i zamknąć wodoszczelne grodzie. „Koguryo" przechylił się, ale utrzymywał na powierzchni morza.
Po opanowaniu sytuacji Lee popatrzył przez lornetkę na pędzącą w oddali motorówkę. Wiedział, że długo nie pożyje. Jako kapitan statku, którego użyto do ataku rakietowego na Stany Zjednoczone, będzie głównym kozłem ofiarnym, jeśli go złapią. A gdyby nawet udało mu się uciec lub zostałby uwolniony, Kang nie przyjmie go z otwartymi ramionami. Zadowolony, że statek nie zatonie, kapitan poszedł ze sterowni do swojej kajuty. Spod szuflady pełnej wyprasowanych koszul wyjął chiński pistolet Makarow kaliber 9 mm, położył się na koi, przystawił sobie lufę do skroni i nacisnął spust.
W czasie pościgu za motorówką mężczyźni w „Icarusie" zobaczyli serię eksplozji wzdłuż kadłuba „Koguryo".
– Czy ci psychole chcą go zatopić z całą załogą? – zastanawiał się głośno Dahlgren.
Obserwowali, jak statek zwalnia i zatrzymuje się. Pitt zauważył, że nikt nie biegnie do szalup. Kilku członków załogi stało bezczynnie przy relingu i patrzyło na samoloty w górze. Pitt przyjrzał się linii wodnej statku w poszukiwaniu zmiany zanurzenia, ale dostrzegł tylko lekki przechył.