Выбрать главу

To Maja kazała im jechać dalej, to właściwie ona dowiozła ich na południe.

Kryjówka pod dolmenem była szeregiem małych jaskiń. Zgodnie ze słowami Michela, podróżnicy znaleźli w nich zapasy żywności i gazów, nie było tam jednak ludzi. Po kilku dniach, które uciekinierzy spędzili wypoczywając oraz nadrabiając braki we śnie i jedzeniu, Maja zaczęła narzekać. “To nie jest sposób na życie — mówiła. — Więcej w tym życiu śmierci niż życia. Gdzie są inni? — pytała. — Gdzie jest Hiroko?” Michel i Kasei wyjaśnili jej po raz kolejny, że ukryta kolonia znajduje się na południu, że przenieśli ją tam już dawno temu. “W porządku — odpowiadała Rosjanka. — W takim razie my również pojedziemy na południe”. W garażu kryjówki podróżnicy znaleźli kolejne kamienne pojazdy. “Potrafimy przecież podróżować w nocy — nalegała Maja — a gdy wyjedziemy z kanionów, będziemy bezpieczni”. W kryjówce nie mogli mieszkać bez końca, jej zapasy, choć spore, były jednak ograniczone, więc, prędzej czy później, i tak musieliby to miejsce opuścić. “Najlepiej jechać teraz, gdy jeszcze można się ukryć w ciemności wywołanej burzą pyłową — przekonywała ich Maja. — Najlepiej jechać już teraz, nie zwlekając”.

Pobudziła więc zmęczoną grupkę przyjaciół do działania. Załadowali dwa pojazdy i znowu wyruszyli. Jechali na południe przez wielkie, jakby “zmiętoszone” równiny Margaritifer Sinus. Ta kraina nie narzucała im takich ograniczeń jak Marineris, przejeżdżali więc każdej nocy setki kilometrów, a całe dnie przesypiali. Niemal nie odzywali się do siebie i przez kilka dni i nocy tej milczącej podróży przejechali między Argyre i Hellas, przez nieskończoną krainę pokrytych kraterami południowych wyżyn. Zaczęło im się wydawać, że nigdy nie żyli inaczej, że zawsze tylko jechali przed siebie w małych łazikach i że ich podróż potrwa do końca świata…

A potem pewnej nocy wjechali na warstwowy teren regionu polarnego i tuż przed świtem horyzont przed nimi rozjarzył się, a następnie zmienił w mrocznobiały pas, który gęstniał coraz bardziej, kiedy się ku niemu zbliżali, aż stanął przed nimi jako biała ściana skalna. Była to, oczywiście, południowa czapa polarna. Michel i Kasei zajęli w tym momencie siedzenia kierowców i cichymi głosami naradzali się przez interkom. Później ruszyli dalej i jechali tak długo, aż dotarli do białego urwiska. Teraz znaleźli się na lodzie, pod którym leżał zamarznięty piasek. Ściana skalna okazała się ogromnym nawisem, który wyglądał jak fala zamarznięta nagle tuż przed uderzeniem w brzeg plaży. Na dnie urwiska pojawił się wycięły w lodzie tunel, z którego wyszła postać w walkerze i wskazała wjazd dwóm łazikom.

Posuwali się tunelem przynajmniej przez kilometr i przez całą drogę ze wszystkich stron otaczał ich lód. Tunel był wystarczająco szeroki, by mogły nim jechać obok siebie dwa, a nawet trzy rovery i miał niski strop. Lód dokoła nich był czystobiały, suchy lód tylko lekko porysowany smugami uwarstwienia. Podróżnicy przebyli dwie śluzy powietrzne tunelu, a w trzeciej Michel i Kasei zatrzymali łaziki, otworzyli własne komory powietrzne i wysiedli. Maja, Nadia, Sax, Simon i Ann wydostali się z roverów i podążyli za nimi tunelem, który nagle się otworzył. Wówczas wszyscy się zatrzymali, zadziwieni, ale i uspokojeni widokiem, który się przed nimi rozciągał.

Nad głowami podróżników znajdowała się ogromna kopuła z połyskującego białego lodu. Skojarzyła im się z gigantyczną przewróconą czarą. Miała wiele kilometrów średnicy i przynajmniej kilometr wysokości, może nawet więcej. Wznosiła się niemal pionowo w górę, a jej środek był łagodnie wklęsły. Światło pod nią było rozproszone, ale dość mocne i podróżnicy mieli wrażenie, że stoją na powierzchni Marsa w pochmurny dzień; światło zdawało się pochodzić z samej białej jarzącej się kopuły.

Ziemia pod kopułą łagodnie połyskiwała czerwonawym piaskiem. W zagłębieniach rosła trawa, sporo było tu też wysokich bambusów i sękatych sosen. Z prawej strony znajdowały się małe pagórki, a na nich — mała osada. Jedno — i dwupiętrowe budynki, pomalowane na białobłękitno, otoczone wielkimi drzewami. W grubych konarach ukryto bambusowe pomieszczenia i schody.

Michel i Kasei ruszyli ku wiosce, a kobieta, która wprowadziła ich pojazdy do śluzy tunelu, pędem pobiegła przed nimi, krzycząc bez końca:

— To oni, nareszcie przyjechali, nareszcie są tutaj!

Na drugim krańcu pokrytej kopułą przestrzeni znajdowało się jezioro z lekko parującą wodą. Jego jasną, biało połyskującą powierzchnię marszczyły fale, które załamywały się przy brzegu. Dalej stał ogromny niebieski rickover; odbijał się błękitnie w białej wodzie jeziora. Porywy zimnego, wilgotnego wiatru szczypały podróżników w uszy.

Michel niebawem wrócił po przyjaciół, którzy dotą4.stali nieruchomo jak posągi.

— Chodźcie ze mną, tu przecież jest chłodno — powiedział z uśmiechem. — Na kopule znajduje się warstwa wodnego lodu, toteż musimy przez cały czas utrzymywać ujemną temperaturę powietrza.

Z osady zaczęli się wylewać ludzie. Wszyscy okrzykami radości witali przybyłych. Na dole, przy małym jeziorze, pojawił się nagle młody człowiek. Biegł ku nim, sadząc wielkimi susami po wydmach plaży. Mimo że przedstawiciele pierwszej setki spędzili tak wiele lat na Marsie, człowiek biegnący po powierzchni planety nadal wyglądał dla nich jak postać ze snu. Minęła długa chwila, zanim Simon chwycił mocno za ramię Ann i krzyknął:

— To Peter! To nasz Peter!

— Peter… — powtórzyła cicho Ann.

I nagle znaleźli się w tłumie ludzi. Wszędzie wokół otaczali ich młodzieńcy, dziewczęta, a także dzieci; nieznajomi, ale o swojskich twarzach. Zjawili się również Hiroko, Iwao, Raul, Rya, Gtene, a po chwili dotarł do nich również Peter i z radosnym okrzykiem otoczył ramionami Ann i Simona. W tłumie byli też Wład, Ursula, Marina i wiele innych osób z Acheronu. Wszyscy cisnęli się, aby ich przywitać i uściskać.

— Co to za miejsce? — zawołała nagle Maja.

— To dom — odparła Hiroko. — Tu zaczniemy wszystko od początku.

Podziękowania

Pragnę podziękować: Lou Aronice, Victorowi R. Bakerowi, Paulowi Birch, Donaldowi Blankenship, Michaelowi H. Carrowi, Peterowi Ceresole, Robertowi Craddockowi, Martynowi Foggowi, Jennifer Hershey, Fredericowi Jamesonowi, Jane Johnson, Damonowi Knight, Aleksandrowi Korzeniewskiemu, Christopherowi McKay, Beth Meacham, Rickowi Millerowi, Lisie Noweli, Stephenowi Pyne, Garry’emu Snyderowi, Luciusowi Shepardowi, Ralphowi Vicinanzy i Tomowi Whitemore.

Specjalne podziękowania składam po raz kolejny Charlesowi Sheffleldowi.

sic