Выбрать главу

– Hym. A jak pan wyjaśni fakt, że nieboszczyk był nagi? Butów też nie miał.

– Obawiam się, że nie potrafię wyjaśnić tej zagadki. Ktoś nieźle obznajomiony z ludowymi zabobonami mógł udać, że nieboszczyk był wilkołakiem i dokonał całej inscenizacji. Okręcił sobie nogi szmatami, żeby nie zostawiać śladów.

– Czy pan ma jakichś wrogów?

– Całą wieś. Wyzywają mnie od ukraińskich świń, malują gwiazdy Dawida na ścianach, rzucają kamieniami.

– A na dniach ściągnęli tu tłumnie.

– Ciemniaki. Kilka krów straciło mleko. Myśleli, że to ja rzuciłem urok. Taka ciemnota.

– Dobrze, nie mam więcej pytań. Pożegnam pana. – Żegnam i ja.

Odjechał. Jakub zamyślił się. Iwanów zmaterializował się powoli. Było ich trzech. Każdy inaczej ubrany.

– Trochę nie wyszło. Co? – zagadnął.

– Co miało nie wyjść?

– Odczarowanie dziewcząt.

– Słuchaj, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. – Tak?

– Odczaruj je, a ja pozwolę ci pójść sobie wolno i nie będę przeszkadzał, jak się weźmiesz za wykańczanie Herberta.

– Ciekawe. Ale nie jestem zainteresowany. Nie dacie już rady mnie pokonać. Nie wiecie nawet, który ja jestem tym prawdziwym. A wkrótce będzie mnie jeszcze więcej. Nadamy moim wizerunkom pozory życia. Będzie ubaw. Możecie się przyglądać. Nie zabraniam wam.

– Słuchaj, to, że Bedryszko stał się wilkołakiem, to twoja zasługa?

– Trochę. Ludzie mają różne zdolności i różne pragnienia. Ja pomagam je wydobyć. Uczynić z nich sens ich życia. W zamian za to płacą służbą mojemu panu. Możesz mieć, co tylko zechcesz. Przemyśl to.

– Na przykład?

– Marika rozmyśla o ogierze. Ma na tym punkcie obsesję. Zbyt długo nie pozwalałeś jej mieć źrebaka, a Monika myśli o pewnym artyście. Mogę sprawić, że będzie myślała tylko o tobie. Jestem mistrzem złudzeń. Mogę ci ofiarować jej miłość. Nie do odróżnienia od prawdziwej.

Pstryknął palcami i naga dziewczyna już tuliła się do gospodarza. – No i jak? Dziewczyna zniknęła.

– Była materialna?

– Złudzenie absolutne nie różni się niczym od rzeczywistości. A mam w zanadrzu jeszcze wiele ciekawych sztuczek. Pomyśl o tym.

– Jak się z tobą skontaktować, jeśli podejmę jakieś decyzje?

– Napisz cegłą na ścianie obory. Przyjdę. Rozwiał się w powietrzu. Herberto wyszedł z szopy.

– Wszystko słyszałem.

– To niedobrze. Pójdziemy w pole?

– Po co?

– Chcę poszukać pewnego zioła.

– O tej porze roku?

– Może znajdę zeszłoroczne na miedzy.

– No to chodźmy. I tak nie mamy nic do roboty. To znaczy powinniśmy ścigać tego łobuza i zabić go.

– Najpierw dziewczyny. Jeśli nie uda się ich odczarować, to nie możemy go zabijać. To dla nich jedyna droga do odzyskania właściwych ciał.

– Polemizowałbym. Dziś rano prawie się udało.

– Niejakiemu Adolfowi prawie udało się wygrać wojnę.

– Jutro uda się z pewnością. Zresztą, uważam, że dusze na niewłaściwych miejscach trzyma jedynie wola tego drania. Jeśli się go pozbędziemy, to może uda się…

– Sprawdzimy. Na razie chodźmy w pole poszukać trawki. Może nie będzie trzeba uciekać się aż do zabijania Iwanowa.

– Hym?

– Jesteś pan panie Saleta egzorcystą, a nie łowcą duchów. Spróbujmy wygnać z Iwanowa duszę czarownika.

– To mi nie przyszło do głowy.

– Ech, ciemnoto jasnowidzów.

Zostawili obie dziewczyny i poszli. Niebawem drogą od pekaesu nadszedł młody ćwok w berecie przekrzywionym malowniczo na bok. Niósł teczkę na rysunki. W jego krwi znajdowało się duże stężenie różnych substancji chemicznych, dzięki czemu był na niezłym haju. Dopytawszy się najpierw, gdzie mieszka Jakub Wędrowycz, przy czym okoliczna dzieciarnia miała mnóstwo uciechy, wskazując mu różne błędne adresy, wszedł wreszcie na właściwe podwórze. Zaraz też spotkał Marikę.

– Cześć Moniko. Znalazłem cię. Nieładnie tak uciekać bez pożegnania.

– My się znamy? – zaciekawiła się

– Nie zgrywaj się. Tęskniłem za tobą.

Monika wybiegła ze stajni i złapała go niespodziewanie zębami za siedzenie. Zawył. Rzuciła go na ziemię i zatańczyła kopytami i o centymetry od jego twarzy. Rżała przy tym, starając się jak najlepiej wykorzystać końskie struny głosowe do wydawania ludzkich dźwięków. Artysta zbladł.

– Jezu – wymamrotał – ta szkapa mówi?

– Szkapa? – zdenerwowała się Marika. Uważaj, co mówisz. Długo pracowałam nad swoim wyglądem.

Głos był inny niż u prawdziwej Moniki. Usłyszał to.

– A kim ty właściwie jesteś – zdziwił się. Jesteś tak podobna do Moniki… Może jesteś jej siostrą?

– Jestem Marika. Jestem klaczą Jakuba Wędrowycza, a Monika stoi za tobą palancie.

– Odwrócił się i popatrzył na stojącą za nim klacz.

– Pierdoły – powiedział wreszcie.

Monika znowu próbowała mówić. Tym razem wsłuchiwał się uważniej.

– Coś podobnego – wymamrotał. Bardzo mi miło, Tomek jestem.

Iwanów zmaterializował się z powietrza.

– Wot te na – powiedział. Przedstawiciel młodego pokolenia. Artystyczna Bohema?

– Można tak to określić.

Monika podkradła się od tyłu i kopnęła czarownika.

– Chodźmy gdzieś, gdzie będziemy mogli pogadać – powiedział. Na przykład do tej chałupy.

Weszli do domu Jakuba. Siedli w „salonie” na fotelach.

– Wygląda mi pan na człowieka, który wie, czego chce – powiedział czarownik, uśmiechając się. Miałbym dla pana małe zlecenie.

– A co ja z tego będę miał?

– Dostaniesz Monikę. Bo do tej pory zdaje się nie lubiła cię?

– Aha.

– Będzie ci posłuszna. Uległa. Co ty na to? Młody artysta roześmiał się.

– Wolne żarty.

– Uważasz, że nie zmuszę jej do tego?

– Nie wiem jak. Zresztą, co to za heca z tą zmianą miejsc?

– Drobnostka. Postanowiłem urozmaicić jej życie.

– Kurde, jeszcze w życiu nie miałem takich majaków po prochach.

Iwanów obraził się.

– Wrócę jak wytrzeźwiejesz.

– Nie chcę trzeźwieć. Jestem artystą.

Czarownik zniknął. Artysta zażył sobie jeszcze jedną tabletkę wynalazku produkcji swojego kumpla i zapadł w niebyt. Jakub i Herberto nadeszli po godzinie.

– A to, co za padlina? – zdziwił się gospodarz, widząc na podłodze leżącego bez przytomności, a za to z błogim uśmiechem na ustach, chłopaka.

– Przyjechał do Moniki w odwiedziny. – wyjaśniła Marika. Artysta. Gadali o czymś z Iwanowem, a potem łyknął coś i zwalił się na podłogę.

Herberto otworzył jedno oko leżącego. Źrenica wypełniała je prawie całkowicie.

– Przedawkował jakiś narkotyk – powiedział.

– Narkotyk? – zaciekawił się Jakub. Ojciec zna się na tym?

– Trochę.

Egzorcysta amator padł na kolana i zaczął przeszukiwać kieszenie leżącego. Znalazł trochę jakichś tabletek w słoiczku i buteleczkę czegoś.

– Co to? – zaciekawiony podsunął buteleczkę zakonnikowi.

Zakonnik odkorkował i powąchał.

– Chyba LSD. Mocny środek. Wywołuje halucynacje i zaburzenia jaźni.

– Chyba wiem, co zrobimy. – Co?

– Zobaczysz. Na razie pomóż mi zawlec to ścierwo do piwnicy.

Zawlekli. Następnie Jakub napisał kawałkiem kredy na ścianie stajni:

Chyba się dogadamy. Wpadnij, potargujemy się jeszcze przy piwie.

Czarownik niebawem się zjawił.

– Wierzyłem w wasz rozsądek – powiedział, sadowiąc się za stołem. A gdzie ten miły młodzieniec?

– Poszedł do Woj sławie dokupić piwa. Ale wróci przed wieczorem. A na razie łyknijmy to, co mamy – podsunął mu kufel.

– Niezłe. Co to jest?

– Nazywa się „Perła Chmielowa”. Produkują je chyba w Lublinie. Najlepsze piwo w Polsce.

– Dobrze. Co chcecie targować?

– Jesteś kapłanem, no nie? – Aha.

– Podzielimy strefy wpływów. Ty zostajesz arcykapłanem i masz władzę nad całą Polską.