Выбрать главу

– SD zajęte jest na tyłach.

– To prawda. Ci panowie nie pchają się na front. Czy Steinbrenner nie służył dawniej w SD?

– Podobno był w obozie koncentracyjnym. Jako komendant bloku czy coś w tym rodzaju.

Nadeszli pozostali. Z nich wszystkich tylko Steinbrenner był ożywiony i wyspany. Twarz miał zaróżowioną jak dziecko.

– Słuchajcie! – zawołał. – Tę krowę zostawcie dla mnie!

– Jak to dla ciebie? – spytał Sauer. – Już nie zdążysz jej zrobić bachora. Trzeba było wcześniej spróbować.

– Toteż próbował – powiedział Immermann.

– Skąd ty o tym wiesz? – Steinbrenner odwrócił się gniewnie.

– Tylko że ona go nie dopuściła.

– Coś taki cwany? – warknął Steinbrenner. – Gdybym chciał, mógłbym mieć tę czerwoną krowę.

– Albo i nie!

– Dość tego gadania! – Sauer odgryzł kawałek prymki. – Jeśli ma ochotę sam ją rozwalić, proszę bardzo. Nie będę mu przeszkadzał. Nie palę się do tego.

– Ja też nie – oświadczył Graeber.

Pozostali milczeli. Zrobiło się widniej. Hirschland spojrzał na zegarek.

– Śpieszy ci się, Izaak? – spytał Steinbrenner. – Powinieneś się cieszyć, że cię wyznaczono. Taka egzekucja to doskonałe lekarstwo na twoje żydowskie sentymenty. – Splunął. – Rozstrzeliwać taką bandę! Szkoda amunicji! Należałoby ich wszystkich powiesić! Tak robimy gdzie indziej!

– Na czym? – Sauer rozejrzał się dokoła. – Znajdź tu jakieś drzewo. A może mamy jeszcze budować szubienicę? Z czego?

– Już idą – powiedział Graeber.

Nadszedł Mucke prowadząc czworo Rosjan. Dwaj żołnierze szli przed nimi, dwaj za nimi. Na przedzie kroczył starzec, za nim szła kobieta, na końcu – dwaj młodsi mężczyźni. Nie czekając rozkazu wszyscy czworo ustawili się szeregiem przed grobami. Tylko kobieta spojrzała jeszcze w głąb dołu, nim się odwróciła. Miała na sobie czerwoną wełnianą spódnicę.

Z domu dowódcy kompanii wyszedł podporucznik Muller z pierwszego plutonu. Zastępował Rahego przy egzekucji. To absurdalne, ale często jeszcze zachowywano pozory. Nie wiadomo było, czy tych czworo Rosjan jest partyzantami, czy nie, lecz przesłuchano ich i skazano jak najbardziej formalnie, choć nie dano im najmniejszej możliwości obrony. Cóż było zresztą do udowodnienia? Podobno mieli broń. Teraz zostaną rozstrzelani z zachowaniem całego rytuału i w asyście oficera. Jakby im to w gruncie rzeczy nie było obojętne.

Podporucznik Muller miał dwadzieścia jeden lat. Przed sześcioma tygodniami przydzielono go do tej kompanii. Popatrzył na skazanych i odczytał wyrok.

– Krowa dla mnie – szepnął Steinbrenner.

Graeber spojrzał na kobietę. Stała spokojnie przed grobem w swojej czerwonej spódnicy. Była młoda, silna, zdrowa i stworzona do rodzenia dzieci. Nie rozumiała ani słowa z tego, co czytał Muller, ale wiedziała, że to wyrok śmierci. Wiedziała, że za kilka minut życie, które tak silnie tętniło w jej żyłach, ustanie na zawsze. A mimo to stała spokojnie, jak gdyby nigdy nic, i wydawało się jedynie, że marznie z lekka w porannym chłodzie.

Graeber zauważył, że Mucke, zaaferowany, szepcze coś do ucha podporucznikowi. Muller podniósł wzrok.

– Nie można tego potem zrobić?

– Lepiej teraz, panie poruczniku. Wygodniej.

– Dobrze. Róbcie, jak chcecie.

Mucke wystąpił naprzód.

– Powiedz temu tam, żeby ściągnął buty – zwrócił się do starego Rosjanina, który rozumiał po niemiecku, i wskazał na młodszego jeńca.

Stary przełożył rozkaz towarzyszowi. Mówił cicho i niemal śpiewnie. Tamten, wątły mężczyzna, nie zrozumiał początkowo, o co chodzi.

– Prędzej! – warknął Mucke. – Buty! Ściągaj buty!

Starzec powtórzył swoje słowa. Wreszcie młodszy zrozumiał i spiesznie, jak ktoś, kto zaniedbał obowiązku, zaczął ściągać buty. Zataczał się przy tym, stojąc na jednej nodze.

“Dlaczego się tak śpieszy? – myślał Graeber. – Chce umrzeć o minutę prędzej?”

Mężczyzna podniósł buty i podał je usłużnie Muckemu. Były dobre. Mucke burknął coś i wskazał na bok. Rosjanin odstawił buty i wrócił do szeregu. Stał teraz na śniegu w brudnych onucach, z których wystawały żółte paluchy; podkurczał je zmieszany.

Mucke zlustrował pozostałych Rosjan. U kobiety zauważył futrzane rękawice. Kazał je dołożyć do butów. Przez chwilę jeszcze przyglądał się czerwonej spódnicy. Była nie zniszczona i z dobrego materiału. Steinbrenner zachichotał ukradkiem, ale Mucke zostawił kobietę w spokoju. Nie wiadomo, czy bał się Rahego, który ze swego okna mógł obserwować egzekucję, czy też nie wiedział po prostu, co począć ze spódnicą. Cofnął się.

Kobieta powiedziała szybko kilka słów po rosyjsku.

– Spytajcie ją, czego jeszcze chce – odezwał się podporucznik Muller. Był bardzo blady, pierwszy raz w życiu brał udział w egzekucji.

Mucke spytał starego Rosjanina.

– Ona nic nie chce. Przeklina was tylko.

– Co?! – zawołał Muller nie dosłyszawszy.

– Przeklina was – powtórzył Rosjanin głośniej. – Przeklina was i wszystkich Niemców, którzy znajdują się na rosyjskiej ziemi! Przeklina wasze dzieci! Ona życzy wam, aby jej dzieci zabijały tak kiedyś wasze dzieci, jak wy nas teraz zabijacie.

– Co za bezczelność! – Mucke wlepił wzrok w kobietę.

– Ona ma dwoje dzieci – ciągnął dalej starzec. – A ja mam trzech synów.

– Dosyć, Mucke – zawołał Muller nerwowo. – Nie jesteśmy spowiednikami. Baczność!

Żołnierze znieruchomieli. Graeber, który znów ściągnął rękawice, mocniej ujął karabin. Duży i wskazujący palec przywarty do zimnej stali. Obok niego stał Hirschland. Zżółkł, lecz stał nieporuszony. Graeber postanowił celować w pierwszego Rosjanina z lewej strony. Początkowo, gdy przydzielono go do plutonu egzekucyjnego, strzelał w powietrze. Ale później już tego nie robił. W ten sposób nie oddawało się przysługi skazańcom. Inni postępowali podobnie i zdarzało się, że prawie wszyscy rozmyślnie chybiali. Egzekucję powtarzano, tak że jeńcy rozstrzeliwani byli dwukrotnie. Raz wprawdzie jakaś kobieta, gdy nie została trafiona, padła na kolana i ze łzami w oczach dziękowała za tę jedną czy dwie minuty życia, które w ten sposób jeszcze zyskała. Graeber niechętnie ją wspominał. Zresztą tego rodzaju historie już się więcej nie zdarzyły.

– Cel!

Nad muszką karabinu Graeber widział Rosjanina. Był to ów starzec z brodą i niebieskimi oczami. Celownik rozcinał mu twarz na dwoje. Graeber obniżył lufę. Ostatnim razem odstrzelił skazańcowi szczękę. “Pierś jest pewniejsza" – pomyślał. Spostrzegł, że Hirschland unosi wyżej lufę i chce strzelać ponad głowy.

– Mucke cię widzi! – szepnął. – Opuść niżej! Bardziej na bok!

Hirschland obniżył wylot karabinu.

– Ognia! – padła komenda.

Rosjanin jak gdyby się uniósł i chciał podbiec do Graebera. Wygiął się niby postać odbita w krzywym zwierciadle ustawionym w jarmarcznej budzie. Wygiął się i runął w tył do grobu. I tylko nogi jego sterczały na zewnątrz.

Dwaj inni padli tam, gdzie stali. Ten bez butów w ostatniej chwili poderwał ręce, aby osłonić twarz. Jedna dłoń zwisała teraz na ścięgnach jak łachman. Rosjanom nie skrępowano rąk ani nie zawiązano oczu. Po prostu zapomniano o tym.

Kobieta upadła do przodu. Żyła jeszcze. Wspierając się na ręku uniosła głowę i patrzyła na żołnierzy. Na twarzy Steinbrennera malowało się zadowolenie. On jeden w nią celował. Dostała kulą w brzuch. Steinbrenner był celnym strzelcem.

Stary Rosjanin wycharczał coś z grobu i zamilkł. Tylko kobieta, żyła jeszcze. Wpiła oczy w żołnierzy i syczała, ale nikt już nie mógł przetłumaczyć jej słów. Leżała wsparta na rękach, jak wielka kolorowa żaba, która nie może się już poruszać, i syczała, ani na chwilę nie odwracając oczu. Nie zauważyła nawet, że z boku zbliża się rozeźlony Mucke. Syczała i syczała i dopiero w ostatniej chwili spostrzegła rewolwer. Szarpnęła głową i wgryzła się w dłoń feldfebla. Mucke zaklął i lewą ręką trzasnął ją w szczękę. Gdy kobieta rozwarła usta, strzelił jej w tył głowy.