Była noc, gdy Iwanów stanął na cmentarzu koło kółka rolniczego. Miał w ręce saperkę. Przeszedł na bardziej zapuszczoną część cmentarza i zaczął rozgrzebywać jeden z grobów. Niebawem dotarł do sklepionej z cegieł niewielkiej krypty. Odwalił przegniłą drewnianą klapę i zeskoczył na dół. Zapalił świecę i saperką podważył wieko trumny. Wewnątrz leżało częściowo zmumifikowane ciało z tkwiącym w piersi osikowym kołkiem. Ponadto trup miął głowę przebitą żelaznym gwoździem i związane drutem ręce. Iwan szybkimi zręcznymi ruchami uwolnił ciało z tych zabezpieczeń, ale nieboszczyk nie zdradzał nadal najmniejszych oznak życia. Czarownik wygramolił się z grobu. Wyczuwał wyraźnie wszystkie miejsca, w których swojego czasu jeszcze w latach pięćdziesiątych walczyli z wampirami: czołowy egzorcysta okolicy Jakub Wędrowycz i jego dwaj pomagierzy. Ale wszędzie wyczuwał tą samą spokój na pustkę, co tutaj. Nieboszczycy leżeli, śniąc swoje sny o wieczności. Obudzić by ich mogły jedynie trąby na sąd ostateczny.
– Czy nikt tu do licha nie pozostał przy życiu? – zapytał w przestrzeń.
Odpowiedziało mu grobowe milczenie. Ale zaraz potem wychwycił słabiutki odzew. Coś w tym parku sztywnych jeszcze ciągle zdradzało pewną aktywność. Ruszył tym tropem. Niebawem stanął przed niewielkim obeliskiem z czerwoną gwiazdą. Na obelisku widniał częściowo już zatarty napis.
Eugeniusz Jakubowski.
Gminny sekretarz PZPR
1921 – I958
Czarownik uśmiechnął się i spokojnie wybił saperką dziurę w zamurowanym wejściu. Wszedł do grobowca. Rozbicie trumny było fraszką. W trumnie leżał kościotrup. Nic nie wskazywało na to, aby mógł ożyć. Uruchomił znowu swoje ponadzmysłowe moce i wychwycił słabe echo myśli nieboszczyka.
– Popełniłem wiele przestępstw jako podły sługus nieludzkiego systemu.
Iwanów spokojnie spuścił ostrze saperki na gardło nieboszczyka. Szept w jego głowie ucichł. Wychodząc z cmentarza, spróbował jeszcze raz wsłuchać się w głosy zmarłych. Odpowiedziało mu milczenie.
Birski zaszedł do Semena z samego ranka w poniedziałek. Semen rąbał drwa na podwórzu. Obeszło się, więc bez zakładania stroju ochronnego i wizyty na terytorium carskiej Rosji.
– Dobry – zagadnął od furtki.
– A witam panie posterunkowy. Co pana sprowadza?
– Chyba znaleźliśmy konia. Tego, który załatwił Bardaka.
– Gdzie?
– W tym właśnie problem, że trochę daleko. Na przedmieściach Lublina. Chcieliśmy prosić pana, aby pojechał pan tam ze mną i spróbował dokonać identyfikacji.
– Dobra. Żaden problem. Na emeryturze ma się mnóstwo czasu. Kiedy?
– Gdyby mógł pan być gotów za godzinę…
– Żaden problem. Proszę po mnie wpaść i pojedziemy.
– Mam nadzieję, że podróż nie będzie dla pana męcząca. – Proszę nie robić ze mnie zgrzybiałego starca! Nie mam stu lat. Tylko trochę więcej – szepnął sam do siebie, ale posterunkowy usłyszał.
– Dobrze, to przyjadę po pana.
Poszedł sobie. Staruszek założył marynarkę. Po raz pierwszy od dwudziestu, a może trzydziestu lat. Głupio czuł się w cywilnych łachach, ale ostatecznie miał jechać w gości gdzieś daleko. Przebrawszy się, usiadł na ławce przed domem i zaczął czekać.
Jakub właśnie kończył robić sobie śniadanie, a Monika myła się w łazience po nocy spędzonej bardzo miło, aczkolwiek niezbyt higienicznie, gdy na podwórko wszedł jakiś facet w garniturze z teczką pod pachą. Gospodarz przez chwilę obserwował go spod oka, a potem wyszedł przed dom.
– Nu co? – zagadnął.
– Dzień dobry.
– Dobry.
– Jestem dziennikarzem z „Tygodnika Chełmskiego”. Czy ma przyjemność z panem Jakubem Wędrowyczem?
– Macie przyjemność – wycedził Jakub przez zęby. Można było w jego głosie odczytać, że jemu nie sprawia to przyjemności. Dziennikarz poprawił krawat.
– Piszę artykuły o ciekawych ludziach mieszkających na terenie województwa. Moje nazwisko Katowski.
– A jakże, czytałem – powiedział Jakub ponuro i otarł usta wierzchem ręki.
– No właśnie, słyszałem o panu i postanowiłem przeprowadzić z panem wywiad dla naszych czytelników.
– Nigdy nie przeprowadzali ze mną wywiadów…
– Zawsze musi być ten pierwszy raz.
– Nu, jeśli nie będzie to długo trwało…
– Dziesięć minut.
– No to siądźmy i możemy chwilkę pogadać. Usiedli na ławce i Katowski zaraz wydobył z torby przenośny magnetofon.
– Ile pan ma lat?
– Coś ze siedemdziesiąt. Nie wiem dokładnie, ale musi coś koło tego.
Jakub uwielbiał w rozmowach z przedstawicielami władzy grać wioskowego przygłupa. Nawet w sądzie mu to nieźle wychodziło.
– Jakie pan ma źródła utrzymania?
– Trochę z emerytury, a tak w ogóle to pożyczam od ludzi i im nie oddaję. Jestem, jak to się mówi, pasożytem społecznym.
– Z tego, co słyszałem walczy pan z wampirami i wygania z ludzi złe duchy…
– Hym? Pierwsze słyszę. Musi to dlatego, że byłem za młodu hieną cmentarną. Ludziom się ubzdurało, że ja tak wampiry wykopuję.
– Co pan myśli o obecnym ustroju? Czy podoba się panu aktualny główny sekretarz gminy i panujący w niej ład i porządek?
– Ustrój jest do niczego. Za cara było lepiej. A gminny sekretarz to typowy komuch. Złodziej i łapownik. Gada sloganami i o niczym nie ma pojęcia.
Monika właśnie wyszła z domu i przeszła do obory, aby nakarmić klaczkę.
– Pańska córka? – zaciekawił się dziennikarz.
– Nie, to moja służąca. A przy okazji kochanka. Znaczy, tego, ja ją wykorzystuję, a za to pijemy na mój koszt wódkę i samogon.
– Czy miejscowa milicja nie ingeruje w pański aspołeczny tryb życia?
– Ni. To takie głupie gliniarze. Zresztą, oni siedzą u sekretarza w kieszeni i udają, że nie widzą, jak jego kumple chlają, aż ich trzeba z rowów wyławiać i kradną, co się da.
– Co zmieniłby pan na terenie gminy?
– Wszystko.
– Hmm. A jak by pan tego dokonał. Jakub zamyślił się na chwilę.
– Najlepsza jest metoda warstwowa.
– Na czym ona polega? – zdziwił się dziennikarz. – To proste. Warstwa ziemi – warstwa komunistów, warstwa ziemi i warstwa komunistów…
– No cóż, nie mam więcej pytań. Chyba, że chce pan się czymś podzielić z czytelnikami.
– No. Mam taką myśl. Ten państwowy monopol na alkohol to nie jest w porządku. Ja bym umiał i lepszą wódkę zrobić.
Dziennikarz zmył się. Przyszła Monika.
– Ładnie tak kantować bliźnich? – zapytała.
– No jak dziennikarz pyta, to trzeba mu powciskać trochę ciemnot – łagodnie uspokoił ją Jakub. Tacy pismacy mają szare życie. Czytelnicy też mają szare życie. Trzeba ich trochę rozbawić, no nie?
– Ciekawe, czy uwierzył, że jestem pana kochanką?
– Pewnie tak. Przecież wyglądam na wyjątkowo plugawego degenerata.
– Ale w tym wieku…
– Zaproponowałbym, żebyśmy poszli do stodoły na siano sprawdzić, jak to jest z moim wiekiem, ale ta propozycja mogłaby zostać źle odczytana.
Parsknęła śmiechem.
– Źle odczytana? A jak inaczej można ją odczytać?
W tym momencie na podwórku zmaterializował się Iwanów. W ręce trzymał niedużą, oślepiająco białą kulę.
– Ty, wyłącz tą spawarkę – poradził mu Jakub.