Выбрать главу

- Popatrz na mnie - poprosił szeptem.

Nie podnosiła na niego oczu. Spazmatycznie wciągała nosem słoną wilgoć.

- Popatrz na mnie... Proszę, popatrz.

Gwałtownie przełknęła ślinę. Podniosła na niego spojrzenie - rozgorączkowane, zmęczone spojrzenie nieszczęsnej lisicy.

A on uśmiechnął się. Ledwo-ledwo, tylko oczami i kącikami ust.

- I powiadasz, że świat się nie zmienił?

Cisza. Przykrył ich nieprzenikalny, przeźroczysty kołpak - zasłaniający przed światem, przed trzaskiem gałęzi w ognisku, odgradzający od zdziwionych głosów ojca i syna i od kumkania odległych żab.

- Gęsi - powiedziała szeptem.

- Co?

- Gęsi...

Odwrócił się.

Od przesłoniętego zaroślami jeziora maszerowało przez łąkę stado białych jak letnie obłoki, bezwstydnych sąsiedzkich gęsi.