Выбрать главу

Wstał, włożył ręce do kieszeni, jego głos zabrzmiał twardo:

- Proszę cię, Klaudiuszu, żebyś porozmawiał z Nazarem już teraz. Nie życzę sobie... Ani minuty...

- Jul? - Klaudiusz zdziwiony uniósł brwi. - A co, według ciebie, mogę powiedzieć Nazarowi? W końcu, jeśli on ją kocha...

- Kocha?!

Przez jakiś czas profesor krążył dookoła ogniska, nie znajdując słów. Potem usiadł, po wyrazie twarzy gość zrozumiał, że profesor Julian Mitec wziął się w końcu w garść, i trzymał się mocno i pewnie.

- Ja tak to rozumiem - bezbarwnym głosem oświadczył gospodarz - że w ramach obowiązków służbowych zabierzesz ją stąd? W celu skontrolowania i rejestracji?

- W ramach obowiązków służbowych - gość w zamyśleniu zapalił trzeciego papierosa - zajmują się tym inni ludzie. Co do mnie, ja tylko zlecam zabranie jej, to fakt...

- Proszę cię, tylko nie w moim domu - rzucił profesor tak samo bezbarwnym i głuchym głosem. - Nie chciałbym...

- Ależ nie ma żadnej potrzeby jej zabierania! - Rozmówca strzepnął z eleganckich szarych spodni czarny płatek sadzy. - Sama przyjdzie, gdzie należy i żaden sąsiad...

- Mam gdzieś sąsiadów.

Twarz profesora przybrała żółtawy odcień. Każdy, kto godzinę temu byłby świadkiem święta ze śpiewami, zdziwiłby się przemianie na jego obliczu.

- Mam gdzieś sąsiadów. Ale nie syna. Czy ona jest zainicjowaną wiedźmą, czy nie... Patrzysz na to okiem, zaraza, speca, a ja... - Profesor zamilkł. Odetchnął, wstał, zamierzając iść do domu.

- Na miejscu twojego syna nie posłuchałbym - rzucił cicho nazywany Klaudiuszem.

* * *

Nazar pojawił się po pół godzinie. O człowieku, który przeżył wstrząs, przyjęto mówić, że się raptownie postarzał. Co do Nazara to stało się coś zupełnie przeciwnego: młody mężczyzna, który nie tak dawno wnosił do domu swoją przyszłą żonę, wyglądał teraz jak wystraszony i śmiertelnie urażony chłopiec.

- Klaudiuszu?

Przez ten czas, kiedy przyjaciel domu siedział samotnie na łące, udało mu się wykończyć paczkę swoich wspaniałych papierosów, teraz patrzył, jak dopala się w ognisku wytworne opakowanie z cienkiej tektury.

- Nazarek, ona sama by ci powiedziała. Jak nie dziś, to jutro... Ale nie mogłem ukrywać tego przed twoim ojcem. To by było, hm-m-m... nieładnie z mojej strony. Niegrzecznie. Rozumiesz mnie?

Nazar głośno przełknął ślinę.

- A czy może być tak, że ona sama nie wie? Może?..

Przez chwilą Klaudiusz zastanawiał się, czy nie skłamać. Potem westchnął i pokręcił głową:

- Niestety. One zawsze i wszystko o sobie wiedzą.

- Okłamywała mnie - pękniętym głosem stwierdził Nazar.

Klaudiusz wzruszył ramionami współczująco.

* * *

Iwga nie spała - leżała z kocem na głowie, z nosem między podciągniętymi kolanami i wyobrażała sobie, że jest ślimakiem. W domku, w muszli, ciepło i przytulnie, wszystko, co poza ściankami domku - obojętne jest i niebezpieczne... Potem zabrakło jej wyobraźni, a wieczór ciągle się jeszcze nie kończył; ktoś chodził po domu, ktoś mówił półgłosem, potem usłyszała odgłos uruchamianego silnika.

W pewnej chwili niemal uwierzyła, że koszmar skończył się, że wszystko się ułożyło, że Wielki Inkwizytor zaraz odjedzie i wszystko zostanie po staremu...

W tym momencie przyszedł Nazar. Nie zapalając światła i milcząc, stał w półmroku, zaraz za progiem. Iwga napięła mięśnie, ale nie wystarczyło jej odwagi, by samej zacząć rozmowę.

- Co z tobą? - zapytał Nazar. Iwga zrozumiała, że on już wszystko wie. - Jak się czujesz?

Jak ja się czuję, zapytała siebie Iwga. Jak wesz w zakładzie fryzjerskim, z lekkim dyskomfortem...

Nazar milczał; pod jego spojrzeniem leżąca w ciemności Iwga rzeczywiście poczuła się jak wesz we wspaniałej koafiurze - drobna gadzina, która przy pomocy kłamstwa przedostała się do tego pięknego i wspaniałego świata.

- No to dobranoc - powiedział Nazar drewnianym głosem i zamknął za sobą drzwi.

Przez kilka minut Iwga leżała nieruchomo, wpijając się zębami we własną dłoń, potem poderwała się, włączyła nocną lampkę i gorączkowo zaczęła pakować swoje rzeczy.

Pośpieszna praca pozwoliły jej na krótką chwilę uwolnić się od rozmyślań; patroszyła szafę i bebeszyła szafkę nocną, szmat było mnóstwo, a stara podróżna torba, towarzyszka podróży, okazała się mała i kompletnie niepojemna.

Odwykła od wędrownego życia. Od życia z całym dobytkiem w jednej wytartej sportowej torbie. Ach, jak łatwo o tym zapomniała, jak się wyluzowała, jak sobie odpuściła...

Świadomość straty zabolała, jakby zardzewiała igła przeszyła jej serce; opuściła ręce, usiadła na podłodze i przygryzła wargę, by nie rozryczeć się. To potem, wszystkie łzy potem...

Ale i tak by nie wytrzymała i rozpłakała się, gdyby nie inna myśl, niczym lodowata łapa: Inkwizycja. Nie ta prowincjonalna, z której łap umykała nie raz; ta prawdziwa. Wielka Inkwizycja, jeżdżąca grafami, wspaniałymi wozami, koloru soczystej żaby...

Iwga zgasiła lampkę, prawie urywając sznureczek wyłącznika. Bezszelestnie podeszła do okna. Wspaniały letni wieczór szczęśliwie ustępował miejsca równie wspaniałej nocy, gwiaździstej, cykadowej i kompletnie rozleniwionej. Wczoraj o tej porze ona i Nazar...

Iwga spoliczkowała się. Uderzenie przerwało myśl, a osty wewnętrzny ból zastąpiony został zwyczajnym bólem twarzy, wulgarnym i prostackim.

Iwga widziała w ciemnościach dość kiepsko, ale i tak lepiej niż każdy inny człowiek... Chyba, że był wiedźmą albo inkwizytorem.

Jej torba była wzdęta niczym krowi trup. Kiedyś w dzieciństwie widziała taki przy drodze, wrażenie żyło w niej długo...

Westchnęła.

Większą część Nazarowych prezentów musiała porzucić. Zostawiłaby wszystkie, ale ciepła szara kurtka przyda się jej na pewno, gdyby zaczęły się deszcze, a w nowych sportowych butach będzie jej wygodnie iść po zakurzonych drogach - od rana do wieczora...

Potem między rzeczami znalazła białą koszulę Nazara - i przez dwie długie minuty siedziała z twarzą wtuloną w pusty, bezwolny rękaw. Kołnierzyk koszuli przesączony był zapachem Nazara - Iwga wyczuwała zapachy dość kiepsko, ale i tak lepiej niż każdy inny człowiek... Chyba, że był wiedźmą... Albo inkwizytorem...

Strasznie chciała wziąć coś ze sobą na pamiątkę. I napisać do Nazara choćby jedno słowo, choćby literkę... To nieznośne, ta świadomość, że on będzie myślał o niej tak...

... jak na to zasłużyła.

Otworzywszy drzwi szafy, długo patrzyła w jasne, choć zakurzone lustro. Ruda, z prowincjonalnie pulchnymi policzkami i naiwnymi piegami na całej twarzy, z lekko zadartym noskiem, dziecinnymi pulchnymi wargami... i spojrzeniem otrzaskanej, zawziętej, ale bardzo zmęczonej i bardzo nieszczęśliwej lisicy.

Sezon polowań otwarto...

Słowo „inkwizycja” smagało niczym bat. Bezszelestnie stąpając w mroku. Iwga szerzej otworzyła okno, przerzuciła przez ramię torbę i zgrabnie przesadziła parapet.

Poddasze jej byłego przyszłego domu można by uznać za niskie drugie piętro; przez chwilę siedziała na trawie, czekając, aż ucichnie ból w odbitych stopach. W domu Nazara panowała ciemność, w jadalni paliło się światło. Czym się teraz zajmuje jej były tato-świekr? Można sobie wyobrazić, jaką miał minę, kiedy...

Tym razem już siebie nie policzkowała - odgłos uderzenia mógłby dotrzeć do cudzych uszu. Wściekle uszczypnęła się w łydkę - i niepotrzebna myśl umknęła przegnana bólem. O, jakie to proste, tyle że zostanie fioletowy siniec. Dobrze, że Nazar go nie zobaczy...