Выбрать главу

– Wolne żarty. Zabrałeś moją monetę.

– Masz jeszcze w kieszeni piętnastorublówkę.

– Mam też peerelowskie dziesięć złotych. Też jest na nim orzeł.

– Skąpiec – powiedział Iwanów z przekonaniem. Jakub wyszarpnął z kieszeni pistolet i wystrzelił, nawet nie celując za siebie. Rozległ się skowyt bólu i postać przed nim zaczęła znikać. Odwrócił się. Za nim stał czarownik. Był bez jednej ręki i brakowało mu kawałka ucha. Stojąc na jednej nodze, trzymał się za stopę drugiej.

– Niech cię cholera. Mogłeś mnie zabić!

– Och, proszę o wybaczenie. Co właściwie robiłeś za moimi plecami?

– Chciałem ci zasłonić oczy i zapytać „zgadnij, kto to”. Głupie pytanie. Tak swoją drogą, to chyba straciłeś zdolność do rozdwajania się.

– Oddałem ją przestrzeni. Nieistotne.

Wystrzelił raz jeszcze znowu ponad ramieniem. Tym razem nie trafił. Ale czarownik i tak pojawił się w tym miejscu.

– Jesteś szybki, ale zezowaty – powiedział.

– Zez nie przeszkadza w celowaniu. Chyba, że jest połączony z astygmatyzmem.

– Tak… Gramy dalej?

Jakub wydobył z kieszeni monetę.

– Jeśli będzie orzeł, to cię zabiję. Jeśli będzie reszka, to też cię zabiję. Jeśli upadnie na krawędź, to odczarujesz dziewczyny.

– Ech Jakub. Ty nawet o swojej klaczce mówisz „dziewczyna”. Rzucaj.

Rzucił. Moneta zniknęła.

– Chyba mnie obrabowałeś już drugi raz?

– Wybacz, ale sam mnie do tego zmusiłeś. Niezależnie od tego, jak by upadła, zabiłbyś mnie.

– Odczaruj dziewczyny.

– Ech, nie.

– Dlaczego nie?

– Przyłącz się do mnie. Będziemy razem władali tą ziemią.

– Będziemy niewolnikami niedźwiedzia.

– To nie jest zły pan.

– Nie obronił cię przed księciem Danielem.

– No cóż, nikt nie jest doskonały.

– Co oferujesz mi, w razie gdy się przyłączę?

– Patrz.

Część ściany stajni zamieniła się jakby w ekran projekcyjny. Pojawiła się na nim Monika. Była naga. Jakub poczuł przypływ pożądania.

– Nie tylko ona – szepnął Iwanów. – Także możliwości w tej dziedzinie, jakich nie miałeś nigdy w życiu.

– Nigdy nie myślałem za pomocą rozporka. Co dalej?

Na ekranie pojawił się młody Jakub. Taki, jaki wizerunek nadał sobie przed południem. Silny, wysoki trzydziestolatek z grzywą jasnych włosów na głowie. Prawa ręka Wypruwacza. Fachowiec od mokrej roboty. Szaleńczo odważny i bardzo silny.

– Młodość – powiedział Iwan. Młodość prawie wieczna.

– Co jeszcze?

Na ekranie pojawiły się samochody, jakieś lokale, alkohol w zagranicznych butelkach.

– Oferuję ci władzę równą mojej.

– A, co trzeba by zrobić?

– Znajdziesz niejakiego Herberto de Saletę i zabijesz go.

– Dlaczego sam tego nie zrobisz?

– Nie umiem go znaleźć. Jego obraz jest dla mnie niepoznawalny.

Herberto wyrósł za jego plecami i zarzucił mu strunę fortepianową na szyję.

– Mamy go – powiedział.

Czarownik usiłował złożyć z palców jakiś znak, ale Jakub dał mu po łapach. Okazało się przy tym, że tylko jedna jest prawdziwa. Druga była niematerialna. Przywiązali go do drzewka za stajnią.

– A teraz gadaj – powiedział egzorcysta. Jak odczarować dziewczyny?

– Nic ze mnie nie wyciśniecie.

Jakub pobiegł do motoru. Wrócił z kanistrem benzyny.

– Obawiam się, że wkrótce staniesz przed obliczem odźwiernych piekła – powiedział spokojnie.

Herberto powstrzymał go gestem.

– Poczekaj. Zawsze zdążymy go spalić. Najpierw niech mówi. Gdzie jest posąg?

– Gówno ci do tego. Nigdy go nie dostaniecie. Nawet Daniel go nie tknął, bo się nie odważył.

– O tym sami zadecydujemy.

– Przyłączcie się do mnie – zachęcił. Dostaniecie wszystko, czego wam będzie trzeba. Wszystkie marzenia. Absolutna władza.

– Tak? – zdziwił się Hiszpan. Na przykład?

Naga Monika pojawiła się w powietrzu. Zasłaniała sobie wstydliwie najintymniejsze detale, ale uśmiechała się zachęcająco.

– Wiesz, dlaczego nie damy się nabrać na lep twoich obietnic? – zapytał Jakub.

– Dlaczego? – zaciekawił się związany.

– Dlatego, że niczego nie obiecujesz naprawdę. Jesteś mistrzem złudzeń. Zsyłasz na nas obrazy. Wszystko jest dla ciebie iluzją, a tymczasem odrąbałem ci rękę. Wyobraziłeś sobie nową i sprawiłeś, abyśmy ją widzieli, ale nie jesteś w stanie powstrzymać nas przed zabiciem ciebie.

– Zagramy?

– Co? – zapytał zakonnik.

– Masz przy sobie złote ośmiorealowe peso. Wicekrólestwa Peru. Wybierasz znak mennicy w Limie czy herb Kastylii.

– A co będzie stawką?

– Jeśli wypadnie Lima, wpuścicie mnie. Jeśli herb, ja wypuszczę was. Jeśli stanie na krawędzi, moneta wzbogaci moją kolekcję.

– Odczaruj dziewczyny. – Nie.

– Postoisz do rana, to może zmądrzejesz.

W tym momencie strzeliły płomienie. Sznur spalił się na popiół. Ziemia wokół zadymiła. Czarownik uwolniony z więzów przeszedł kilka kroków w bok.

– Nigdy już nie uda wam się dostać mego ciała – powiedział.

Jakub strzelił do pnia. Kula zagłębiła się w drewno, okruchy żaru rozprysły się wokoło.

– Wcale nie panuję tylko nad złudzeniami. Zresztą, krowy naprawdę straciły mleko – powiedział. Pogadamy?

– Możliwe – odezwał się Herberto. O czym chcesz mówić? My chcemy cię zabić. Ty chcesz nas przekabacić. Chyba nie mamy o czym.

– Na przykład o tych biednych zamienionych miejscami kiciach, ale może później. Na razie pokażę wam trochę swojej mocy.

Stanął na krawędzi skarpy i wyciągnął ręce ponad wieś. Wyrzucił z siebie długie mętne zdanie. W kilkudziesięciu miejscach jednocześnie wystrzeliły płomienie. Było je doskonale widać w ciemności. Ludzie krzycząc, biegali między domami. Zaraz też pojawiły się dwa wozy strażackie. Ale strażacy nie radzili sobie z żywiołem.

– Złożycie mi pokłon, aby ratować tych ludzi – rozkazał. – Idź się wypchaj – powiedział Jakub. Po pierwsze w gminie mamy tylko jeden wóz strażacki, a poza tym jak szybko on się pojawił? W pięć sekund po wybuchu pożaru?

– Lepiej przyjdźcie jutro – powiedział Iwanów ze złością i zniknął.

– Wracamy – zadecydował emisariusz Watykanu. – Już za ciemno, żeby się dalej bawić w te podchody.

– Dobra. Ale jutro znowu spróbujemy.

Wsiedli na motor i pojechali. Na Zarowie. Wbrew pozorom Jakub nie zapomniał o wampirach na austriackim cmentarzu. Zaparkowali w starym miejscu.

– Po co mnie tu przywiozłeś? – zapytał Herberto.

– Zapolujemy?

– Na co?

– Na wampiry.

Daleko na polach pojawiło się niebieskie, migoczące światełko. Radiowóz.

– Cholera – zaklął Jakub. – Znowu ten idiota.

– Znikamy?

– Tak!

Uruchomili motocykl i pojechali przez las do szosy. Raz jeszcze udało im się zwiać.

Znalazłszy się na cmentarzu, Iwanów rzucił ukradziony rower w krzaki, a następnie zniweczył obraz radiowozu z włączonym kogutem. Stanął pośrodku cmentarza i wsłuchał się w głosy zmarłych. Ziemia ziała nienawiścią. Nienawiść była straszna. Nie wiadomo, kto nazwał to miejsce bratnią mogiłą. Ci, którzy leżeli w masowych grobach, mimo upływu siedemdziesięciu lat, gotowi byli skoczyć sobie nawzajem do gardeł. Kilku tylko zdołało się jakoś porozumieć. Tych zdecydował się pominąć. Potrzebował nienawiści. Strasznej nienawiści. Odszukał najsilniej promieniujące nią miejsca i tam zaczął kopać. Niebawem natrafił na resztki skrzynek z amunicją, które zakopywali tam niegdyś partyzanci. W tej chwili poczuł za swoimi placami czyjąś obecność. Nie zdążył się odwrócić, gdy otrzymał silny cios kijem w głowę. Upadł nieprzytomny na ziemię. W chwilę później z grobu, którego nie zdążył rozkopać do końca, wylazł wampir. Wampir był typowym przedstawicielem swojego gatunku. Za życia Rumun, imieniem Ilon. Obecnie o nieco zdefasonowanej urodzie. Zęby miał oczywiście takie jak trzeba. Popatrzył na leżącego.