Выбрать главу

– Lubię dobre restauracje – odparła z uśmiechem Elisa. – Byłoby mi miło. Grozi panu niebezpieczeństwo?

– No… coś w tym rodzaju. – Skinąłem głową. – Zadarłem z funkcyjnymi.

– Oni są okropni – powiedziała ostro dziewczyna. – Proszę zostać u nas, obronimy pana.

Pomyślałem ze smutkiem, że jeśli Elisa dowie się, że ja sam jestem byłym funkcyjnym, to moje notowania drastycznie spadną. Zresztą, mało to we Włoszech Elis?…

– Trochę szkoda, że nie ma u was techniki – zauważyłem z westchnieniem. – Najwygodniej podróżuje się samolotem, a taki telefon to bardzo dobra rzecz…

– Nie wiem, co to takiego samolot, ale się domyślam. – Skinęła poważnie głową. – Ale przecież nie zna pan naszego świata! Może znajdzie pan tutaj coś, co się panu spodoba!

– Już znalazłem! – wysiliłem się na komplement. Zdaje się, że miałem dobry dzień.

– Po obiedzie czeka pana małe konklawe. – Tym razem Elisa nie zwróciła uwagi na moje słowa. – Przyjdzie po pana grupa konwojentów, ale ja też będę. Marko powiedział, że potrzebuje pan kogoś znajomego, wówczas będzie się pan mniej denerwował, a on musiał wyjechać.

– Rozumiem.

Zanim zdążyłem się zmartwić, że całe jej przemiłe zachowanie to jedyne efekt rozkazu, Elisa skromnie spuściła wzrok i dodała:

– Bardzo się cieszę, że spotkał mnie taki zaszczyt, i mogę być pańskim przyjacielem w naszym świecie.

Czas przy śniadaniu płynął szybko i miło. Nie odważyłem się palić przy Elisie, dlatego przenieśliśmy się do biblioteki i zajęliśmy porównywaniem ziemskich (czy raczej demosowskich) autorów oraz pisarzy Opoki. Elisa była bardzo oczytana, bardziej niż ja. Znaleźliśmy kilka różnic – oni albo nie mieli Daniela Defoe, albo był mało znany, a Dumas nie napisał Trzech muszkieterów. Ten fakt zmartwił mnie do tego stopnia, że zacząłem opowiadać Elisie treść książki, usiłując jak najłagodniej przedstawić kontrowersyjny moment walki trzech muszkieterów i d’Artagnana z kardynałem Richelieu. W efekcie wyszło mi coś w rodzaju współczesnej wersji radzieckich książek o wojnie ojczyźnianej, zaadaptowanych dla dzieci, z usunięciem rewolucyjnego patosu i ideologii. No, walczą sobie jacyś tam umowni biali i umowni czerwoni, jednych będziemy uważać za dobrych, bo właśnie ich przygody opisuje autor, a drugich za złych, bo oni chcą tych dobrych wysmagać batem, a czasem nawet rozstrzelać.

Trzej muszkieterowie wyszli z tej adaptacji obronną ręką, Elisa była zachwycona i powiedziała, że tak pasjonująca historia cieszyłaby się w ich świecie ogromnym powodzeniem. I że mógłbym, na przykład, zapisać swoją opowieść i wydać w Opoce jako OPOWIEŚĆ literacką.

Aż mi oczy wyszły z orbit na myśl o takiej perspektywie. Faktycznie, dlaczego by nie podarować młodzieży ich świata fantastycznych przygód czwórki muszkieterów? O, szkoda, że nie ma tu pisarza Mielnikowa, on czułby się tutaj jak ryba w wodzie! A jakie możliwości miałby Kotia! Wprawdzie Illan zabroniła mu tworzenia historyjek erotycznych, ale talentu nie da się zagłuszyć… Kotia byłby tu największym pisarzem wszech czasów i narodów, wykorzystującym te wątki, które na skutek ironii losu * zostały pominięte w tym świecie… A właśnie, a propos, można by też opowiedzieć filmy, albo przerobić je na sztuki – co za wspaniała nisza!

A ci nieszczęśni pracowici grafomani, zapełniający Internet? Zamiast wymyślać historyjki o skromnym młodzieńcu, który znalazł się w obcym świecie, gdzie miał być następcą elfiego rodu, zgłębił magię i wyruszył zawojować Czarnego Władcę, przerabialiby Stevensona, Coopera, Mayne Reida, Tolkiena, Kinga i innych. Oczywiście z Tołstojem czy Szekspirem ta sztuczka by nie przeszła, w ich przypadku zdolności literackie są ważniejsze od fabuły, ale wszystkich autorów powieści przygodowych, fantastycznych czy kryminalnych da się przerobić bezboleśnie.

Tak zajęła mnie ta rozmowa i moje własne rozmyślania, że nawet nie zauważyłem przybycia kardynała. Dopiero gdy Elisa zerwała się z miejsca i stanęła na baczność (cywilny strój nie przeszkodził jej w przyjęciu wojskowej postawy), zobaczyłem, że nie jesteśmy sami.

W drzwiach stał Rudolf ze swoim starym psiakiem na rękach, a za nim dwie dziewczyny w mundurach gwardzistów.

– Dzień dobry, Eliso. Dzień dobry, Kiryle. – Spojrzenie kardynała wydało mi się niespokojne. Zresztą, może to kwestia „oczu anioła”, może nie smakowało mu śniadanie. – Jak się spało?

Elisa nie odezwała się, zrozumiałem, że pytanie było adresowane do mnie.

– Dziękuję, dobrze. Obudził mnie wesoły ptaszek.

– Ach, tak. – Po twarzy Rudolfa przemknął cień uśmiechu. – Tutaj są przystawione do każdej sypialni… Według mnie, to zbędna rozrzutność, na wsi wystarcza jeden czy dwa na wszystkie domy. To bardzo dobrze, bardzo. Czeka nas konklawe, Elisa pana uprzedziła?

– Tak, Ekscelencjo.

– Chodźmy… – Zawahał się. – Eliso, proszę również iść z nami. Gdzie ma pani mundur?

– W koszarach. Mogłabym…

– To nic, to nic… Nie zwlekajmy.

Życzenie „nie zwlekania” było chyba równoznaczne z rozkazem pośpieszenia się. Wyszliśmy szybko z budynku i nawet się nie zdziwiłem, widząc, że na podwórku stoi nie tylko kareta zaprzężona w dwa konie, ale również czterech konnych gwardzistów, trzymających za wodze jeszcze parę koni. Ja, kardynał i Elisa wsiedliśmy do karety, a szóstka dziewcząt w swoich pstrokatych strojach eskortowała nas, klasycznie dzieląc się na bojową ochronę: dwie z przodu, dwie z tyłu i po jednej z każdego boku karety. Nie wątpiłem już, że coś wisi w powietrzu. Nawet stary psiak kardynała nie spał, tylko obrzucał mnie uważnym, zupełnie nie psim spojrzeniem.

– Coś się stało, Ekscelencjo? – Nie wytrzymałem.

Kardynał westchnął.

– Tak. Masz prawo wiedzieć. Kto był wtajemniczony w twoją wyprawę do Opoki?

– Mój przyjaciel Kotia. Celnik Cebrikow na Ziemi… to znaczy, na Demosie… celnik Andriej w Werozie. Cebrikow chyba nie wiedział, dokąd dalej pójdę.

– Nietrudno się domyślić, skoro jego posterunek mieści się obok jedynych wrót do naszego świata. – Kardynał skrzywił się, gdy kareta podskoczyła na kamieniu; woźnica nie żałował koniom bata. – Nie, to nam nic nie daje. Jak rozumiem, Arkanowcy po prostu są w stanie wyśledzić twoje przejścia przez światy.

– Być może. Na Ziemi potrafili na pewno.

– Dwie godziny temu przybyli do nas parlamentarzyści z Arkanu. To się czasem zdarza – mówił dalej kardynał. – Miałem nadzieję, że chodzi o pertraktacje w sprawie zawieszenia broni czy propozycję wymiany… – Urwał, ale ja i tak zrozumiałem to, czego wcześniej jedynie się domyślałem: nie tylko Arkan wysyłał swoich agentów do innych światów, Opoka robiła to również.

– Chodzi im o mnie? – spytałem.

– Tak. Żądają wydania „swojego” funkcyjnego, który przeprowadził zamach terrory-styczny w Arkanie, zamordował kobietę na Demosie, porwał dziewczynę z uzdrowiska w Nirwanie…

– Zamach?! – zawołałem. – Walili do mnie z dział dużego kalibru! Uzdrowisko?! To obóz koncentracyjny!

Kardynał skinieniem dłoni dał mi do zrozumienia, żebym umilkł.

– To nieistotne. Wierzę tobie, nie im. Na liście twoich przestępstw widnieje jeszcze z dziesięć innych punktów: zniszczenie cudzej własności, poniżenie obywatela Arkanu w ramach dyskryminacji rasowej, i tak dalej. Ale to nieistotne. Teraz chodzi wyłącznie o to, co mamy zrobić.

– Grożą wam? – spytałem ponuro. Chciałem popatrzeć na Elisę, ale bałem się zobaczyć w jej oczach strach czy odrazę.

вернуться

* Ironia losu – autor nawiązuje do kultowej rosyjskiej komedii filmowej pt. Ironia Losu (reż. Eldar Riazanow), w którym grała m.in. polska aktorka Barbara Brylska (przyp. tłum.)