Выбрать главу

Chociaż zdawałem sobie sprawę, jak nieuczciwi potrafią być Rosjanie, nie mieściło mi się w głowie, że zarząd Gazpromu wszystko rozkradł. Gdybym potrafił jakoś udowodnić, że rynek się myli, można by mnóstwo na tym zarobić. Musiałem dokładnie zbadać tę spółkę i odkryć, co tak naprawdę się dzieje. W tym celu należało przeprowadzić „analizę kradzieży”.

Ale jak przeprowadzić analizę kradzieży rosyjskiej spółki? Tego nie uczono w szkole biznesu w Stanfordzie. Oczywiście nie mogłem zwrócić się bezpośrednio do zarządu Gazpromu. Nie mogłem też poprosić o pomoc analityków z któregoś z wielkich międzynarodowych banków inwestycyjnych. Dla nich liczyła się tylko dobrze opłacana praca, więc wchodzili w dupę zarządowi Gazpromu i nigdy nie potwierdziliby publicznie informacji o bezczelnych kradzieżach, do których dochodziło na ich oczach.

Kiedy zastanawiałem się, jak to rozegrać, uświadomiłem sobie, że w tej sytuacji może mi się przydać doświadczenie zdobyte w BCG. Jako doradca w dziedzinie zarządzania przekonałem się, że najlepszym sposobem na trudne pytania jest znalezienie ludzi, którzy znają odpowiedzi, i wypytanie ich.

Sporządziłem zatem listę ludzi, którzy wiedzieli coś o Gazpromie — konkurentów, klientów, dostawców, byłych pracowników, urzędników państwowych i tym podobnych. Potem każdego z nich zapraszałem na śniadanie, lunch, obiad, herbatę, kawę albo deser. Nie chciałem spłoszyć ich przedwcześnie, więc nie ujawniałem im całych swoich planów. Mówiłem tylko, że jestem zachodnim inwestorem, który chciałby z nimi porozmawiać. Ku memu zaskoczeniu mniej więcej trzy czwarte około czterdziestoosobowej grupy informatorów, z którymi nawiązałem kontakt, zgodziło się na spotkanie.

Pierwszą rozmowę przeprowadziłem z dyrektorem działu planowania małej firmy, która stanowiła rodzimą konkurencję Gazpromu. Łysy i z lekką nadwagą, nosił radziecki zegarek i wymięty szary garnitur. Wadim i ja spotkaliśmy się z nim przy lunchu we włoskiej restauracji Dorian Gray, która znajdowała się nad brzegiem rzeki Moskwy naprzeciwko placu Błotnego.

Po zwyczajowej błahej pogawędce na wstępie przeszedłem do rzeczy.

— Chcieliśmy z panem porozmawiać, ponieważ staramy się ustalić, co skradziono z Gazpromu — oznajmiłem bez ogródek. — Należy pan do ekspertów w tej dziedzinie i pomyślałem, że może byłby pan skłonny podzielić się z nami swoją wiedzą.

Nastąpiła chwila ciszy i pomyślałem, że chyba przeciągnąłem strunę, ale wtedy twarz naszego rozmówcy przybrała radosny wyraz. Mężczyzna oparł dłonie na białym obrusie i pochylił się do przodu.

— Tak się cieszę, że pan o to zapytał. Zarząd Gazpromu to banda największych oszustów, jakich można sobie wyobrazić. Wszystko rozkradają.

— Na przykład co? — odezwał się Wadim.

— Weźmy taki Tarkosalenieftiegaz — odparł mężczyzna, uderzając łyżką o blat. — Utworzyli go na bazie Gazpromu.

— Co to jest Tarko… — zainteresował się Wadim.

— Tarko Sale — przerwał mu nasz rozmówca. — To złoża w okręgu jamalsko-nienieckim. Mają około czterystu miliardów metrów sześciennych gazu.

Wadim wyjął kalkulator i przekształcił podaną ilość na baryłki przeliczeniowe ropy[7]. Wynik, jaki otrzymał — 2,7 miliarda baryłek ropy — oznaczał, że złoża Tarko Sale są większe od zasobów Occidental Petroleum, amerykańskiej spółki o kapitale 9 miliardów.

Mam raczej mocne nerwy, ale odłączenie od Gazpromu tak dużej spółki przyprawiło mnie o szok. Tymczasem nasz rozmówca przeszedł do szczegółów, wymieniając nazwiska, podając daty i opowiadając o innych potężnych złożach gazu, które były rozkradane. Wypytywaliśmy go o wszystko, co tylko przyszło nam na myśl, i zapisaliśmy siedem stron w notatniku. Ostatecznie musieliśmy przerwać lunch po dwóch godzinach, w przeciwnym razie rozmowa ciągnęłaby się w nieskończoność.

Nieświadomie natknąłem się na jedno z najważniejszych zjawisk kulturowych postsowieckiej Rosji — eksplodujący rozrzut skali zamożności. W czasach komunizmu najbardziej majętny człowiek w Rosji był około sześciu razy bogatszy od najbiedniejszego. Członek Politbiura mógł mieć większe mieszkanie, samochód albo ładną daczę, ale nic poza tym. Tymczasem w 2000 roku najzamożniejszy człowiek w Rosji był bogatszy od najbiedniejszego aż dwieście pięćdziesiąt tysięcy razy. Rozbieżność ta powstała w tak krótkim czasie, że zatruła ducha narodu. Ludzi przepełniał taki gniew, że byli gotowi wyrzucić z siebie wszystko, jeżeli tylko ktoś chciał o tym rozmawiać.

Większość pozostałych spotkań przebiegała w podobny sposób. Spotkaliśmy się z konsultantem w dziedzinie przemysłu petrochemicznego, który opowiedział nam o innych skradzionych złożach gazu. Przeprowadziliśmy rozmowę z dyrektorem do spraw rurociągów, który wspominał, jak Gazprom zamienił całą swoją sprzedaż gazu w byłym Związku Radzieckim na szemrane pośrednictwo. Rozmawialiśmy z byłym pracownikiem, który opowiadał o tym, jak Gazprom udzielał przyjaciołom członków zarządu wielkich pożyczek poniżej rynkowej stopy procentowej. W sumie zapełniliśmy dwa notatniki ciężkimi oskarżeniami o kradzieże i oszustwa.

Jeśli wierzyć we wszystkie informacje, które zebraliśmy, prawdopodobnie był to największy przekręt w dziejach gospodarki. Było tylko jedno wielkie zastrzeżenie. Nie mieliśmy pojęcia, czy którekolwiek z tych oskarżeń jest prawdziwe. Ludzie mogli opowiadać takie rzeczy z zawiści, mogli wyolbrzymiać albo celowo wprowadzać nas w błąd. Musieliśmy znaleźć jakiś sposób na zweryfikowanie tych informacji.

Ale jak w Rosji można stwierdzić, czy cokolwiek jest prawdą? Czyż nie to właśnie stanowiło istotę problemu, z którym przede wszystkim musieliśmy się uporać w przypadku Gazpromu? Rosja była tak mglistym i nieprzeniknionym krajem, że czasem człowiek odnosił wrażenie, jakby nie widział własnej ręki trzymanej tuż przed oczami.

Tak mogło się wydawać, ale w rzeczywistości wcale nie było tak tajemniczo. Wystarczyło tylko zdrapać wierzchnią warstwę, by ze zdumieniem odkryć, że Rosja to jedno z najbardziej przejrzystych miejsc na ziemi. Trzeba było tylko wiedzieć, jak zdobywać informacje, a my przyswoiliśmy sobie tę umiejętność niemal przez przypadek kilka tygodni po tym, jak nasze rozmowy w sprawie Gazpromu dobiegły końca.

Jadąc do pracy swoim volkswagenem golfem, Wadim utknął w korku przy placu Puszkina, gdzie Bulwarnoje Kolco styka się z ulicą Twerską. Na tym skrzyżowaniu każdy samochód może skręcić tylko w lewo albo w prawo, wskutek czego przez większość dnia panuje tam nieustanny zator. Kierowców, którzy tkwią tam około godziny uwięzieni w swoich samochodach, oblega mała armia przedsiębiorczych uliczników handlujących wszystkim, od pirackich płyt DVD poprzez gazety aż po zapalniczki.

Gdy pewnego dnia Wadim tkwił w korku przed tym skrzyżowaniem, do jego samochodu podszedł jakiś chłopiec, zachwalając swój towar. Wadim nie był zainteresowany, ale chłopiec nie dawał za wygraną.

— No dobra, co tam masz? — spytał Wadim ostrożnie.

Chłopiec rozchylił poły brudnej niebieskiej kurtki, odsłaniając kolekcję płyt kompaktowych zapakowanych w foliowe koszulki.

— Bazy danych.

To zaintrygowało Wadima.

— Jakiego rodzaju bazy danych?

— Każdego. Spisy abonentów komórkowych, zeznania podatkowe, wykroczenia drogowe, fundusze emerytalne. Co pan zechce.

— A to ciekawe. Jaka jest cena?

— To zależy. Od pięciu do pięćdziesięciu dolarów.

вернуться

7

Baryłka przeliczeniowa ropy to jednostka energii stosowana do porównania metra sześciennego gazu z baryłką ropy naftowej.