Выбрать главу

Proces ten z uwagi na fakt, że przebywałem poza Rosją, miał niezwykły charakter. Był to dopiero drugi przypadek po upadku Związku Radzieckiego, kiedy Rosja zamierzała sądzić obywatela zachodniego kraju in absentia. Jednak nie to okazało się najgorsze. Prawdziwie niewiarygodnym posunięciem Rosjan było postawienie w stan oskarżenia również Siergieja Magnitskiego.

To nie żadna pomyłka. Zamierzali sądzić człowieka, którego zabili. Nawet Józef Stalin, jeden z najbardziej zaciekłych masowych morderców wszech czasów, człowiek odpowiedzialny za śmierć co najmniej dwudziestu milionów Rosjan, nigdy nie posunął się do sądzenia martwego człowieka.

Ale w marcu 2013 roku właśnie coś takiego zrobił Władimir Putin.

Putin tworzył historię prawa. Ostatni w Europie proces wytoczony nieżyjącej osobie odbył się w 897 roku, kiedy Kościół katolicki oskarżył pośmiertnie papieża Formozusa, którego zwłoki odkopano, a następnie pozbawiono trzech palców i wrzucono do Tybru.

Jednak eskalacja wrogości na tym się nie kończyła. Na kilka dni przed rozpoczęciem procesu NTV, kontrolowana przez władze stacja telewizyjna, zaczęła natarczywie reklamować godzinny film dokumentalny na mój temat, zatytułowany Lista Browdera, który miał zostać wyemitowany w porze największej oglądalności.

Nie zawracałem sobie nawet głowy jego oglądaniem, ale Władimir zadzwonił do mnie, żeby mi go streścić.

— To czysta fantazja paranoika — stwierdził.

Jak się dowiedziałem, byłem nie tylko oskarżony do spółki z Siergiejem o oszustwo podatkowe, ale z filmu wynikało również, że jestem odpowiedzialny za dewaluację rubla w 1998 roku, że zagarnąłem 4,8 miliarda dolarów pożyczki, którą Międzynarodowy Fundusz Walutowy przyznał Rosji, że zabiłem swojego wspólnika, Edmonda Safrę, że jestem agentem wywiadu brytyjskiego i że to ja zamordowałem Siergieja Magnitskiego.

Mogłoby mnie to wytrącić z równowagi, ale wszystkie te wymysły były tak nieudolnie spreparowane, że nikt, kto oglądał ów film, nie uwierzył w ani jedno słowo. Jakkolwiek nie byłem pewien, czy wiarygodność ma dla rosyjskich władz jakieś znaczenie. Wszystko, co robili Rosjanie, pasowało do wyświechtanego scenariusza. Ta sama ekipa z NTV przygotowała podobny „dokument”, który miał za zadanie oczernić protestujących przeciwko reelekcji Putina w 2012 roku. Inny film ich autorstwa godził w słynną antyputinowską grupę feministyczną, Pussy Riot. Po emisji obu filmów przedstawione w nich osoby zostały aresztowane i trafiły do więzienia.

Nasz proces rozpoczął się 11 marca w Twerskim Sądzie Rejonowym w Moskwie pod przewodnictwem sędziego Igora Alisowa. Ponieważ ani rodzina Magnitskich, ani ja nie chcieliśmy mieć nic wspólnego z tym wydarzeniem, sąd wbrew naszej woli przydzielił nam dwóch obrońców z urzędu. Obaj próbowali się wycofać, kiedy się zorientowali, że nie są potrzebni, ale zagrożono im wykluczeniem z palestry, jeśli nie będą brali udziału w procesie.

Wszystkie zachodnie rządy, środki masowego przekazu i organizacje zajmujące się ochroną praw człowieka uznały to za bulwersujące nadużycie władzy. Obserwowaliśmy z przerażeniem, jak rozpoczyna się rozprawa i prokurator przemawia całymi godzinami monotonnym głosem, stojąc naprzeciwko pustej klatki.

Wszyscy zachodzili w głowę, po co Putin to robi. Cena reputacji Rosji na forum międzynarodowym była ogromna, a korzyści, jakie mógł odnieść, wydawały się ograniczone. Praktycznie nie było szans, aby wtrącić mnie do rosyjskiego więzienia, a Siergiej i tak już nie żył.

Kryła się za tym jednak pokrętna logika. Putin uznał, że jeśli sąd wyda wyrok przeciwko Siergiejowi i mnie, rosyjscy dyplomaci będą mogli złożyć wizytę rządom wszystkich krajów europejskich, które rozważają wprowadzenie własnej wersji Ustawy Magnitskiego, i powiedzieć: „Jak możecie wprowadzać akt prawny nazwany imieniem przestępcy skazanego przez nasz sąd? I jak możecie słuchać jego poplecznika, który został skazany za to samo oszustwo?”. W tym równaniu nie było jednak miejsca na pewne niewygodne szczegóły, takie jak fakt, że Siergiej nie żyje od trzech lat i że został zabity w areszcie po ujawnieniu potężnej afery korupcyjnej z udziałem urzędników państwowych.

W połowie procesu postępowanie utknęło w martwym punkcie, ponieważ dwaj obrońcy z urzędu przestali się pojawiać w sądzie na znak protestu. Nie byłem pewien, jak to rozumieć. Ponieważ wynik tego procesu był z góry określony i narzucony, nie wyobrażałem sobie, aby ci adwokaci postąpili tak z własnej woli. Zacząłem się domyślać, że w taki oto sposób Putin chce się elegancko wycofać z upokarzającego spektaklu, który sam wyreżyserował.

Ale zamiast dać za wygraną, Putin podbił stawkę i 22 kwietnia rosyjskie władze wydały nakaz aresztowania mnie pod zarzutem popełnienia kolejnych przestępstw.

Chociaż mogło to brzmieć dramatycznie, nie zrobiło na mnie tak silnego wrażenia, jakie zamierzali wywrzeć Rosjanie. Nie było możliwości, abym został aresztowany na terenie Wielkiej Brytanii. Władze brytyjskie zdążyły już uznać proces za „obraźliwy” i odrzucały wszystkie żądania Rosjan o przekazanie mnie w ich ręce. Nie wyobrażałem sobie, aby jakikolwiek inny cywilizowany kraj mógł postąpić inaczej. Zatem pomimo agresywnych pomruków rządu rosyjskiego nadal żyłem jak dawniej i zajmowałem się swoją pracą.

W połowie maja zostałem zaproszony, by wygłosić przemówienie na Forum Wolności w Oslo, będącym odpowiednikiem Davos dla obrońców praw człowieka. W dniu wystąpienia, kiedy miałem już stanąć przed liczącą trzysta osób publicznością, spojrzałem na mojego blackberry’ego i zobaczyłem wiadomość od mojej sekretarki zatytułowaną „Interpol”.

Otworzyłem ją i przeczytałem: „Bill, właśnie skontaktował się z nami XXXXXXX, który dostał kopię komunikatu do wszystkich oddziałów Interpolu z poleceniem aresztowania ciebie. Dokument w załączniku. Proszę, natychmiast zadzwoń do biura!”.

Szybko otworzyłem plik PDF i oczywiście zobaczyłem, że Rosjanie zwrócili się w końcu do Interpolu. Kilka sekund później zawołano mnie na salę, bym rozpoczął przemówienie. Z wymuszonym uśmiechem na twarzy stanąłem na rzęsiście oświetlonym podium i przez dziesięć minut opowiadałem historię o mnie, o Rosji i Siergieju, którą powtarzałem już tyle razy. Zdołałem przebrnąć przez wystąpienie, wypierając ze świadomości otrzymaną przed chwilą informację. Kiedy tylko ucichły oklaski, wyszedłem do holu i zadzwoniłem do mojej londyńskiej prawniczki. Jak się od niej dowiedziałem, taki komunikat Interpolu oznaczał, że ilekroć będę podróżował za granicę, mogę zostać aresztowany. Wszystko zależało od tego, czy kraj, do którego akurat zawitam, zdecyduje się postąpić zgodnie z owym komunikatem.

Właśnie przebywałem w Norwegii, gdzie moja sytuacja była niepewna. Wprawdzie kraj ten mógł się poszczycić nie lada zasługami na rzecz ochrony praw człowieka, jednak dzielił granicę i od lat współpracował z Rosją, trudno było zatem przewidzieć, jak w takich okolicznościach zachowają się jego władze. Zadzwoniłem do Eleny i poinformowałem ją, co się dzieje, a także uprzedziłem, by przygotowała się na najgorsze.

Zarezerwowałem bilet na wcześniejszy lot powrotny, spakowałem bagaże i udałem się na lotnisko w Oslo. Dotarłem na miejsce półtorej godziny wcześniej i potwierdziłem rezerwację na stanowisku Scandinavian Airlines. Kiedy nie byłem już w stanie dłużej odwlekać nieuniknionego, powoli ruszyłem długim korytarzem w stronę norweskiej kontroli paszportowej.

Podobnie jak wcześniej Eduard i Władimir byłem kłębkiem nerwów, szykując się do przekroczenia granicy jako potencjalny zbieg. Zacząłem sobie wyobrażać, jak podaję paszport do kontroli, i już widziałem minę urzędnika, który zobaczył, że jestem ścigany na podstawie międzynarodowego nakazu aresztowania. Oczyma wyobraźni ujrzałem, jak trafiam do norweskiego ośrodka dla nielegalnych imigrantów i miesiącami tkwię w spartańskiej celi, usiłując powstrzymać ciągnące się w nieskończoność procedury ekstradycyjne. Widziałem, jak norweskie władze uginają się w końcu pod naciskami Rosjan i przegrywam swoją walkę. Widziałem samolot Aerofłotu, na którego pokładzie zostaję odesłany do Moskwy. Bałem się nawet myśleć o całej zgrozie, jaka czekała mnie potem.