Выбрать главу

– Idź już! – szepnęła do dziewczyny “Vivacia”.

– Idę. I powodzenia. Moje serce pożegluje z tobą. – Althea powiedziała bardzo cicho, wiedziała bowiem, że póki dotyka statku, nie musi podnosić głosu. Zaczęła odchodzić od “Vivacii”, kryjąc się w najgłębszym mroku. – Sa zadba o nich oboje i zapewni im bezpieczeństwo – mruknęła pod nosem, po czym uświadomiła sobie, że tym razem naprawdę się modli.

Ronica Vestrit czekała samotnie w kuchni. Na dworze zapadła już noc. Rozlegało się brzęczenie letnich owadów, a poprzez korony widać było migotanie gwiazd. Wkrótce zabrzmi gong na skraju pola. Myśl ta napełniła ją lękiem. Nie, nie lękiem, strachem. Słowo “strach” bardziej pasowało do nocnego gościa, którego się spodziewała.

Dała służącym wolną noc, a potem niedwuznacznie oświadczyła Rache, że chce być sama. Niewolnica była jej ostatnio tak bardzo wdzięczna, że Ronice nie udawało się jej pozbyć. Wszędzie widziała te smutne oczy. Keffria poleciła służącej, by uczyła Maltę tańców, sposobu trzymania wachlarza i konwersacji z mężczyznami. Ronikę zrazu przeraziło, że córka powierzyła naukę jej wnuczki osobie obcej, wiedziała wszakże, że Keffria i Malta nie są ostatnio w najlepszych stosunkach. Nie znała szczegółów ich wszystkich kłótni i nie chciałaby ich poznać. Miała dość własnych problemów, rzeczywistych i naprawdę poważnych. Zresztą dobrze, że Malta zajmie czymś Rache i żadna z nich nie będzie się kręciła pod nogami.

Davad już dwukrotnie im napomykał, że powinny mu oddać wypożyczoną niewolnicę. Za każdym razem Keffria dziękowała mu wylewnie za pomoc Rache i ciągle go pytała, jak da sobie radę bez niej. Słysząc te słowa, ich kuzyn po prostu nie przedstawiał im swej prośby wprost. Ronica zastanawiała się, jak długo ta taktyka będzie się sprawdzała i co się stanie później. Kupić młodą kobietę? Wtedy sama się stanie właścicielką niewolnicy? Nie podobała jej się ta myśl. Z drugiej strony było coś nieskończenie denerwującego w fakcie, że Rache tak bardzo się do niej przywiązała. Niemal o każdej porze, gdy tylko nie była zajęta pracą, czaiła się za drzwiami pokoju, w którym przebywała jej pani. Stale szukała sposobności, by jej służyć.

Ronica szczerze życzyła Rache, by znalazła sobie miejsce na ziemi, by odzyskała życie, które “ukradł” jej okres niewolnictwa.

W oddali zadzwonił gong. Dźwięk był subtelny jak bicie kurantu.

Ronica podniosła się nerwowo i zaczęła chodzić po kuchni, po czym wróciła do stolika, który już wcześniej sama przygotowała i zastawiła. Dla uhonorowania gościa postawiła na nim dwie wysokie, białe świece z najładniejszego wosku. Na stole przykrytym serwetą z ciężkiej koronki w kolorze kremowym stała najlepsza porcelana i najwspanialsze srebra. Tace z wykwintnymi ciastami współzawodniczyły z talerzami pełnymi delikatnych wędzonych ostryg i świeżych ziół w ostrym sosie. Obok czekała butelka doskonałego starego wina. Imponujące jedzenie sugerowało szacunek gospodyni wobec gościa, natomiast dyskrecja i miejsce spotkania (kuchnia) przypominały o dawnych umowach, w których obie rodziny zapewniały się o dozgonnym wsparciu i ochronie.

Ze zdenerwowania Ronica wyrównała srebrne łyżeczki, przesuwając je o kilka milimetrów. Skarciła się za niemądre zachowanie. Przecież nie po raz pierwszy przyjmowała delegata Kupców z Deszczowych Ostępów. Odkąd wyszła za Ephrona, ktoś stamtąd przychodził do jej domu dwa razy do roku. Jednakże miało to być pierwsze spotkanie od dnia jego śmierci. A poza tym… po raz pierwszy nie zdołała zgromadzić pełnej raty, którą Vestritowie byli dłużni tamtej rodzinie.

W małej, lecz ciężkiej szkatułce brakowało dwóch miarek złota. Dwóch miarek! Ronica zamierzała przyznać się do tego od razu, zanim ze strony gościa zaczną padać kłopotliwe pytania. Przyzna się i zaproponuje spłatę (wraz z odsetkami) w ramach następnej raty. Cóż innego mogła w końcu zrobić? Przedstawiciel rodziny znad Rzeki również nie miał innego wyjścia, jak tylko przyjąć propozycję. Część raty to więcej niż nic, a lud z Deszczowych Ostępów wolał jej złoto od innych rzeczy, które mogła oferować. Taką przynajmniej miała nadzieję.

Mimo iż oczekiwała gościa, lekkie stukanie do drzwi zaskoczyło ją.

– Chwileczkę! – krzyknęła nie ruszając się z miejsca. Szybko zdmuchnęła niemal wszystkie oświetlające pomieszczenie zwyczajne świeczki, pozostawiwszy tylko jedną, od której odpaliła dwie specjalnie przygotowane cienkie, wysokie świece woskowe. Gdy nakryła je ostrożnie dekoracyjnymi kapturkami z bitego mosiądzu, w których wycięto ozdobne otwory, na ścianach kuchni pojawiły się świetliste liście. Ronica pokiwała głową, zadowolona z efektu, a następnie wstała, szybko podeszła do drzwi i otworzyła je.

– Witam cię w moim domu. Wejdź i czuj się jak u siebie. – Była to stara formułka, lecz Ronica wypowiedziała ją ciepło, szczerze i z uczuciem.

– Dziękuję ci – odpowiedziała kobieta z Deszczowych Ostępów. Weszła, rozejrzała się po kuchni i ruchem głowy pochwaliła gospodynię za wybór zacisznego pomieszczenia i półmrok. Zdjęła skórzane rękawiczki i podała je Ronice, potem odrzuciła kaptur, który osłaniał jej twarz i włosy. Gospodyni nie pokazała po sobie strachu. Kobiety wymieniły spojrzenia. Ronica zachowała kamienną twarz.

– Przygotowałam dla ciebie poczęstunek po długiej podróży. Usiądziesz przy stoliku?

– Bardzo chętnie – odparła jej towarzyszka. Kobiety ukłoniły się sobie.

– Ja, Ronica Vestrit, z Rodziny Vestritów należącej do Pierwszych Kupców Miasta Wolnego Handlu zapraszam cię do mojego stołu i mojego domu. Pamiętam wszystkie najdawniejsze zobowiązania mojego miasta wobec Deszczowych Ostępów oraz naszą sekretną umowę dotyczącą żywostatku “Vivacia”, produktu obu naszych rodzin.

– Ja, Caolwn Festrew, z należącej do Kupców Deszczowych Ostępów Rodziny Festrewów akceptuję gościnność twojego domu i stołu. Pamiętam wszystkie najdawniejsze zobowiązania mojej krainy wobec Miasta Wolnego Handlu, a także naszą sekretną umowę dotyczącą żywostatku “Vivacia”, produktu obu naszych rodzin.

Obie kobiety wyprostowały się. Caolwn westchnęła z ulgą, że zakończyły oficjalną część. Ronica w głębi serca cieszyła się z istnienia formułek, które pozwalały jej się uspokoić przed właściwą rozmową.

– Uroczo zastawiłaś stół, Roniko. Jak pamiętam, zawsze tak było, od naszego pierwszego spotkania.

– Dziękuję ci, Caolwn. – Ronica zawahała się, ale nie poprosiła o wyjaśnienie niedomówienia. – Oczekiwałam, że przyjdziesz w tym roku z Nelyn.

– Mojej córki nie ma już wśród nas. – Caolwn wypowiedziała te słowa bardzo cicho.

– Przykro mi to słyszeć. – Współczucie Roniki było szczere.

– Deszczowe Ostępy to kraina trudna dla kobiet. Zresztą dla mężczyzn również.

– Strasznie jest… przeżyć swoje dziecko.

– Tak. Na szczęście przed śmiercią Nelyn zdążyła nas obdarować trójką dzieci. Długo będziemy ją za to pamiętać i poważać.

Ronica powoli pokiwała głową. Nelyn była jedynaczką. Większość kobiet z Deszczowych Ostępów cieszyła się, jeśli urodziło im się i przeżyło jedno dziecko. Urodzenie trójki było rzeczywiście niezwykłe.

– Przygotowałam dla niej wino – szepnęła Ronica. – Ty, jak sobie przypominam, wolisz herbatę. Nastawię zatem wodę, a wino, proszę, weź ze sobą jako podarunek.

– To bardzo uprzejmie z twojej strony.

– Drobiazg. Wypij je, świętując pamięć swej córki. Tam, gdzie jest teraz, na pewno również kosztuje wspaniałe trunki.

Caolwn pochyliła nagle głowę. Obwisłe naroślą, w które obfitowała jej twarz, poruszyły się, Ronica jednak nie patrzyła na nie, lecz na łzy w fiołkowych oczach. Caolwn potrząsnęła głową, potem ciężko westchnęła.

– Dla tak wielu osób, droga Roniko, to tylko formułki. Przyjęcia są wymuszone, gościnność wręcz nieprzyjemna. A ty, odkąd weszłaś do rodziny Vestritów i przyjęłaś na siebie obowiązek organizowania naszych spotkań, zawsze wspaniale nas przyjmowałaś. Jak mogę ci za to podziękować?

Ronikę kusiło, by wykorzystać moment i powiedzieć Caolwn już teraz o brakującym złocie. Może kobieta z Deszczowych Ostępów nie wierzyła w nienaruszalność dawnych obietnic i paktów. Ronica wierzyła w nie całym sercem.

– Nie musisz mi dziękować. Nie daję ci więcej niż jestem ci dłużna – odparła, ponieważ jednak jej słowa zabrzmiały chłodno, dodała: – Lecz… ceremonie ceremoniami, pakty paktami, a ja sądzę, że zostałyśmy przyjaciółkami, my dwie.