Выбрать главу

Usłyszał kroki nadchodzącego Sauera.

– Stało się coś? – spytał.

– Nie. Przez chwilę zdawało mi się, że słyszę jakieś szmery. Ale to tylko szczury w szopie, gdzie leżą Rosjanie. – Sauer wskazał na pagórek, pod którym zakopano rozstrzelanych partyzantów. – Ci chociaż mają grób.

– Tak. Sami go sobie wykopali.

Sauer splunął.

– Właściwie można zrozumieć tych biedaków. Przecież niszczymy ich własny kraj.

Graeber spojrzał na niego. W nocy nachodzą człowieka inne myśli niż w dzień, ale Sauer to stary żołnierz, tak łatwo się nie rozczula.

– Skąd ci to przyszło do głowy? Dlatego, że się cofamy?

– No chyba! Wyobraź sobie, że i oni kiedyś mogą tak postępować z nami!

Graeber milczał przez chwilę. “Nie jestem lepszy od niego – pomyślał. – Odsuwałem to wszystko od siebie, odsuwałem, jak długo się dało".

– Dziwne – odezwał się. – Człowiek zaczyna rozumieć innych dopiero wtedy, kiedy sam ma tyłek w ogniu. Gdy komuś się dobrze powodzi, nie pomyśli o tym.

– Pewnie, że nie! To chyba jasne!

– Tak. Ale nie świadczy zbyt pochlebnie o człowieku.

– Nie świadczy pochlebnie? Kto by o to pytał, kiedy chodzi o własną skórę? – Sauer spojrzał na Graebera ze zdumieniem i odrobiną irytacji. – Wy, uczone facety, zawsze macie jakieś dziwne pomysły! Ani ja, ani ty nie zaczęliśmy tej wojny i nie jesteśmy za nią odpowiedzialni. Spełniamy tylko swój obowiązek. A rozkaz to rozkaz. Może nie?

– Tak – odparł Graeber, znużony.

III

Huk salwy rozpłynął się szybko w szarej wacie chmur zalegających niebo. Przycupnięte na murach wrony nawet się nie poderwały. Odpowiedziały jedynie krótkim krakaniem, które wydawało się głośniejsze niż strzały. Przyzwyczajone były do większych hałasów.

Trzy postacie na brezentowych płachtach leżały do połowy zanurzone w rozmiękłym śniegu. Żołnierza bez twarzy zawinięto w płachtę. Reicke leżał pośrodku. Rozmiękły but z resztką nogi ułożono na właściwym miejscu, ale w czasie transportu z cerkwi obsunął się i zwisał teraz na dół. Nikt go już nie chciał poprawić. Wyglądało to, jakby Reicke chciał się głębiej zagrzebać w ziemi.

Sypali mokre grudy. Po wypełnieniu dołu pozostała jeszcze kupka ziemi.

– Czy mamy ubić? – spytał Mucke Mullera.

– Co?

– Czy ubić grób, panie poruczniku? Zmieścimy jeszcze resztę ziemi, a na wierzchu możemy położyć parę kamieni. Ze względu na lisy i wilki.

– One się tam nie dostaną. Grób jest dosyć głęboki. A poza tym…

Muller pomyślał, że lisy i wilki mają dosyć żarcia na polach i nie potrzebują rozkopywać grobów.

– Nonsens – powiedział. – Skąd wam to przyszło do głowy?

– Zdarzało się.

Mucke spoglądał na Mullera bez wyrazu. “Jeszcze jeden tępy bałwan – pomyślał. – Oficerami zostają zawsze niewłaściwi ludzie. A właściwi giną. Tak jak Reicke".

Muller potrząsnął głową.

– Z reszty ziemi usypcie pagórek. Tak się należy. I osadźcie krzyż od strony głowy.

– Tak jest, panie poruczniku.

Muller kazał sformować kompanię i odmaszerować. Komenderował głośniej, niż trzeba. Zawsze mu się zdawało, że starzy żołnierze nie traktują go poważnie. Tak też było w istocie.

Sauer, Immermann i Graeber usypali pagórek z reszty ziemi.

– Krzyż nie utrzyma się długo – powiedział Sauer. – Ziemia zbyt luźna.

– Pewno.

– Nawet trzech dni nie ustoi.

– Czy Reicke to twój krewny? – spytał Immermann.

– Stul pysk! Z niego był porządny chłop. Ale skąd ty możesz o tym wiedzieć? Nie zetknąłeś się z nim w karnej kompanii.

Immermann zaśmiał się.

– To wszystko, co masz do powiedzenia? Karna kompania… ty nieuświadomiony cymbale! – Nagle ogarnęła go wściekłość. – Tam byli lepsi ludzie niż wy tutaj.

– Osadźmy wreszcie ten krzyż – powiedział Graeber.

Immermann odwrócił się.

– Ach, nasz urlopnik. Jak mu się spieszy!

– A tobie by się nie spieszyło, co? – spytał Sauer.

– Ja nie dostanę urlopu, przecież o tym wiesz, ty gnojku.

– No chyba. Bobyś nie wrócił.

– Może bym i wrócił.

Sauer splunął.

Immermann zaśmiał się pogardliwie:

– Może bym nawet zameldował się z powrotem na ochotnika.

– Tak, może. U ciebie i tak nigdy nic nie wiadomo. Gadać to ty potrafisz. A kto wie, jakie masz tajemnice.

Sauer podniósł krzyż. Zaostrzonym końcem wbił go w ziemię i kilka razy uderzył łopatą. Krzyż zapadł głęboko.

– Widzisz – rzekł do Graebera. – Nawet trzech dni nie ustoi.

– Trzy dni to i tak długo – powiedział Immermann. – Dam ci dobrą radę, Sauer. Za trzy dni śnieg na cmentarzu opadnie i będziesz mógł się tam dostać. Wtedy przyniesiesz kamienny krzyż i osadzisz go tutaj. Uspokoi to twoją służalczą duszyczkę.

– Rosyjski krzyż?

– Czemu nie? Bóg jest międzynarodowy. A może i on już nie?

Sauer odwrócił się.

– Ale z ciebie wesołek! Naprawdę międzynarodowy wesołek!

– Stałem się nim dopiero. Stałem się, Sauer. Dawniej byłem inny. A z krzyżem to twój pomysł. Sam to wczoraj zaproponowałeś.

– Wczoraj! Wczoraj myśleliśmy, że to Rosjanin, ty krętaczu!

Graeber podniósł łopatę.

– Idę. Chyba już skończyliśmy?

– Tak, urlopniku – odparł Immermann. – Tak, ty wzorze ostrożności! Tutaj skończyliśmy.

Graeber nie odpowiedział. Schodził z pagórka.

Oddział rozlokował się w piwnicy; światło wpadało tu przez dziurę w pułapie. Pod dziurą przykucnęli czterej żołnierze i grali w skata na pokrywie skrzyni. Kilku innych spało po kątach. Sauer pisał list. Piwnica należała prawdopodobnie do jakiegoś bonzy partyjnego; była duża i dość sucha.

Wszedł Steinbrenner.

– Słyszeliście ostatni komunikat?

– Radio jest zepsute.

– Co za świństwo! Trzeba je naprawić.

– To napraw je, osesku – odezwał się Immermann. – Człowiek, który o nie dbał, stracił głowę przed dwoma tygodniami.

– Co się popsuło?

– Nie mamy już baterii.

– Nie ma baterii?

– Nie. – Immermann spojrzał ironicznie na Steinbrennera. – Ale może będzie grało, jeśli wsadzisz sobie druty do nosa, zawsze miałeś głowę naładowaną elektrycznością. Spróbuj.

Steinbrenner odgarnął włosy.

– Są ludzie, co zamykają pysk, dopiero gdy go sobie solidnie poparzą.

– Nie mów tak tajemniczo, Maks – odparł Immermann spokojnie. – Już mnie sypnąłeś kilka razy. Wszyscy o tym wiedzą. Gorliwy z ciebie chłopak. To ci się chwali. Na nieszczęście jestem wybornym mechanikiem i dobrym erkaemistą. Tacy są tu w tej chwili bardziej potrzebni niż ty. Dlatego ci się nie udaje. Ile ty właściwie masz lat?

– Stul mordę!

– Mniej więcej dwadzieścia, co? A może dopiero dziewiętnaście? Mimo to masz już bogatą przeszłość. Przez pięć czy sześć lat polowałeś na Żydów i zdrajców narodu. Moje uznanie! Ja mając dwadzieścia lat polowałem tylko na dziewczynki.

– To widać!

– Tak, to widać.

U wejścia zjawił się Mucke.

– Co tu się znowu dzieje?

Nikt nie odpowiedział. Muckego uważano za skończonego durnia.