Выбрать главу

Gdy zza południowego skrzydła, grzmiąc oberkiem granym na całą moc harmonii, wyjechał „Rudy” z biało-czerwoną flagą nad wieżą, wszystkie głowy obróciły się w jego kierunku.

— Eto kto?

— Kakoj czort?

— Amerikancy!

— Niet, biełoje z krasnym i orioł znaczyt Polaki.

— Towariszcz gienierał! — wołał gruby pułkownik z czołgu. — Prawdu gaworili. Wot wasz tank prijechał.

Część piechoty pobiegła na spotkanie „Rudego”, zrobiło się luźniej i dopiero teraz można było zobaczyć orła na pancerzu transportera i polską czapkę ze srebrnym wężykiem. Generał machnął ręką, że widzi, odwrócił się i ruszył swoim na spotkanie.

Tymczasem wjeżdżały już następne czołgi z desantem polskiej piechoty, przystawały, robiło się coraz gwarniej i tłoczniej.

Kiedy generał podszedł do „Rudego”, cała załoga prężyła się w bojowej postawie, a w odległości paru metrów przyklękał i kucał fotograf, robiący im wspólne zdjęcie z radzieckimi żołnierzami.

— W gazietie napieczatajem! — wykrzyknął. — Wnimanije, towariszczi! Ułybczoka i... gotowo.

Generał położył rękę na ramieniu Kosa. Sierżant odwrócił się i radośnie zawołał:

— Obywatelu generale, zadanie wykonane i wojna...

Urwał, zobaczywszy nad wężykami generalskimi nie jedną, lecz dwie gwiazdki. Rozumiał, że trzeba by pogratulować, cieszył się przecież szczerze tym awansem, lecz ze wzruszenia słowa nie mógł wydobyć. Cała załoga stała już obok i nikt nie potrafił powiedzieć tego, co należało. Jednego Szarika nie speszyła nowa gwiazdka, skoczył łapami na piersi generała, merdał ogonem i szczekał radośnie.

— Widzę, że wszyscy zdrowi i cali — mówił generał i nagle uniósł brwi. — Marusia w polskim mundurze? Myślałem, że będę pierwszy, który ci powie, ale jak widzę, już wiesz o rozkazie.

— Nie — zarumieniła się dziewczyna. — Tylko żeby ze szpitala na front...

— Masz rację. Teraz pora oficjalnie załatwić zezwolenie na ślub.

— Wdzięczny będę, obywatelu generale dywizji — Janek odzyskał głos.

— Dobra. Jest tu z wami Łażewski?

— Na rozkaz — wysunął się do przodu podchorąży.

— Dobrze, że jesteś, bo mam coś dla was obu, dla ciebie i Kosa — wydobył papier z mapnika i rozkładając go zrzędził: — Szabla by się przydała.

— Jest, obywatelu generale — zawołał radośnie Saakaszwili.

— Przedwojenna, panie generale — dodał Konstanty Szawełło.

Gruzin, wyciągnąwszy broń z czołgu, dobył ją z pochwy i podał, trzymając za klingę.

Generał wziął nagą szablę do ręki.

— W imieniu Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego — powiedział nie patrząc w papier i stanął na baczność.

Za jego przykładem znieruchomiał cały krąg naszych i radzieckich żołnierzy. Nawet ci, co słów nie dosłyszeli czy nie zrozumieli, przyjmowali postawę zasadniczą.

— Nominacje. Od razu do stopnia podporucznika, bo czas wojenny, a zasług na trzy awanse starczy. W korpusie oficerów piechoty — kapral podchorąży Daniel Łażewski. W korpusie oficerów broni pancernej — sierżant Jan Kos. Obaj przybledli, przyklękli na lewe kolano. Dwukrotnie błysnęła w powietrzu szabla, uderzając pasowanych po ramieniu.

— Huraaa! — wrzasnął Wichura.

Za nim cały krąg ryknął tak niespodzianie, że Zubryk się zachwiał, przymknął oczy, ale oprzytomniał, gdy mu Marusia dała kuksańca w bok.

— Nie siejczas.

Generał objął obu, przytulił do serca, a potem, kryjąc wzruszenie, podał na dłoni wydobyte z kieszeni gwiazdki.

— Przywiozłem — przekrzykiwał tłum — bo pewno nie macie, a przyczepić od razu warto.

Łażewski zaczął przypinać z pomocą Wichury, Gustlik wyciągnął rękę w stronę Kosa, ale Janek nie potrafił opanować wzruszenia.

— Nie teraz — pokręcił głową. — Za chwilę wrócę.

Przez przedni właz sięgnął do czołgu i zabrawszy rotmistrzową czapkę z amarantowym otokiem, pobiegł w stronę kolumnady Brandenburger Tor, jakby go ścigano.

Marusia zrobiła za nim parę kroków, ale zatrzymał ją. Gustlik.

— Czekaj. Niech sobie wszystko ułoży.

— Lidka nie przyjechała? — spytał Grześ.

— Poparzona.

— Małom jej razy mówił, coby była uważna, jak herbata nalewa... — wtrącił Jeleń, lecz umilkł spotkawszy wzrok dowódcy.

— Nie przy herbacie — powiedział generał. — Obie ręce ma poparzone i włosy straciła w ogniu.

— Co się stało? — zawołał Saakaszwili przestraszywszy się nie na żarty.

— Nad ranem samoloty zaatakowały sztab armii. Od fosforowych bomb zapaliło się parę domów.

— Sen to ona ma mocny — nie wytrzymał Gustlik.

— Wstała na czas, ale potem z bezpiecznego miejsca pobiegła jeszcze papiery ratować. Byłem akurat na odprawie u dowódcy i kiedy wróciłem, zabrano ją już do szpitala — wyjaśnił generał. — Lekarze obiecują, że niedługo już wyjdzie.

— Inna to już dziouszka niż ta, co my ją z Jankiem w transporcie poznali — rzekł w zamyśleniu Jeleń.

— Nie inna — zaprzeczył gwałtownie Grigorij. — Tylko oczy trzeba mieć otwarte. Takiej jak Lidka ze świecą po świecie szukaj i nie znajdziesz.

— Dowódca czołgu uciekł — rzekł generał zwracając się do załogi — a ja mam do was jeszcze dwie ważne sprawy.

— Jo za niego — Jeleń stanął na baczność i zamyślony nad przygodą Lidki mruknął cicho do siebie samego: — Po cóż ona w ten ogień szła?

— Jeszcze dziś delegacja 1 armii jedzie do Warszawy, żeby Krajowej Radzie Narodowej zameldować o zdobyciu Berlina — mówił generał. — Z różnych jednostek po jednym żołnierzu, więc w imieniu brygady pancernej może by kogoś z waszej załogi...

Jeleń popatrzył na Grigorija, który przygładzał wąsy, na Wichurę, mrużącego porozumiewawczo oko, i wreszcie na Tomasza, który weń wlepił wytrzeszczone gały.

— Szeregowy Czereśniak niech jedzie. Ojca ma tam blisko.

— Przenoś, Tomasz, rzeczy na mój transporter — rozkazał generał, kiwając głową.

Tomasz już ruszył z miejsca, ale Jeleń przytrzymał go za rękaw.

— Zapamiętaj se: jak się choć godzina spóźnisz, to ci wszystkie kości połomię. A bambetli połowa ostaw, bo się przerwiesz.

— Ja się nie przerwę — zapewnił Czereśniak.

— Jeleń! — wezwał generał.

— Na rozkaz.

— A kogo na jego miejsce?

Gustlik, zamiast odpowiedzieć, obejrzał się na sapera, który cały czas stał o parę kroków dalej i obserwował wydarzenia. Generał poszedł za wzrokiem plutonowego i znieruchomiał.

— Kapitan Iwan Pawłow — zameldował oficer — saper przydzielony na czas bojowego zadania.

— Niesłychane — zamruczał generał, wyciągając rękę. — Żywcem skóra zdarta.

— Razem my pod wodą wojowali, brali stację pod ziemią — wyjaśnił Jeleń. — Poznali my się...

— Chcecie tych parę dni z nimi jeździć? — spytał generał kapitana.

— Dobra załoga — odrzekł oficer.

— Nasze jednostki podchodzą już do Łaby. Marusię, Łażewskiego i resztę ze sobą zabieram, a czołg tam właśnie chciałem pchnąć. Gdzież ten Kos się podziewa?

— Podporucznik Kos? — przepytał Jeleń, smakując nowe zestawienie słów. — Zaraz go, pierona, zawołam — złożył dłonie koło ust i unosząc twarz ku górze zawołał w kierunku Bramy Brandenburskiej: — Janeeek!