Выбрать главу

— Powiedz, czego sobie życzysz, gubernatorze.

— Sądzimy, że udało się nam zabezpieczyć portal Złącza — zaczął qax. — Otacza go pierścień splińskich okrętów wojennych. Szczerze mówiąc, każdy człowiek, który zbliży się na milion mil do tego obiektu, ulegnie likwidacji.

Parz uniósł brwi.

— Dziwi mnie, że nie zniszczyliście portalu.

Ponownie niezwykłe dla tego gatunku wahanie.

— Jasofcie Parz, nie potrafię rozstrzygnąć, jaki tryb postępowania byłby poprawny w obecnej sytuacji. Ludzki statek, obsadzony przez buntowników wrogich qaxańskiej administracji, umknął piętnaście stuleci w przeszłość — w okres, kiedy qaxowie nie mieli jeszcze wpływu na sprawy ludzkości. Celem tych buntowników, bez cienia wątpliwości, jest doprowadzenie w bliżej nieokreślony sposób do zmiany rozwoju wydarzeń, zapewne do przygotowania ludzkości na stawienie oporu albo obalenie qaxańskiej administracji. Parz, zmuszony byłem założyć, że przeszłość już uległa zmianie wskutek działalności tych buntowników.

Parz skinął głową.

— Więc niszcząc portal, utracilibyście jedyną drogę dostępu do przeszłości.

— Utraciłbym jakąkolwiek możliwość wpłynięcia na rozwój wydarzeń.

Parz poprawił się w fotelu.

— Wysłaliście już coś na drugą stronę?

— Jeszcze nie.

Parz wybuchnął śmiechem.

— Gubernatorze, upłynął już tydzień. Nie sądzisz, że to objaw niezdecydowania? Albo zamknijcie to cholerne przejście, albo z niego skorzystajcie. W każdym wypadku musicie zacząć działać.

A podczas gdy wy zwlekacie z podjęciem decyzji, uzupełnił w duchu, fala nierealności przez cały czas zmierza ku nam z niewyobrażalną szybkością…

Parz spodziewał się ostrej reakcji na swą prowokacyjną uwagę, lecz jedyną reakcją, jaką uzyskał, było kolejne zawahanie.

— Nie potrafię opracować planu postępowania. Ambasadorze, proszę rozważyć implikacje obecnej sytuacji. Ci buntownicy kontrolują przeszłość, ponad półtora tysiąca lat. Próbowałem oszacować zagrażające nam z tej przyczyny potencjalne straty, lecz żaden algorytm nawet nie potrafił podać przybliżonego rzędu wielkości. Uważam, że niebezpieczeństwo — z praktycznego punktu widzenia jest nieskończone… Moja rasa po raz pierwszy, i być może ostatni, staje w obliczu podobnego zagrożenia.

Jasoft skubnął wargę w zamyśleniu.

— Niemalże budzi się we mnie współczucie, gubernatorze.

Pospieszne rozważania w łonie szczątkowej społeczności naukowej na Ziemi również obracały się wokół efektów ucieczki buntowników w przeszłość. Czy rebelianci mogą zmienić historię? Niektórzy utrzymywali, że ich działanie poszerzy jedynie zakres granic prawdopodobieństwa — że ich posunięcia stwarzają nowe, alternatywne rzeczywistości. Inni utrzymywali, że rzeczywistość zogniskowana jest wzdłuż pojedynczej osi, wystawionej na zakłócenia wskutek utworzenia „zamkniętej krzywizny czasowej”, szlaku buntowników wiodącego przez czasoprzestrzeń w przeszłość.

W każdym wypadku nikt nie wiedział, czy świadomość przetrwać mogła w niezmienionym stanie podobne zakłócenie — czy Jasoft zorientuje się, że jego świat, jego historia zmienia się wokół niego? A może przejdzie coś na kształt miniaturowej śmierci i zastąpi go nowy. subtelnie zmodyfikowany Jasoft? Nie istniały też najogólniejsze nawet szacunki tempa z subiektywnego punktu widzenia w jakim zakłócenie zbliżało się ku nim, wyłaniając się z przeszłości niczym z głębin posępnego morza.

Jasoftowi wszystkie te spekulacje wydawały się nierealne — a jednak w pewnej mierze pozbawiały zamieszkiwany przezeń świat realności, jak gdyby całe jego życie stanowiło zaledwie zawieszoną w próżni jaskrawo pomalowaną płaszczyznę. Nie bał się a przynajmniej tak uważał lecz wyczuwał, że jego poczucie rzeczywistości doznało głębokiego wstrząsu.

Podejrzewał, że było to uczucie bliskie lekkiego obłędu.

— Ambasadorze, proszę o sprawozdanie na temat tych buntowników. Co udało się ustalić?

Jasoft wyciągnął minikomp z teczki, zamontował go przed sobą na stole i przebiegł palcami po jego powierzchni, przywołując dane.

— Sądzimy, że buntownicy należą do grupy określającej się mianem Przyjaciół Wignera. Przed przeprowadzeniem tej zuchwałej akcji uważano ich za ugrupowanie marginalne, w minimalnym stopniu zagrażające trwałości reżimu.

— Prowadzimy świadomą politykę ignorowania podobnych organizacji — oznajmił posępnie qax. — Zaczerpniętą z długofalowej strategii takich ludzkich potęg kolonialnych jak imperium rzymskie, które zezwalało na działalność lokalnych wyznań religijnych… Po co tracić środki na zwalczanie czegoś, co samo w sobie jest niegroźne? Być może polityka ta poddana zostanie teraz rewizji.

Parz zadrżał, słysząc to ostatnie, beznamiętnie wygłoszone zdanie i wyczuwając ukrytą w nim groźbę.

— Odradzałbym to — powiedział szybko. — W końcu, co się stało, już się nie odstanie.

— Co wiadomo na temat ich statku?

Jasoft poinformował go, że pojazd zmontowany został pod ziemią na niewielkiej wyspie wciąż jeszcze nazywanej Brytanią.

Podczas dziesięcioleci okupacji wprowadzono w życie program, którego celem była systematyczna redukcja ludzkiego potencjału kosmicznego. Statki z całego Układu Słonecznego i pobliskich gwiazd — niewielkiego pęcherzyka przestrzeni zajętego przez ludzi przed okupacją — sprowadzone zostały na Ziemię, zarekwirowane i rozebrane w stoczniach przekształconych w prymitywne złomownie. Nikt nie wiedział, nawet teraz, ile pojedynczych pojazdów wciąż jeszcze ukrywało się przed qaxańskim prawodawstwem gdzieś wśród gwiazd, lecz skoro Układ Słoneczny i ważniejsze kolonie pozaukładowe zajęte zostały przez najeźdźców, nie stanowiły one poważnego zagrożenia…

Aż do tej chwili. Statek buntowników najwyraźniej zbudowano, opierając się na wykradzionych szczątkach złomowanego, zarekwirowanego frachtowca.

— Skąd ta nazwa? — zapytał qax. — Kim był ten Wigner?

Parz postukał w minikomp.

— Eugene Wigner, fizyk kwantowy, żyjący w XX wieku niemal współcześnie z wielkimi pionierami badań w tej dziedzinie — Schrodingerem, Heisenbergiem. Wigner specjalizował się w solipsyzmie kwantowym.

Qax milczał przez krótką chwilę. Potem oznajmił:

— To niewiele dla mnie znaczy. Musimy ustalić intencje tych Przyjaciół. Jasoft. Musimy znaleźć sposób, by spojrzeć na świat ich oczami. Nie jestem człowiekiem. Musisz mi pomóc.

Parz oparł ręce o blat stolika i zebrał myśli.

Wigner i jego współpracownicy próbowali stworzyć nową teorię filozofii, reagując na to, że fizyka kwantowa, uniwersalnie akceptowana przez naukę, usiana była niesamowity mi sprzecznościami, co nasuwało myśl, iż świat zewnętrzny nie cechował się uporządkowaną, określoną strukturą tak długo, dopóki nie został poddany procesowi poznawczemu.

— My, ludzie, jesteśmy gatunkiem ograniczonym, praktycznym — oznajmił Jasoft. — Żyję w mej głowie, gdzieś tam, w środku. Sprawuję daleko posuniętą władzę nad mym ciałem — nad rękoma, nogami — i do pewnego stopnia kontroluję przedmioty, które potrafię podnieść i użyć ich. — Uniósł oburącz swój minikomp. — Potrafię to poruszyć. Jeżeli rzucę nim o ścianę, odbije się. Minikomp jest bytem dyskretnym i odrębnym od mojego. Ten zdroworozsądkowy pogląd na strukturę wszechświata zaczął się załamywać, gdy zaczęto poznawać najdrobniejsze elementy stworzenia.

Wszystko rozbija się o nieoznaczoność. Potrafię zmierzyć położenie mojego minikompa, powiedzmy, odbijając od niego foton i rejestrując to zjawisko urządzeniem pomiarowym. Ale jak zarejestrować położenie elektronu? Jeśli odbiję od niego foton, przesunę zarazem elektron z miejsca, w którym znajdował się w momencie pomiaru… Powiedzmy, że zmierzyłem położenie elektronu z dokładnością do jednej bilionowej cala. W tym wypadku niepewność w odniesieniu do pędu elektronu będzie tak wielka, że w następnej sekundzie nie będę miał pojęcia, gdzie to cholerstwo mogłoby się znajdować w promieniu stu mil.